Akcja tego brytyjskiego serialu rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z części pierwszej. Detektyw Sarah Collins zostaje przeniesiona do wydziału zabójstw, gdzie dostaje sprawę sprzed lat – oto bowiem pojawił się nowy trop w sprawie zaginionej ćwierć wieku temu nastolatki. Z kolei Lizzie Adama wraca do pracy na komisariacie i zajmuje się awanturą w jednym z podmiejskich szeregowców. Jeszcze nie wie, że wydarzy się tam tragedia.
Oba śledztwa toczą się oddzielnie i nie mają punktów wspólnych, choć bohaterki zetkną się po raz kolejny. „Portland Tower” wyróżnia się tym spośród współczesnych seriali, że nie jest udziwniony. Nie ma tu geniuszy zbrodni, ludożerców czy spisków sięgających najważniejszych osób w państwie.
Czytaj więcej
Wraz z „Niezniszczalnymi” odchodzi pokolenie gwiazd kina akcji. Czy mamy ich zmienników?
Ten czteroodcinkowy serial ma sporo wspólnego z klasycznym tzw. proceduralem. Autorzy przyglądają się przesłuchaniom, tłumaczą decyzje śledczych, pokazują tok ich myślenia, kolejne kroki prowadzące do sukcesu, ale też błędy, niepowodzenia, mylne tropy, którymi nieraz podążają. Pokazują też w niektórych przypadkach ich bezsilność. Z tej perspektywy doskonale widać, że każde śledztwo to błądzenie we mgle. Czasami o sukcesie decyduje przypadek, choć, oczywiście, szczęściu trzeba dopomóc.
„Portland Tower” to również serial, który wbrew obecnej modzie nie zajmuje się życiem prywatnym bohaterów. Jeśli pokazuje romans pewnej pary, to tylko po to, by wskazać, w jaki sposób odbija się to na śledztwie. Stąd właśnie nowa produkcja ITV zasługuje na miano klasycznie brytyjskiej. Ale to chyba dobrze. Brakuje takich seriali.