Małkowska: Żyć nie umierać

Ze mną kiepsko: w połowie jestem gorący, w połowie lodowaty – zwierzył się pewien sędziwy pan innej seniorce, która również utyskiwała na zdrowotne niedomaganie. Rozpoczęła się licytacja – czyj organizm bardziej szwankuje i w jaki sposób.

Aktualizacja: 02.10.2015 18:06 Publikacja: 02.10.2015 01:48

Małkowska: Żyć nie umierać

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

„Ja mam sześćdziesiąt lat, ty masz sześćdziesiąt lat, będzie nas coraz więcej"... Tak mogą zaśpiewać ci, których rodzice nie myśleli o tym, czy podołają finansowo prokreacji, ale po prostu się rozmnażali. Głupio i bez wyobraźni, nie kalkulując potomstwa wedle zgromadzonych na koncie zer. Bo i tak na ogół było to zero lub coś koło tego.

Dzieci powojennego wyżu wkraczają lub wkroczyły w wiek senioralny i zaczynają liczebnie niebezpiecznie dominować nad pokoleniem produkcyjnym. Niektórzy wciąż pracują, przez co młodym rośnie gula, że staruchy ich blokują. Przy bezrobociu i śmieciówkach nie ma co się dziwić, że wzmaga się ageizm, czyli dyskryminowanie osób starszych.

Siłowe parcie na sztuczną młodość nie wynika tylko z próżności tych i owych. Nie dlatego lekarze różnych „niedochodowych" specjalności przekwalifikowują się na chirurgów estetycznych. To efekt popkultury, przyjętej jako jedyna prawda do wierzenia. Brak wyglądu nie przystaje do standardów XXI wieku. Kto jest wizualnie starością trafiony, ten zatopiony. No, chyba że ma sześć czy więcej zer na koncie, wtedy zewnętrzność ani wnętrze nie mają znaczenia. Gruby portfel przydaje zmarszczkom seksapilu: delikwent długo nie pociągnie, kasa zostanie. Warto się zatroszczyć.

Ale zejdźmy na naszą polską ziemię, na której emeryt wyciąga miesięcznie góra trzy zera, zwykle dwa. Nawet jeśli w promiennych latach 90. uwierzył w obietnice drugiego filaru i wpłacał comiesięczną daninę obcym bankom mamiącym „godną starością", to dziś żyje raczej głodnie niż godnie.

Transformacja najmocniej uderzyła w wolne zawody, którym przynależność do związków twórczych nie zapewniła na stare lata niczego. Wprawdzie artystom wiek liczy się inaczej. Zdarzają się tacy, którzy z każdą dekadą nabierają coraz więcej werwy, temperamentu, życia. Włos siwieje, plecy się garbią, wzrok słabnie, a prace młodnieją. Jednak kreatywność to jedno, a biologia – drugie.

Obejrzałam „Młodość", czyli filmową rozprawkę o starości Paola Sorrentino. W rolach głównych pan reżyser i pan kompozytor, obydwaj pod osiemdziesiątkę. Relaksują się w szwajcarskim Davos, korzystając z wypasionej oferty kurortu: masaże, zabiegi regeneracyjne, kąpiele, koncerty, nagie baby, dzikie słonie.

Nie drżą na myśl o rachunku, jaki przyjdzie im za te dobra zapłacić – podczas gdy dla polskiego staruszka problemem bywa opłata czynszu. Dla staruszka-artysty jeszcze większy stres rodzi się z pytania, jak utrzymać siebie i podtrzymać aktywność twórczą. Rozpaczliwe wysiłki, heroiczne wybory, dramatyczna walka z narastającą niemocą, a przecież „jeszcze nie wieczór"...

W pewnym momencie ten jednak nadchodzi. Co wtedy, gdy stan zdrowia i umysłu seniora wymaga stałej pomocy pielęgniarskiej, a rodzina się wypina?

Matuzalema czeka przeprowadzka do staruszkowa. O standardzie tego typu przybytków dobitnie mówią nazwy. Od przaśnych „domów pomocy społecznej" czy centrów opieki i rehabilitacji po ekskluzywne przystanie złotej jesieni, pogodnej i spokojnej starości oraz domy seniora o wyszukanych nazwach w rodzaju Vivante, Elite Prestige, Nadzieja.

To jednak nie największy luksus – bo ten kosztuje kilkanaście tysięcy za miesiąc. Są już takie miejsca w Polsce, zwłaszcza w okolicach Warszawy, o największym stężeniu zamożności. Tu dopiero można sobie pożyć! Pensjonariusze mają do dyspozycji pojedyncze (bądź małżeńskie) apartamenty, posiłki z karty, spa, limuzyny z szoferem, zajęcia ukulturalniające i rozrywkowe plus stałą opiekę medyczną, terapeutyczną, rehabilitacyjną.

Gardłowanie o wydłużeniu czy skróceniu wieku emerytalnego w Polsce zupełnie niepotrzebnie rozpala emocje: dla większości obywateli III RP gra toczy się o kilkaset zeta w tę czy w drugą stronę. Ekwiwalent kilku masaży, paru terapii, jednej doby w Vivante czy Prestige.

Żeby uciąć dywagacje o emeryturach, proponuję organizować seniorom ze zwykłych domów starców wycieczki po tych luksusowych. Widzicie, dziady, jaka starość możne być fajna? A wy, niezguły, nie umieliście zapracować na złoto waszej jesieni. Zawaliliście sprawę. Miejcie pretensje tylko do siebie.

„Ja mam sześćdziesiąt lat, ty masz sześćdziesiąt lat, będzie nas coraz więcej"... Tak mogą zaśpiewać ci, których rodzice nie myśleli o tym, czy podołają finansowo prokreacji, ale po prostu się rozmnażali. Głupio i bez wyobraźni, nie kalkulując potomstwa wedle zgromadzonych na koncie zer. Bo i tak na ogół było to zero lub coś koło tego.

Dzieci powojennego wyżu wkraczają lub wkroczyły w wiek senioralny i zaczynają liczebnie niebezpiecznie dominować nad pokoleniem produkcyjnym. Niektórzy wciąż pracują, przez co młodym rośnie gula, że staruchy ich blokują. Przy bezrobociu i śmieciówkach nie ma co się dziwić, że wzmaga się ageizm, czyli dyskryminowanie osób starszych.

Pozostało 82% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Vincent V. Severski: Notatki na marginesie Eco
Plus Minus
Dlaczego reprezentacja Portugalii jest zakładnikiem Cristiano Ronaldo
Plus Minus
„Oszustwo”: Tak, żeby wszystkim się podobało
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Fotel dla pani Eli
Plus Minus
„Projekt A.R.T. Na ratunek arcydziełom”: Sztuka pomagania
Plus Minus
Jan Maciejewski: Strategiczne przepływy