Folie a deux to „szaleństwo dla dwojga". Nie kryje się jednak za tym określeniem ani wystawna uczta dla kochanków, ani szalona noc nieskrępowanego seksu. To zwyczajowo przyjęte określenie zaburzenia, które podręcznik diagnostyczny ICD-10 – klasyfikujący choroby, który stworzyła Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) – określa nieco mniej romantyczną nazwą jako „indukowane zaburzenie urojeniowe" i przypisuje mu kod F24. Rozwija się najczęściej u osób, które dużo przebywają z osobą cierpiącą na psychozę i po pewnym czasie zaczynają dzielić z nią jej urojenia.
Pandemia jest impulsem do wielu urojeń na temat rzeczywistości, które indukowane są z niezwykłą szybkością i skutecznością. Dzielą się nimi zwykli ludzie w mediach społecznościowych, celebryci, politycy, a nawet naukowcy. Przejmują je tak ogromne grupy ludzi, że chyba należałoby wprowadzić do podręczników diagnostycznych nową jednostkę – „szaleństwo dla wszystkich" lub jeszcze lepiej „szaleństwo narodowe".
Zdając sobie sprawę z zagrożeń, jakie niosą ze sobą tak indukowane urojenia, WHO wprowadziła nawet do użytku całkiem nowy termin – infodemia. Jak pokazują badania przeprowadzone już w okresie pandemii w Chinach i w Niemczech, urojenia te mają fatalny wpływ na stan psychiczny ludzi. Nasilenie zaburzeń jest niemal wprost proporcjonalne do czasu, jaki poświęcamy na śledzenie mediów, a szczególnie zgubny wpływ na naszą psychikę mają media społecznościowe.
Obawa przed stresem gorsza od stresu
Wśród informacji, którymi jesteśmy od marca 2020 r. bombardowani, szczególne znaczenie mają prognozy dotyczące zdrowia psychicznego. Polscy psychologowie już na początku pandemii za pomocą zdalnej ankiety zbadali rodaków i stwierdzili, że doświadczają oni zbiorowej traumy (dla przypomnienia – trauma to trwała zmiana w psychice). Obecnie ze wszystkich zakamarków wypływają informacje o wzrastających wskaźnikach zaburzeń psychicznych. Większość z nich dostarczają psychologowie i psychoterapeuci trudniący się zawodowo pomaganiem. Czy coś w tym złego? Czy nie działa to jak ostrzeżenie? Czy nie pomaga zapobiegać?
W udzieleniu dobrej odpowiedzi na te pytania może pomóc wejrzenie w wyniki badań opublikowanych w 2012 r. przez Abiolę Keller i jej współpracowników. Monitorowano w nich 28 753 dorosłych ze Stanów Zjednoczonych przez osiem lat. Aby to zrobić, badacze skojarzyli dane z przeprowadzonego w 1998 r. Narodowego Wywiadu Zdrowia (National Health Interview Survey) z Narodowym Indeksem Śmiertelności w 2006 r. Uczestnikom badania zadawano między innymi takie pytania: „Czy powiedziałbyś, że podczas ostatnich 12 miesięcy doświadczałeś bardzo dużo stresu, umiarkowanie dużo, stosunkowo mało lub niemal w ogóle?" lub „Jak duży wpływ na twoje zdrowie miał stres w ciągu ostatnich 12 miesięcy – bardzo duży, pewien, prawie żaden, żaden?". Keller i jej koledzy przeanalizowali czynniki związane z bieżącym stanem zdrowia badanych i stresem psychologicznym. Następnie wykorzystali wyniki Narodowego Indeksu Śmiertelności, aby sprawdzić, kto z badanych przez nich ludzi zmarł. Ta procedura umożliwiła im określenie tego, jak na nas oddziałuje przekonanie, że stres wpływa na zdrowie i na śmiertelność.