Wszystko to, co wyrabia ciało narodu, musiało się już przecież zalęgnąć wcześniej w jego duszy. Polityka jest więc wiekiem dojrzałym, kultura natomiast – dzieciństwem. Wielkim nasiąkaniem, zbieraniem klocków, z których już do końca życia trzeba będzie układać swoją budowlę. Jej kształt będzie się jeszcze ważył i rozstrzygał, ale materiał jest dostarczany właśnie wtedy.
Kultura narodu, dzieciństwo człowieka – zarówno w przypadku zbrodniarza jak i świętego – może sporo wyjaśnić. Dlatego etapu tego pominąć nie może ani żadna hagiografia, ani tym bardziej policyjne dochodzenie. I właśnie stąd, bardziej teraz może nawet niż kiedykolwiek indziej, nie powinno się bojkotować rosyjskiej kultury. Nie tyle nawet ze względu na Rosję, co kulturę.
Bo w pytaniu o ten bojkot rozstrzyga się też trochę nasz stosunek do czytania, słuchania i patrzenia jako takich. Po pierwsze – czy to dzieła patrzą na nas, czy my na nie. To pierwsze zakładałoby, że jesteśmy bezwładnym materiałem w ich rękach. Mogą nas lepić i zmieniać na swoją modłę. One mówią – my możemy co najwyżej potakiwać i grzecznie się uśmiechać. Nie ma tu tego, co jest, a przynajmniej powinno być, sednem każdego ze spotkań człowieka z kulturą. Mierzenia się i zmagania. Podejmowania walki nie tyle o to, by zrozumieć, co mistrz miał mnie szaremu i bezwolnemu do powiedzenia, ile też gotowości do tego, żeby rzucić jego książką o ścianę, wybuczeć i wygwizdać jego utwory, odwrócić się z pogardą od jego obrazu.
Tak jak Rosjanie pytali zawsze w swoich dziełach celniej i bardziej przenikliwie niż – statystycznie rzecz biorąc – przedstawiciele innych narodów, tak też zwykli się z zasady mylić co do odpowiedzi
Jakakolwiek wizja, która zakłada niemożliwość sprzeciwu upośledza odbiorcę i upupia twórcę, czyni go bezpłodnym w swojej wszechmocy. I to właśnie – paradoksalnie – zakłada pomysł odgórnego, administracyjnego bojkotu rosyjskiej kultury. Bo sprzeciw, jeśli ma nim być naprawdę, może być tylko i wyłącznie indywidualny. Tylko wtedy jest sygnałem, wiadomością wysłaną pod właściwy adres. Sprzeciw zaordynowany przez organy państwowe jest tylko unikiem.