Jakkolwiek głośno i publicznie politycy wypowiadaliby swoje zaklęcia, mówiąc o przełomowym charakterze szczytu NATO, fakty temu przeczą. W stolicy Litwy nie podjęto żadnej decyzji o epokowym znaczeniu. Co nie oznacza, że nie było to wydarzenie bardzo ważne. Było, ale z zupełnie innych powodów niż te oficjalnie przedstawiane.
Tematem budzącym najwięcej emocji było zaproszenie Ukrainy do NATO. Wołodymyr Zełenski liczył, że dostanie takie w Wilnie i poważnie się zawiódł. Ukraiński prezydent nie miał oczywiście nadziei, że jego kraj wejdzie do paktu północnoatlantyckiego już teraz – to byłoby jak wypowiedzenie wojny Rosji. Bo przecież zaraz musiałby zostać uruchomiony artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego, który mówi, że zbrojna napaść na jednego z sojuszników jest atakiem na całe NATO. I w takiej sytuacji każdy z sojuszników udziela pomocy, „łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego”.