Handlarze towarami – miliarderzy schowani w cieniu

Handlarze towarami to ludzie, którzy potrafią się odnaleźć na całkowitym odludziu w Azji Środkowej, Afryce czy gdziekolwiek indziej. Udają się tam, gdzie dosłownie nikt inny, żaden biznesmen się nie zapuści, choćby w rejony, z których próbują wydostać się uchodźcy - mówią Javier Blase i Jack Farchy, autorzy książki „Świat na sprzedaż”.

Publikacja: 23.06.2023 17:00

Autorzy książki „Świat na sprzedaż. Kulisy dziennikarskiego śledztwa w sprawie handlu zasobami Ziemi

Autorzy książki „Świat na sprzedaż. Kulisy dziennikarskiego śledztwa w sprawie handlu zasobami Ziemi” Javier Blas (z lewej) i Jack Farchy pracują na co dzień w agencji Bloomberg

Foto: David Fisher/Fisher Studios Ltd

Plus Minus: Kim są traderzy towarowi i czym się zajmują?

Jack Farchy: To stosunkowo niewielka grupa firm, głównie prywatnych, które obsługują handel dużą częścią kluczowych zasobów naturalnych na świecie, takich jak ropa naftowa, metale i produkty rolne. Najwięksi handlarze ropą obracają około 25 milionami baryłek dziennie, co odpowiada jednej czwartej światowego popytu. Siedem największych firm handlujących zbożem obsługuje około połowy międzynarodowego rynku zbóż. A więc to rynek, na którym stosunkowo niewielka liczba firm, z których wiele stanowi własność prywatną, odpowiada za obsługę i dostarczanie znacznej części najważniejszych światowych towarów.

Cargill, Glencore, Vitol, Trafigura – jakim sposobem firmom osiągającym tak ogromne zyski udało się tak długo pozostawać w cieniu?

Javier Blas: Cóż, przede wszystkim unikały, a częściowo wciąż unikają one giełdy jak ognia. Nie są własnością publiczną, więc nie muszą ujawniać wielu informacji. Finansowanie handlarzom towarami zapewnia mała grupa, głównie europejskich banków, nie zaś potentaci inwestycyjni z Wall Street jak Goldman Sachs. Dzięki temu traderzy uniknęli konieczności korzystania z rynku kapitałowego. Glencore jest właściwie jedyną dużą firmą obracającą towarami, która weszła na giełdę, a i jej pracownicy starają się unikać rozmów z dziennikarzami. To firmy typu business to business, które nie muszą się reklamować jak Coca-Cola czy McDonald’s, żeby sprzedawać zboże, ropę czy inne bogactwa naturalne. Dzięki temu pozostają zwykle poza medialnymi radarami.

Jack Farchy: Myślę, że bardzo istotne dla tej branży jest to, co stało się z Markiem Richem, czyli największą gwiazdą handlu towarami sprzed 40–50 lat. Rich pracował w Philipp Brothers, a potem odniósł ogromny sukces na własną rękę, gdy założył Marc Rich & Co. Ostatecznie stanął przed sądem po kryzysie irańskim, gdy zaatakowano ambasadę amerykańską w Teheranie. Rich, mimo embarga, kupował od Irańczyków ropę. Latami ukrywał się potem przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Wielu handlarzy towarami wyciągnęło z tego lekcję, by trzymać się z boku.

Na czym zarabiają firmy handlujące towarami?

Javier Blas: Tworzą portfolio, które nazywamy księgami kontraktów popytu i podaży. I grają na małych różnicach cen między regionami, między różnymi towarami, co równie istotne, mogą poczekać na okazję, ponieważ zawsze mają towar, który mogą sprzedać. Kupują więc przykładowo ropę po korzystnej cenie, a potem ją sprzedają na rynku SPOT, czyli fizycznym, gdy na świecie ropy brakuje. Oczywiście, bywa to bardziej skomplikowane. Czasami same spekulują na rynku instrumentów pochodnych – upraszczając, obstawiają, jak rynek będzie się zachowywał. A ponieważ ze względu na skalę działalności, sieć kontaktów, liczbę nabywców oraz dostawców mają lepsze informacje niż większość innych graczy, mogą przewidzieć, dokąd zmierza rynek i na tym zarabiać.

Ale to też biznes o bardzo niskich marżach. Na każdej transakcji zarabiają tylko kilka centów. Więc bardzo ważna jest ilość. Najskuteczniejsi handlarze towarami przewożą ogromne ilości ropy naftowej, metali lub zboża. Dziś nie jest to branża dla małych firm.

Czytaj więcej

Umarł król Javier Marias

Handel towarami, przynajmniej na taką skalę, zaczął się dopiero po II wojnie światowej. Dlaczego wtedy i czy można tych pierwszych traderów nazwać ojcami globalizacji?

