W sali konferencyjnej na PGE Narodowym były tłumy dziennikarzy, ustawiły się kamery największych stacji telewizyjnych. Niektórzy filmowali smartfonami, bo w dobie mediów społecznościowych liczy się szybki przekaz tu i teraz, „łapki w górę” na kanale. Każdy dziennikarz chciał zadać chociaż jedno pytanie, a Jan Urban cierpliwie odpowiadał na wszystkie.
Czasem mrugał porozumiewawczo i zerkał na siedzącego obok Cezarego Kuleszę. To prezes PZPN wyznaczył go na kolejną „ofiarę”, jak napisał w swoim felietonie były reprezentant Polski Radosław Kałużny. Urban śmiał się, kiedy to mówił, ale może gdzieś w głębi duszy już przeczuwa, jaki los go czeka. Inaczej nie będzie, takie są okrutne prawidła polskiej piłki, która pożera najbardziej uznanych trenerów. Jeśli krytyka spadła nawet na Kazimierza Górskiego, to trudno uwierzyć, że ktoś inny zostanie oszczędzony.