New Age zaś szamanizm i inne duchowe inspiracje Indian czy Aborygenów (nazywanych ostatnio także mieszkańcami pierwotnymi terenów później skolonizowanych przez białych) wyniósł do rangi najwyższego objawienia ludzkości. I nawet jeśli mamy mieszane uczucia wobec takich pomysłów, a Rousseau jest dla nas synonimem głupoty, która została wyniesiona do godności mądrości, to czasem warto powrócić do prostych zasad i wartości, jakich synonimem pozostają „szlachetni dzikusi".
Tak jest niewątpliwie w Kanadzie, gdzie to właśnie Indianie zdecydowali się jasno przypomnieć, że eutanazja to nie żadna „dobra śmierć", ale zabijanie chorych. – Nie chcemy odgrywać roli Boga – komentuje ustawę wprowadzającą eutanazję na terenie Kanady Indianin François Paulette. – Bóg jest odpowiedzialny za sprowadzenie nas na świat i On jako jedyny może nas z niego wyprowadzić. To dość proste – podkreśla Indianin.
Inny „pierwotny mieszkaniec Kanady", deputowany do parlamentu i syn Indianina Cree pełnej krwi, Robert-Falcon Ouellette podkreśla, że wprowadzenie takiego prawa zwiększy – i tak dramatycznie wielką – liczbę samobójstw wśród młodych Indian.
W jaki sposób eutanazja młodych, bogatych i chorych mieszkańców wielkich kanadyjskich miast miałaby wpływać na niewielkie lokalne społeczności na dalekiej północy Kanady? Odpowiedź Roberta-Falcona Ouellette'a jest prosta: „W pierwotnej wizji świata wszystko jest ze sobą powiązane. Nie możesz wprowadzić zmiany w jednym miejscu, nie zmieniając innych miejsc".
Grzech jednych niszczy życie drugich. Zmiana moralna na gorsze w jednym miejscu dewastuje inne. Ale nie trzeba religii i kaznodziejstwa, by to dostrzec. Wystarczy proste stwierdzenie, że jeśli uznajemy – tak jak w Holandii czy Belgii – iż lekarz może zabić pacjenta, który jest znużony życiem, a prawo do śmierci jest naszym podstawowym prawem, to w jaki sposób chcemy uzasadniać przed nastolatkami, że decydując się na samobójstwo, krzywdzą nie tylko siebie, ale i bliskich?