Jack Farchy: Po drugiej wojnie światowej doszło do ogromnego rozwoju światowej gospodarki. Mieliśmy okres względnego pokoju, odbudowę Europy i Japonii, a jednocześnie masową ekspansję światowego handlu, bo nagle stał się on znacznie szybszy, łatwiejszy i tańszy. Pierwsi handlarze towarami, jak Philipp Brothers, byli pionierami w handlu metalami z różnych części świata, otwierali biura w 20–30 różnych krajach, mówiło się, że są lepiej poinformowani niż CIA. Właściciel Mabanaft, Theodor Weisser, podróżował do Związku Radzieckiego w latach 50., aby zawierać umowy na zakup ropy.

Skoro o tym mowa, to jak to możliwe, że amerykańskie firmy, w tym Philipp Brothers, robiły interesy z ZSRR czy Titą w czasach maccarthyzmu?

Jack Farchy: Myślę, że to kwestia filozofii wyznawanej w tamtych czasach przez handlarzy towarami. Kierowali się jedną podstawową zasadą: że biznes i polityka nie powinny się mieszać. Dziś masz do czynienia z komunistą, jutro z kapitalistą, możesz mieć swoje poglądy, ale jeśli to biznes i jeśli możesz na tym zarobić, to handlujesz. Dziś biznes i polityka mieszają się w znacznie większym stopniu. Dowodem na to są sankcje, które nakłada się obecnie na całym świecie. Ale w latach 50. dużo łatwiej się handlowało, za to dużo trudniej było patrzeć traderom na ręce.

Wspomnieliśmy już o Marcu Richu. Dopiero jego proces w latach 80. sprawił, że o traderach usłyszał świat. Dotykamy tu etyki handlu. Traderzy robili interesy ze wszystkimi: z apartheidem RPA, z Rosją Putina po aneksji Krymu, obłożoną sankcjami Kubą, ale też np. bankrutującą Jamajką. Zdaje się, że od lat 50. niewiele się w kwestiach etycznych w tej branży zmieniło.

Javier Bias: Dla nich liczy się zarabianie pieniędzy. Dopóki to zgodne z prawem albo uda się znaleźć argument za legalnością umowy, traderzy będą handlować i obchodzić wszelkie sankcje. Będą robić interesy z rządami, które mogą uchodzić za niestrawne, i poradzą sobie w sytuacjach, w których większość innych firm ucieka. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś inny udał się do strefy działań wojennych, aby robić interesy, poza być może producentami broni. Traderzy czasami finansują nawet różne frakcje biorące udział w wojnach.

Tak było w Libii, gdzie Vitol poniekąd pomógł rebeliantom obalić Kaddafiego, dostarczając im ropę za przyszłe wydobycie na zajętych przez rebeliantów terenach.

Javier Bias: Tak, podobnie było w Kurdystanie za czasów wojny z ISIS. Jednym słowem: politykę należy odłożyć na bok i skoncentrować się na biznesie, dopóki transakcja jest opłacalna i, choćby pozornie, legalna. W ostatnich latach za te wyraźniej nielegalne wziął się amerykański Departament Stanu.

I np. ukarał BNP Paribas grzywną prawie 9 mld dolarów za prowadzenie interesów z Sudanem, Iranem i Kubą.

Jack Farchy: Oczywiście, tych interesów nie prowadził bank, tylko m.in. Glencore. Światową walutą jest dolar, Departament Stanu uznaje, że ma prawo kontrolować wszelkie przepływy w dolarach.

O traderach jeszcze głośniej zrobiło się, gdy w 2011 roku Glencore weszło na giełdę. Chyba nikt nie spodziewał się, że zbudowali imperia porównywalne z wielkimi światowymi korporacjami.

Jack Farchy: Na pewno były momenty, kiedy ich dochody można było porównać z dochodami innych globalnych korporacji. Marc Rich & Co zarobił miliard dolarów w 1979 roku, wtedy te informacje nie były dostępne, ale stawiałyby tę firmę w ścisłej czołówce w Stanach. W ubiegłym roku Glencore, Vitol, Cargill i Trafigura osiągnęły łączne zyski w wysokości prawie 50 miliardów dolarów, znaczącą kwotę w skali globalnej, a trzy z tych firm są własnością prywatną.

Javier Bias: Myślę, że to bardzo istotna uwaga, bo obrazuje skalę zysków. Weźmy Coca-Colę, JPMorgan czy ExxonMobil – to firmy, które mają mnóstwo akcjonariuszy. Natomiast firmy handlarzy towarami należą zwykle do jednej, dwóch rodzin, a czasem także do kluczowych pracowników. Zyski, które osiągają, trafiają do garstki osób.

