We wrześniu 2015 r. przy ożywionej dyskusji dotyczącej okręgów jednomandatowych, wzajemnych oskarżeniach o niewłaściwe finansowanie partii politycznych i ogólnej niechęci do podatków jako takich na referendum udało się mniej niż 8 proc. uprawnionych do głosowania.
Teraz czytam, że znów mówi się o referendach. Wszystkie pomysły – dotyczące czy to przedterminowych wyborów (nasuwa się zatem pytanie, po co robić wybory terminowe), czy to Trybunału Konstytucyjnego – mogą tylko utrwalić podział, który istnieje w społeczeństwie. Świadomie piszę podział, a nie podziały, bo wypowiedzi publiczne wskazują, że Polska coraz bardziej dzieli się na dwa politycznie wrogie i obce sobie obozy. Oczywiście przesadzam, że Polska, bo chodzi o niewielki promil społeczeństwa, ale jest to promil widoczny i oczywiście wpływowy. Podziały polityczne są, niestety, bardzo przewidywalne i monotonne, i wiadomo zazwyczaj, że np. ktoś, kto poszedł na manifestację KOD, będzie popierał politykę „gender", nawet jeśli nie wiadomo, co to jest, a działacz PiS będzie przeciw.