Nietrudno było mieć do niego stosunek, o jaki apelował sloganem: kompetentny i pomocny, nie nadużywał uprzywilejowanej pozycji. Dyskutował z nami o tekstach, z szacunkiem dla poglądów autora. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości wystarczyło zapukać i wejść do kanciapy szumnie zwanej gabinetem. Wiem, luksus, który „se ne vrati".
Dziś w świecie kultury i intelektu reguły dyktują istoty charakterologicznie będące krzyżówką pawi ze strusiami. Duże zwierzęta z dużymi ego. Nieloty. Kiedy sytuacja wymaga zajęcia stanowiska, chowają głowy w piasek. Znikanie w reakcji na niewygodne pytania to najwygodniejsza z metod. Grzecznie i bezkonfliktowo. Po cichu, po wielkiemu cichu. Jednocześnie te same istoty gardłują o konieczności wzajemnego poszanowania, o prawie do godności każdej ludzkiej jednostki.
Jest problem? A, to mnie nie ma.
Szefowie bez klasy nie reagują na e-maile, esemesy, telefony, próby fejsbukowego nawiązania kontaktu; sekretarki czy inni pośrednicy dostają polecenie informowania o permanentnej niedostępności boga.
Po co osobiście poniżać petentów, personel czy podwładnych; po co narażać się na stres nieprzyjemnej rozmowy. Lepszy sposób – olewać interesantów. Znieważać zaocznie.