Polityka staje się globalna – nie tylko ta dotycząca relacji między państwami, ale też ta, która jest serią starć ideologicznych w poszczególnych krajach. Oto czytam w prawicowych mediach, że skoro czasem krytykuję Donalda Trumpa, to jestem zwolennikiem centralizacji Unii Europejskiej, a nawet współwinnym zablokowania startu w wyborach Marine Le Pen we Francji. Kompletny nonsens, a jednak się pojawia.
Oczywiście, zachodnia alt-prawica – a i polski PiS – złapała wiatr w żagle po zwycięstwie republikańskiego kandydata, który nie ukrywa swojej niechęci do globalizacji i do politycznej poprawności. Ale teza, że atak na panią Le Pen wynika z wojny europejskiego mainstreamu z Trumpem, jest naciągana. Do konfrontacji doszłoby zapewne tak czy inaczej. Powodem jest odruch elit europejskich, aby zabezpieczyć wszelkimi sposobami „jedynie słuszny” kierunek swojej polityki, a przy okazji swoją władzę.