A nie mówiłem! Tak, mam świadomość, że to sformułowanie doprowadza do szału partnerów i dzieci, pracowników i szefów, o innych ludziach nie wspominając, ale nie mogę się powstrzymać, by go nie użyć. Gdy PiS odrzucał (w bardzo brzydki sposób, bez choćby próby przedyskutowania go) projekt ustawy zakazujący aborcji, używał szczytnych argumentów, że chodzi o to, by nie rozpalać emocji społecznych, by ugasić pożar i budować społeczny spokój. W bardziej otwartych rozmowach jego politycy przyznawali, że chodzi o to, by nie utracić części wyborców (tak się bowiem składa, że akurat w tej kwestii społeczeństwo jest nieco inaczej podzielone niż w typowej medialnej wojence plemiennej).