Wiernikowska: Sprawiedliwość? Oj tam, oj tam

Było tak: nie chciałam zapłacić mandatu.

Aktualizacja: 04.03.2016 11:27 Publikacja: 04.03.2016 06:00

Wiernikowska: Sprawiedliwość? Oj tam, oj tam

Foto: Magdalena Wdowicz-Wierzbowska

Pewnej nocy po wyjściu z kina zastałam przy swoim samochodzie patrol policji i wściekłego właściciela zarysowanego auta. Padło na mnie. Że niby zarysowałam je w czasie parkowania. Rysa była, mój samochód od dawna obtłuczony, bo ja się z blachą nie cackam, śpieszyłam się do kina, więc zaraz grzecznie wyciągam ubezpieczenie, w końcu po to je mam... Ale wszystkim panom było mało. Musi być kara. 500 złotych mandatu plus (znaczy minus) jakieś punkty.

Zaraz, zaraz, a skąd wiadomo, że to ja porysowałam? Widział ktoś? No nie. Jakiś dowód, ślad? Nie ma. Ale bat być musi na takie baby – wyrzuca z siebie sfrustrowany właściciel limuzyny. A i policjanci, skoro już godzinę zmitrężyli na poszukiwanie parkingowego chuligana, nie mogą odjechać bez łupów. Sprawa idzie do sądu.

Sąd każe mi zapłacić 100 złotych i jeszcze zwalnia z kosztów sądowych. Hura. Chciałam zapłacić od razu, ale nie, wyrok na piśmie wraz z instrukcją, gdzie i jak uiścić, przyjdzie pocztą. Sąd go wyśle za dziewięć miesięcy. Ale nie dojdzie. Za to dwa tygodnie później o świcie dzwoni komornik.

Młoda pani asesor radzi szybko uregulować należność, bo... Nawet nie słucham wyjaśnień, gdyż komornik to źle brzmi. Trzeba płacić, każdy wie. Pani komornik namawiała jeszcze, żebym zapłaciła jak najszybciej, to będzie taniej. Tak zrobiłam. Szybki przelew. Czasem trzeba pogodzić się z przegraną.

Ale nie widziałam tego pisma z sądu. Domyślam się, że listonosz z prywatnej firmy, której powierzono państwową korespondencję, nie zastał mnie w domu, więc awizo włożył w drzwi na klatkę. Firma (ta od blaszek w listach) nie postarała się o klucz ani o kod do wejścia, więc spryciarz awiza wsuwa w szparę albo przykleja na szybie, no i wiadomo...

Tak to właśnie tłumaczyłam sądowi, pisząc zażalenie, bo czułam się niedobrze, wysyłając do komornika 430 złotych. Tyle właśnie zażądała tamta pani – 100 zł grzywna, 320 opłata egzekucyjna plus za kopertę, znaczek i nie wiem co tam jeszcze. Sąd mojego zażalenia nie przyjął.

Gdy parę tygodni później przyszło od komornika nowe wezwanie, tym razem do wyłożenia kolejnej stówki, coś we mnie zazgrzytało. Dostałam fakturę na dziwaczną kwotę, zupełnie inną, niż zapłaciłam, potem już e-mailem jakieś inne wyliczenia, a wśród tego pojawił się tajemniczy skrót: VAT.

Zaczęłam czytać. Od października komornicy stali się płatnikami VAT. Internet huczy od komentarzy. Kto ma płacić – dłużnik czy komornik? Przecież to chyba komornik ma „wartość dodaną", a nie ten biedak, z którego ściąga? Niektórzy jednak twierdzą, że korzyść tego ostatniego nazywa się „uwolnienie od długu".

A właściwie, jakim cudem wyszło 400 proc. opłaty egzekucyjnej? W uszach mam takie zdanie, które śpiewa każdy hydraulik czy kominiarz: „Normalnie stówka, a jak z fakturą, to 150". Ale żeby tak komornik sądowy?

Zaczęłam liczyć. Ustawa o komornikach pozwala pobrać od golonego 15 proc. wyduszonej kwoty, jednak nie mniej niż 1/10 przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego. Przy czym nie chodzi bynajmniej o zarobki tego golonego, lecz o trzy i pół tysiąca z hakiem, które zarabia podobno przeciętny Polak. (Nikt mnie nie pytał, ile zarabiam na umowach śmieciowych, ups, przepraszam, o dzieło). Od wszystkiego razem jeszcze VAT. Proste. Rachunek z grubsza się zgadza.

Tylko ja się nie zgadzam. Siedzę teraz i czekam na komornika. Pani mecenas powiedziała, że przyjedzie osobiście do domu odebrać te 100 złotych, a w razie kłopotów wzywa policję.

Mam jeszcze jedną grzywnę do zapłacenia: 230 złotych za to, że latem, idąc na basen, zostawiłam psy w samochodzie, na zamkniętym parkingu pod drzewami, ze ZBYT dużą szparą w oknach.

Zootechnik z Klewek, o którym niedawno tu pisałam („Plus Minus", 8 stycznia 2016), ten od Leppera, dostał właśnie 25 lat więzienia za drobne oszustwa: a to wyszedł z hotelu z telewizorem, a to przez okno, nie płacąc rachunku... Ale wszystko się zgadza, prawie – przekonuje mnie jego adwokat. Obrońca z urzędu, bo Bogdan Gasiński ma 17 groszy na koncie. Skomplikowana jest ta matematyka sumowania wyroków, ale z prawem zgodna. A sprawiedliwość? Oj tam, oj tam.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Pewnej nocy po wyjściu z kina zastałam przy swoim samochodzie patrol policji i wściekłego właściciela zarysowanego auta. Padło na mnie. Że niby zarysowałam je w czasie parkowania. Rysa była, mój samochód od dawna obtłuczony, bo ja się z blachą nie cackam, śpieszyłam się do kina, więc zaraz grzecznie wyciągam ubezpieczenie, w końcu po to je mam... Ale wszystkim panom było mało. Musi być kara. 500 złotych mandatu plus (znaczy minus) jakieś punkty.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Luna, Eurowizja i hejt. Nasz nowy narodowy sport
Plus Minus
Ubekistan III RP
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności