Galopująca sekularyzacja wprawia w przerażenie nie tylko hierarchię Kościołów wszelkich religii, ale i wiernych ukształtowanych w społeczeństwach, które już nie istnieją, choć wciąż dominują nad światem puste – nieraz od dawna zrujnowane – mury pradawnych świątyń. Nawet „mało-wiernych”, bo – obojętnie czy jesteś chrześcijaninem, czy hinduistą albo kimkolwiek – można zaniedbać pobożne praktyki i świątynne ofiary, ale zarazem zachować niewzruszoną od pokoleń pewność, że wciąż istnieje potężna, choć nieraz lekceważona i wyśmiewana instytucja, która gwarantuje stałość reguł moralnych i przypomina o cnotach, na których wspiera się społeczeństwo. Gwałcimy je na co dzień jak świat długi i szeroki, ale przynajmniej mamy gdzie się odwołać w swym uświęconym faryzejstwie wyrastającym z przekonania, że człowiek musi się czegoś bać, bo inaczej upadnie mores i autorytety.