Jak ją nazwać? Opowieścią dokumentalną? Reportażem polifonicznym? Mówiąc w skrócie: każda historia Marka Millera może zostać opowiedziana jedynie przez jej bohaterów, bo rola narratora jest zredukowana do ułożenia cytatów w stosownej kolejności i nic poza tym.
Czytaj więcej:
Tak było w przypadku pierwszej książki „Kto tu wpuścił dziennikarzy" o narodzinach „Solidarności" widzianych oczyma ludzi mediów czy następnych – o łódzkiej szkole filmowej „Filmówka", „Zagrajcie mi to pięknie. »Pan Tadeusz« Andrzeja Wajdy" czy „Europa wg Auschwitz" na podstawie 3 tys. relacji więźniów.
W „Papieżu i generale" Miller opowiada o tajemniczym spotkaniu Jana Pawła II i Wojciecha Jaruzelskiego, do którego doszło 22 czerwca 1983 roku na Wawelu. Odbyło się bez świadków, nie powstała po nim żadna notatka. Trwało prawie dwie godziny i zmieniło wszystko: miesiąc później zniesiono stan wojenny, Sejm uchwalił amnestię i zaczął się powolny demontaż reżimu (trwający do dziś, co też należałoby opowiedzieć polifonicznie).
Głównych bohaterów jest dwóch: ten najważniejszy to Jan Paweł II. Ten drugi to generał, który w rozmowie często chowa się za partyjną staromową. I wciąż lawiruje, bo jego zdaniem to papież miał proponować spotkanie, choć było odwrotnie – zależało na nim przede wszystkim Jaruzelskiemu. Raz mówi z szacunkiem o wielkim Polaku, by w innym miejscu z dezaprobatą oceniać liczne ulice i place nazwane Jego imieniem.
Generał ucieka od konkretów, bo przecież rozmów z papieżem relacjonować nie uchodzi. Na szczęście na chór składają się też głosy: prymasa Glempa, kardynała Dziwisza, biskupa Orszulika, księdza Bielańskiego (ówczesnego proboszcza katedry), także Wiesława Górnickiego i Mieczysława Rakowskiego, oraz cytaty z książek, gazet, encyklik.