Z tymi prawami kobiet zawsze jest jakiś problem. Owszem, może nam się nie podobać kierunek, który obrał współczesny feminizm. Wiele tam można poddać krytyce, a jeszcze więcej znajdziemy wątków wymagających głębszego przemyślenia. Jednakże przy okazji przedstawiania takich słusznych wątpliwości, nieodmiennie pojawiają się stare i ograne szlagiery. Wydawałoby się, że nie ma już po co ich przypominać, gdyż rykoszetem uderzają one w rzetelność pozostałej części argumentacji. A jednak dzieje się to wciąż, tak jakby ich natarczywe powtarzanie w końcu miało przemienić je w prawdę. Zdarzyło się to także w tekście Przemysława Urbańczyka „Feminizm zacietrzewiony” z poprzedniego numeru „Plusa Minusa”, gdzie zasadne uwagi zagubiły się pośród pochopnie wysnuwanych tez.