Tomasz P. Terlikowski: O pedofilii we francuskim Kościele

Dane, jakie zaprezentował francuski raport poświęcony przestępstwom w Kościele, a także słowa, jakie padły w czasie jego prezentacji, powinny wstrząsać. Jeśli tak się nie dzieje, to znaczy, że coś nie tak jest z sumieniem i myśleniem pewnej części Kościoła. I to nie tego we Francji.

Aktualizacja: 09.10.2021 15:01 Publikacja: 08.10.2021 16:00

Arcybiskup Lyonu, Olivier de Germay

Arcybiskup Lyonu, Olivier de Germay

Foto: AFP

216 tys. ofiar przestępstw seksualnych wobec małoletnich – na tyle skalę zjawiska szacuje, na podstawie wiarygodnych szacunków, francuska komisja badająca wykorzystywanie nieletnich w Kościele. Jeśli liczyć także ofiary osób świeckich zawodowo związanych z Kościołem, to liczba ta sięgnie 330 tys. Wśród duchownych – od roku 1950 – 3 proc. było sprawcami tego rodzaju przestępstw (to daje między 2,6 a 3,3 tys. osób). I już tylko te dane powinny być wstrząsem. Ale to nie wszystko. Z raportu wynika także, że najwięcej przestępstw tego rodzaju popełniono między rokiem 1950 a 1968, co oznacza, że powszechne przekonanie i usprawiedliwienie Kościoła, jakim jest teza, że główną przyczyną skandali jest rewolucja seksualna, można włożyć między bajki. Nieprawdą jest także, że na rozpowszechnienie tych przestępstw wpłynęła większa łagodność prawa kanonicznego, bo tak się składa, że także w latach 50. i 60. najgorzej, najbardziej obojętnie i wrogo traktowano pokrzywdzonych, całkowicie lekceważąc ich zeznania.

Czytaj więcej

Raport: 216 tys. dzieci wykorzystanych seksualnie przez duchownych we Francji

Co wynika z tych ostatnich informacji? Problem z pedofilią, z przestępstwami seksualnymi wobec nieletnich i bezbronnych dorosłych wyrasta z innych niż rewolucja seksualna źródeł, zakorzeniony jest w głębszych strukturach kościelnych, i nie da się go zrzucić na rewoltę roku 1968 (choć i ona zapewne miała pewne znaczenie). Braku kar wobec sprawców także nie da się powiązać ze zmianami w prawie kanonicznym, a szerzej w Kościele, które wiązały się z posoborową liberalizacją, bo wcześniej też ich nie karano, byli przenoszeni na nowe parafie, co umożliwiało im dalsze działanie i krzywdzenie kolejnych ofiar.

3 proc.

Taki odsetek cudhownych we Francji to sprawcy przestępstw seksualnych wobec małoletnich

Jeśli nie rewolta obyczajowa i nie liberalizacja zachowania w Kościele po soborze, to co mogło być przyczyną takich, a nie innych zachowań? Raport wskazuje fałszywe wyniesienie duchownych, postrzeganie ich jako istot niemal świętych, nie poddawanych krytyce przez świeckich, a także połączonych szczególnymi więziami. Takie struktury grzechu – a oceniając post factum, tak można je określić – papież Franciszek określa mianem klerykalizmu.

Innym problemem była tak silna sakralizacja instytucji kościelnych, że każdą krytyczną uwagę wobec niej albo wobec jej ludzi traktowano nawet nie tyle jako atak, ile jako insynuację, w którą katolik wierzyć nie może. Efekt? Wiktymizacja ofiar w imię dobra instytucji.

I o ile, jak się zdaje, nad Sekwaną biskupi i spora część wiernych te trudne informacje przyjęła z ogromną pokorą i świadomością konieczności naprawienia błędów i odbudowy wiarygodności Kościoła w oparciu o prawdę i Ewangelię, to w Polsce natychmiast podniosły się głosy wiedzących lepiej. Jedni oznajmili, że jedynym celem francuskiej komisji jest oczernienie Kościoła. Inni uzupełnili, że przecież to tylko wyliczenia, więc nie ma się czym przejmować, jeszcze inni zakwestionowali raport w ogóle, bo znajdują się w nim tezy nieprzyjemne dla Kościoła. Taka obrona jednak w niczym Kościołowi nie pomoże. W sytuacji dramatu skrzywdzonych, skandalu systemowego zła jedynym rozwiązaniem są prawda i nawrócenie. Udawanie, że problem nie istnieje, może tylko zaszkodzić.

216 tys. ofiar przestępstw seksualnych wobec małoletnich – na tyle skalę zjawiska szacuje, na podstawie wiarygodnych szacunków, francuska komisja badająca wykorzystywanie nieletnich w Kościele. Jeśli liczyć także ofiary osób świeckich zawodowo związanych z Kościołem, to liczba ta sięgnie 330 tys. Wśród duchownych – od roku 1950 – 3 proc. było sprawcami tego rodzaju przestępstw (to daje między 2,6 a 3,3 tys. osób). I już tylko te dane powinny być wstrząsem. Ale to nie wszystko. Z raportu wynika także, że najwięcej przestępstw tego rodzaju popełniono między rokiem 1950 a 1968, co oznacza, że powszechne przekonanie i usprawiedliwienie Kościoła, jakim jest teza, że główną przyczyną skandali jest rewolucja seksualna, można włożyć między bajki. Nieprawdą jest także, że na rozpowszechnienie tych przestępstw wpłynęła większa łagodność prawa kanonicznego, bo tak się składa, że także w latach 50. i 60. najgorzej, najbardziej obojętnie i wrogo traktowano pokrzywdzonych, całkowicie lekceważąc ich zeznania.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał