Włochy robią, co mogą, żeby wyspę z kontynentem połączyć również kulturalnie, dlatego tak wiele na Sardynii imprez literackich, których nie powstydziłyby się Londyn, Frankfurt i Rzym.
O miasteczku Gavoi nikt zapewne i w samych Włoszech nie słyszał, ale o festiwalu „Isola delle Storie" już tak, bo to jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalno-literackich, które tam się odbywają. Co roku ściągają tutaj tłumy dziennikarzy, pisarzy, poetów, wydawców i tłumaczy. W 2016 r. był Mariusz Szczygieł. A teraz, pod koniec czerwca gościł na Sardynii Antoni Libera. Festiwal zamykało spotkanie poświęcone pamięci Zygmunta Baumana.
Impreza była szeroko komentowana nie tylko przez lokalne media. Sardyńczycy, podobno, jak zawsze z tej okazji zapomnieli o swoich kłopotach. Bo jak się okazuje, mają ich całkiem sporo. Złośliwi, zwłaszcza ci z Mediolanu, mówią, że od czasów Grazii Deleddy (tłumaczonej na polski przez Leopolda Staffa), która mistrzowsko opisywała sardyńską biedę, nic się tutaj nie zmieniło. A do tego doszedł jeszcze kolejny problem, prawie literacki albo komediowy.
Caruso i Napoleone pracują u podstaw
Sardynia chce do Szwajcarii? – Alessandro, który z mozołem, ale po mistrzowsku, jak zegarmistrz, układa resztki moich włosów, nie może wyjść ze zdumienia (rozmawiamy w Rzymie, przy via Pinturicchio). Pokazuję mu artykuł z „The Wall Street Journal". Jak byk napisane: „Secesjoniści z Sardynii pragną unii z alpejskim państwem, to naturalny wybór".
Podobne teksty w ciągu ostatnich dwóch–trzech lat publikowały poważne gazety z „Guardianem" i „Repubblicą" na czele. Nie zliczę gazet lokalnych i internetowych, w których historia ta była opisywana tysiące razy.