Ten ostatni przypadek to historia Janusza Walusia, który choć zbrodni swej dokonał prawie trzydzieści lat temu, wciąż jest znany na całym świecie. Właśnie miał wyjść na wolność, ale został pchnięty nożem przez współwięźnia, więc sprawa się opóźniła. Informację o tym podało BBC, CNN, Reuters i cała reszta światowych mediów. Bo Janusz Waluś jest, niestety, kimś.
Czytaj więcej
Najdziwniejsze w Afryce są zachody słońca. Świeci, świeci i pstryk, noc, żadnego zmierzchu, jakby ktoś zgasił światło. Albo burza – leje tak, że świat się kończy i żegnasz się z życiem, bo potop. Trzy minuty później słońce, jak gdyby nigdy nic. W Polsce jest tak samo.
W jego historii nic nie jest czarno-białe, oprócz głównych bohaterów rzecz jasna, a i to nie do końca. Pozostańmy najpierw przy sprawcy. 69-letni dziś Waluś to, wedle południowoafrykańskiej narracji, antykomunistyczny uciekinier z biednej Polski, który w 1981 r. trafia z ojcem do RPA, gdzie mieszka jego brat. Prawdziwe jest tylko to ostatnie, bo jako rodzina bardzo zamożnych prywaciarzy Walusiowie żyli w luksusach za cenę świetnych kontaktów z PRL-owską władzą. Polityką Janusz Waluś zainteresował się dopiero na emigracji, gdy powinęła mu się noga w biznesie. Skończył w Afrykanerskim Ruchu Oporu, jednoznacznie neofaszystowskiej, rasistowskiej bojówce sprzeciwiającej się odejściu od apartheidu.
Jest kwiecień 1993 roku. Janusz Waluś zabija Chrisa Haniego. To nasz rodak jest więc w tej historii jednoznacznie czarnym bohaterem, jednak czarnoskóry Hani za nic nie pasuje do roli skrzywdzonego anioła. Ten idol murzyńskiej młodzieży, człowiek numer dwa po Mandeli, młodszy od niego o niespełna ćwierć wieku był powszechnie uważany za jego następcę. Kim naprawdę był Hani? Sekretarzem generalnym partii komunistycznej, który po przeszkoleniu wojskowym w Związku Radzieckim został bojówkarzem i zwolennikiem radykalnej rozprawy z białymi. Żadne tam non violence, Gandhiego nie ma w Afryce Południowej od siedemdziesięciu lat, Hani i jego ludzie napadali na innych z bronią w ręku.
Jak dochodzi do zabójstwa? Wersja oficjalna jest znana – bystrzejszy od Walusia afrykanerski neofaszysta namawia go do tego i daje listę ofiar z Mandelą na czele. Musiał mu to dać na piśmie? Trochę dziwne jak na ściśle tajne plany terrorystów, nieprawdaż? Poza tym z całej organizacji tylko on był zaangażowany, tylko on znał polskiego emigranta? Wątpliwości jest więcej, szybko stają się podglebiem licznych teorii spiskowych. Jedna z nich głosi, że za zabójstwem Haniego stał tak naprawdę… Afrykański Kongres Narodowy, partia Mandeli, która to partia chciała pozbyć się konkurenta.