To jest klasyczny „wbros dezy" – mamrotał do kamery nowy premier Rosji, wyglądający trochę jak przypadkowy i niechlujny przechodzień. Dziennikarze prosili go o skomentowanie jakiejś mało istotnej – patrząc na to po upływie lat – wiadomości. Znacznie ważniejsza w tym wypadku okazała się odpowiedź.
Był rok 1999, słuchałem nowego szefa rządu, czyli Władimira Putina, i zupełnie go nie zrozumiałem. Zacząłem dzwonić do moskiewskich kolegów i prosić o przetłumaczenie z „putinowskiego" na rosyjski. Czym u licha jest „wbros dezy"? W końcu jeden z nich ulitował się nade mną i wyjaśnił, że to „bezpieczniacki" slang, czyli język używany przez byłych i obecnych oficerów służb specjalnych (w przypadku Putina było to KGB, ale i jej następczyni FSB, której był szefem, gdzie mówiono w ten sam sposób). A oznacza „wbrosywanie" dezinformacji, czyli podsuwanie mediom fałszywych informacji (dezinformacji).