Bodaj w żadnej rodzinie nie ma tylu miliarderów, co u Cargillów-MacMillanów, właścicieli Cargill Inc.

Javier Bias: Z wyłączeniem rodzin królewskich na Bliskim Wschodzie i być może w niektórych krajach Azji. Są rodziny, które mają więcej pieniędzy, ale tylu miliarderów trudno w którejś z nich spotkać.

Jak na traderów wpłynął covid?

Jack Farchy: Cóż, koronawirus był dla nich w dużej mierze dobrodziejstwem, ponieważ naprawdę wstrząsnął światowymi rynkami towarowymi. Najpierw, gdy wprowadzano obostrzenia, ceny spadły, a potem bardzo szybko się odbiły. To były idealne warunki dla handlarzy towarami. Na początku pandemii szczególnie załamał się rynek ropy. Handlarze towarami zaczęli ją skupować i magazynować. Ceny ropy w USA w 2020 roku spadły nawet poniżej zera, bo wydobycia nie sposób zatrzymać z dnia na dzień i w takiej sytuacji nie ma co z ropą robić. W praktyce płacono więc traderom za jej magazynowanie, a później ceny znów poszły w górę, oni zaś zarobili na tym ogromne pieniądze. Był to niezwykle dochodowy okres. Przyćmiewa go jednak to, co wydarzyło się w zeszłym roku, kiedy rosyjska inwazja na Ukrainę doprowadziła do jeszcze większej zmienności i jeszcze bardziej nieprzewidywalnych ruchów na rynkach.

Czytaj więcej

Toni Morrison. Głos czarnej Ameryki

Gdy wybuchła wojna, społeczność międzynarodowa zajęła dość stanowcze stanowisko, przynajmniej na Zachodzie. Rozumiem, że dla traderów to był business as usual.

Javier Bias: Nie, myślę, że to by nie było uczciwe postawienie sprawy. Sankcje są wprowadzane i realnie obowiązują. Dawniej niektórzy handlowcy towarami postrzegali sankcje jako okazję do zarobienia pieniędzy. Tym razem wielu z nich przestało handlować rosyjską ropą i produktami rafinowanymi. Inaczej wygląda sprawa ze zbożami i metalami. Ale handel ropą wygasł. Oczywiście, w to miejsce weszli inni traderzy, powstały nowe firmy, niektóre z nich powiązane z Rosją, inne z krajami z Bliskiego i Dalekiego Wschodu. To głównie firmy z siedzibami w Dubaju, Hongkongu, Singapurze. Ci nowi handlarze towarami nie mają problemu z prowadzeniem interesów, ponieważ nie obejmują ich regulacje europejskie czy amerykańskie albo są po prostu poza zasięgiem zachodnich władz. Traderzy, o których rozmawialiśmy, wycofali się, gdy handel z Rosją przestał być zgodny z prawem.

Jack Farchy: Pamiętajmy jednak, że sankcje na szeroką skalę tak naprawdę weszły w życie dopiero w grudniu. Do tamtego momentu handlarze nadal działali i robili takie rzeczy jak blending (sprzedawali produkt pochodzący z różnych źródeł – red.). Wielu ludzi nie chciało kupować rosyjskiej ropy, ale przecież trudno zdefiniować, czym jest rosyjska ropa. Jeśli 51 proc. ich produktu pochodziło z Rosji, to trudno było go sprzedać. Przy 49 proc. już łatwiej. Oczywiście, blending był bardzo opłacalny, ponieważ rosyjską ropę sprzedawano już wówczas taniej. Ale myślę, że najważniejszym zjawiskiem jest właśnie pojawienie się tych nowych firm, które są praktycznie całkowicie anonimowe. Przy nich Vitol czy Trafigura prowadzą interesy całkowicie na widoku.

Co o nich wiadomo?

Javier Bias: Niektóre z nich mają zabawne nazwy. Jedna z nich, obracająca paliwami kopalnymi, nazywa się Bellatrix, czyli jak postać w „Harrym Potterze”. I ta firma powstała mniej więcej wtedy, gdy Rosja najechała Ukrainę. Ale już całkiem poważnie mówiąc: nie wiadomo, kto jest właścicielem tych nowych firm ani kto je finansuje.

Jaka przyszłość czeka traderów? Gdzie dziś szukają zysków? To przecież firmy, które kiedyś zarabiały głównie dlatego, że miały dostęp do informacji, których nikt inny nie posiadał.

