Na pokazy mody w Warszawie (ostatnie Łukasz Jemioł, Tomasz Ossoliński, Mariusz Przybylski) przychodzenie o czasie nie ma sensu, bo i tak wiadomo, że pokaz zacznie się z co najmniej godzinnym opóźnieniem. Powód: czekanie na celebrytki, najważniejszych gości wieczoru. Nikt nie wie, kiedy przyjdą, ale na pewno się spóźnią. Pojawią się w ostatniej chwili, żeby zrobić wejście, zapozować na ściance przed lufami fotoreporterów, a potem majestatycznie przedefilować przed publicznością do miejsca w pierwszym rzędzie.
O tym, co było na pokazie marki X, prasa się nie zająknie, za to zdjęcia „gwiazd", czyli bohaterek seriali, blogerek modowych, uczestniczek reality show i prezenterek telewizji śniadaniowych, obiegną rubryki plotkarskie. Te panie, które przyszły na pokaz za wynagrodzeniem (między 3 a 10 tysięcy), zrobią jej najlepszą reklamę.
Krytycy mody mogą narzekać między sobą, że system, który promuje te pseudogwiazdy, jest bez sensu. Wszyscy widzą, że on tak działa i nie ma na to rady.
Polska nie jest wyjątkiem. Celebrytyzm zdominował scenę mody na całym świecie. W Paryżu, Mediolanie, Nowym Jorku jest podobnie. Tylko tam zamiast lokalnych gwiazdeczek w modzie nazwiska są międzynarodowe. Aktorki, celebrytki, tzw. it girl. Firmom zależy, żeby ich ubrania kojarzyły się ze znanymi osobami. Kto właściwie pamięta nazwisko projektanta mody, autora tych kreacji? Jeszcze dziesięć lat temu to on był ważny, dziś liczy się to, co nosi gwiazda i ilu ma followersów na Instagramie. Gdy na pokazie Łukasza Jemioła w pierwszym rzędzie siedzi Edyta Herbuś, na pokazie Chanel Kendall Jenner, a na pokazie Givenchy Kim Kardashian, pamięta się lepiej ich zdjęcia niż to, co nosiły modelki. A już najmniej istotne jest to, co z kolekcją, którą widzi się na podium. Czy będzie w produkcji? W sklepach? Za ile?
Zjawisko zyskało nawet nazwę kardashianizacja mody. Od sióstr Kardashian, amerykańskich celebrytek, zwłaszcza jednej – Kim. Jej kariera zapoczątkowana w reality show, złożona z sekswideo, botoksów, rozwodów i pokazywania wypiętej pupy, sięgnęła zenitu. Została autorytetem w sprawach mody, a jej mąż, raper Kanye West, wybiera się kandydować na prezydenta. Obecność Kim na pokazach oraz to, w co się ubierze ona, jej córeczka North oraz małżonek raper, gwarantują wysokie obroty.
Szafiarka jak słup
Jeszcze dziesięć lat temu ich nie było. Sześć lat temu wyśmiewano się z kilku panienek przebierających się w coraz to nowe stroje we własnym domu i wysyłających zdjęcia do sieci. Blog Kasi Tusk był pierwszym, który zwrócił uwagę. Nie wiadomo, czy dzięki nazwisku, czy dzięki temu, że córka ówczesnego premiera idealnie wpasowała się w wizerunek przeciętnej polskiej dziewczyny, zaradnej, ambitnej, lecz nieepatującej ekstrawagancją. I powoli, krok po kroku, zjawisko zdobywało zainteresowanie.
Dojście do wniosków, że blogerki mają wpływ na wyniki sprzedaży, nie zajęło producentom ubrań dużo czasu. Szybko się zorientowali, że te amatorskie zabawy kształtują rzeczywistość bardziej niż prasa papierowa. I zaczęło się. Firmy zaczęły wysyłać im ubrania, buty, biżuterię, one pokazywały to na blogach, publiczność lajkowała i kupowała. Mechanizm nakręcał się sam. Okazało się, że działalność blogerska, poza „sławą", może przynosić autorkom spore dochody, i to jeszcze powiększyło zainteresowanie. Blogów przybywało, kula śnieżna się toczyła.