Szczególnie jedna rola Kidman przychodzi w tym miejscu na myśl. W „Oczach szeroko zamkniętych” Stanleya Kubricka (1999) postać grana przez Australijkę była częścią seksualnego trójkąta, którego mrok do dziś wzbudza liczne interpretacje kinomanów. Halina Reijn nie zapuszcza się w tak głębokie i niebezpieczne rejony jak zmarły tuż przed premierą swojego najbardziej tajemniczego filmu mistrz amerykańskiego kina. Ale i w „Babygirl” mógłby też wybrzmieć utwór „Baby Did a Bad Thing” Chrisa Isaaka, który zdobił kipiący erotyzmem film Kubricka. Romy (Nicole Kidman) też bowiem robi złą rzecz. Wchodzi w romans z o połowę młodszym od siebie podwładnym stażystą Samuelem (Harris Dickinson, znany m.in. z nagrodzonego Złotą Palmą „W trójkącie”). Ona – pewna siebie i wybitnie inteligentna szefowa w nowojorskiej korporacji. On – grający chłopięco-hultajskim urokiem przystojniak, który szybko rozpracowuje psychologicznie szefową.
Pierwsze, co słyszymy w filmie, to jęk kobiecego orgazmu. Udawanego i filmowego, jak określa go sama Romy. Bohaterka uprawia właśnie seks ze swoim mężem, reżyserem teatralnym Jacobem (Antonio Banderas). Następnie ukradkiem udaje się do łazienki, gdzie ogląda klip pornograficzny. Dopiero wtedy przeżywa prawdziwą rozkosz. W klipie widzimy „babygirl”, która zrobiła coś złego (jak w utworze Isaaka) i chce, by „tatuś ją ukarał”. Samuel właśnie to dostrzega w swojej szefowej. Idealnie wystylizowana i twarda menedżerka chce być właśnie taką dziewczynką, chce być uległa i poniżana. Jej pierwsze zetknięcie ze spojrzeniem Samuela ma miejsce, gdy chłopak ujarzmia na nowojorskiej ulicy agresywną suczkę, która atakuje przechodniów. Można się zatem domyślić, jaka będzie pierwsza erotyczna zabawa szefowej i podwładnego.
Czytaj więcej
„Gąska”, pierwszy polski serial platformy Amazon Prime Video, wpisuje się w ciekawy trend polskich serii komediowych. Podobnie jak w „The Office PL” czy „1670” dostajemy lustro społecznych problemów widzianych oczami pokolenia wychowanego już w III RP.
Gdyby taki film wyszedł spod ręki mężczyzny, niechybnie wybuchłby skandal. Reżyserką i scenarzystką jest jednak znana holenderska aktorka, która nie ukrywa, że chciała nakręcić feministyczny manifest. Faktycznie, trudno „Babygirl” zestawiać z najsłynniejszymi erotycznymi thrillerami lat 80. i 90., jak „9 i 1/2 tygodnia” i „Fatalne zauroczenie” Adriana Lyne’a czy „Nagi instynkt” Paula Verhoevena, które dziś są często odrzucane jako patriarchalne fantazje na temat kobiecej seksualności. Czy jednak teza, że spełniona szefowa na wysokim stanowisku pragnie w głębi duszy dominacji samca, nie jest sprzeczna z feministyczną optyką? Jest, ale Reijn chodzi o coś innego.
„Jestem brzydka” – mówi rozbierająca się przed Samuelem Romy, która ma przecież perfekcyjną figurę i zero (dzięki zabiegom) zmarszczek. W swoim mniemaniu jest też brzydka wewnętrznie. Od dziecka ma „mroczne myśli”, które naznaczają jej małżeństwo. Nie jest w stanie osiągnąć orgazmu z przystojnym mężem (to w końcu Banderas!). Moralista i psychoterapeuta mieliby tutaj pełne ręce roboty. Reijn mówi jednak, że każda kobieta ma prawo do orgazmu i może go osiągnąć na swój sposób. Nikt nie ma prawa jej oceniać, a ona nie musi się ze swoich fetyszy nikomu tłumaczyć. No dobra, a co z wykorzystywaniem pozycji wobec podwładnego? Na postępowanie Romy mamy mieć oko szeroko zamknięte.