Jack Farchy: Demokratyzacja informacji to jeden z istotnych trendów, które działają na niekorzyść traderów. Kiedy zaczynaliśmy pisać o rynku ropy naftowej, dane na temat liczby tankowców płynących po określonej trasie były wiedzą tajemną. Dziś istnieje wiele firm, które zbierają i sprzedają takie informacje dzięki satelitom. Pozyskanie ich nie jest trudne ani kosztowne. Ale jak widzieliśmy w ostatnich latach, samo to, że jesteś na rynku i możesz kupić np. rosyjską ropę, jest istotne.

Javier Bias: Kupujesz tanio, sprzedajesz drogo, ale żeby to zrobić, musisz mieć możliwość działania, być na rynku fizycznym. Fundusz hedgingowy nie mógłby tego zrobić. Gdy światowy handel zostaje wywrócony do góry nogami, a ceny na rynkach fluktuują, handlarze towarami mogą liczyć na ogromne zyski, co widzieliśmy w ostatnich latach.

Jack Farchy: W dobie pandemii zmiany były tak gwałtowne, że tylko kilka firm z odpowiednią siecią powiązań i klientów na całym świecie było w stanie im od razu sprostać. Przypominam sobie rozmowę z traderem, który mówił mi, że popyt spada prawie z godziny na godzinę. Rano ceny były na określonym poziomie, a do wieczora spadły o kilkadziesiąt procent z powodu kwarantanny. Traderzy jako pierwsi wiedzieli, że popyt maleje, ponieważ linie lotnicze są ich klientami. A linie lotnicze odwoływały dostawy paliwa do silników odrzutowych albo odsprzedawały to paliwo. Do tego handlarze towarami widzieli wpływ covidu wcześniej z pierwszej ręki, ponieważ mają biura wszędzie, także w Chinach.

Jak firmy handlujące towarami podchodzą do globalnego ocieplenia, do którego poniekąd przykładają rękę?

Jack Farchy: Myślę, że niesprawiedliwe jest obwinianie ich za globalne ocieplenie, ponieważ ostatecznie to my zużywamy paliwa kopalne. W końcu to nasze rządy ustalają politykę, a handlarze towarami po prostu zaspokajają to zapotrzebowanie. Z pewnością prawdą jest jednak to, że traderzy osiągnęli ogromne zyski ze światowego popytu na paliwa kopalne. Zarabiają dużo pieniędzy, handlując ropą i gazem, a także, rzecz jasna, węglem. Glencore jest największym na świecie dostawcą węgla na rynek międzynarodowy.

Javier Bias: Traderzy przygotowują się także do wojny ze zmianami klimatycznymi. Glencore to jednocześnie największy na świecie handlarz węglem i największy na świecie handlarz kobaltem, a kobalt jest niezbędny do produkcji akumulatorów do samochodów elektrycznych. Tym sposobem traderzy nadal będą czerpać zyski z paliw kopalnych, które powodują zmiany klimatu, a zarazem z walki z paliwami kopalnymi.

Trader to raczej nieobecna w popkulturze postać, ale kimś tego rodzaju jest chyba Bobby Axelrod z serialu HBO „Billions”. Czy to jest realistyczna postać, czy gdyby trzeba było jakoś tych ludzi przybliżyć czytelnikom, to właśnie do niego byście ich porównali?

Javier Blas: Myślę, że Axelrod jest dobrym przykładem tradera. Ale nie wyobrażam sobie, że wskakuje do samolotu i leci do strefy działań wojennych, żeby zrobić interes. Handlarze towarami to ludzie, którzy potrafią się odnaleźć na całkowitym odludziu w Azji Środkowej, Afryce czy gdziekolwiek indziej. Udają się tam, gdzie dosłownie nikt inny, żaden biznesmen, się nie zapuści, choćby w rejony, z których próbują wydostać się uchodźcy.

Czytaj więcej

Jak nie zostaje się gwiazdą piłki

Ale handlarze towarami to także goście, o których można by pomyśleć, że będą kandydować w wyborach, nierzadko przypominają takich polityków jak Bill Clinton. Urodzili się do tego, są w tym świetni, wchodzą do sali konferencyjnej i znają wszystkich. Podchodzą do każdego. Wiedzą, co powiedzieć. Pamiętają, kiedy ma urodziny córka dyrektora, z którym się spotykają.

Ci ludzie mają charyzmę, której nie ma fikcyjny Bobby Axelrod. I myślę, że ta charyzma jest bardzo ważna.

Javier Blas i Jack Farchy są dziennikarzami Agencji Bloomberg, zajmując się tematyką surowcową i energetyczną. Wcześniej pracowali w dzienniku „Financial Times”. Ich książka „Świat na sprzedaż. Kulisy dziennikarskiego śledztwa w sprawie handlu zasobami Ziemi” w tłumaczeniu Piotra Grzegorzewskiego ukazała się w czerwcu tego roku nakładem wydawnictwa Szczeliny

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał