Pachniał intensywnie jeżynami, jagodami, w ogóle – leśnymi owocami, a nuta fiołka dodawała mu szczególnego uroku. Był przy tym szczodry, wyjątkowo mięsisty, wypełniał usta i cieszył solidną strukturą. – To ma być polskie wino? – dopytywał Martin Foradori, degustując Pinot Noir 2018 z Winnicy Turnau – chyba nowozelandzkie... Specjalista od pinota z Południowego Tyrolu nie mógł wyjść ze zdziwienia, gdy jesienią 2019 roku poczęstowałem go w Warszawie winem z jego ulubionej odmiany zrobionym w Baniewicach, w dolinie Dolnej Odry, ledwie 100 km od brzegu Bałtyku. Prócz tego, jak smakowało, zaskakiwało 14 proc. alkoholu. Jeszcze kilkanaście lat temu o takich parametrach polskim winiarzom się nie śniło. Owoce najczęściej z trudem dojrzewały, a jeśli czegoś w nich było dużo, to kwasu. Tymczasem gorący 2018 rok zasłynął w polskich winnicach tym, że czerwonym winom brakowało często właśnie odpowiedniej kwasowości.
Wnioski wydają się proste – klimat się ociepla, w krajach takich jak Polska panują coraz wyższe temperatury, co przekłada się na dojrzałość winogron. Wysoka zawartość cukru oznacza w konsekwencji więcej alkoholu po fermentacji. Ergo, granica upraw winorośli przesuwa się na północ i za kilka lat będziemy raczyć się nie tylko pinotami z zachodnio-pomorskiego, ale też rieslingiem z Laponii. Proste? Nie do końca.
Burze, grad i powodzie
Klimat się zmienia, to prawda, ale przekonanie, że za kilkanaście lat będzie u nas tak jak w Ligurii czy Prowansji, jest błędne. Gdy we wrześniu 2019 roku brałem udział w szczycie winiarskim w Bolzano, ocieplenie klimatu było gorącym tematem dyskusji. Temperatury, owszem, rosną, jednak bardzo powoli, przyznał Georg Niedrist z centrum badawczego Eurac. W XXI wieku mieliśmy w Europie zaledwie dwa ekstremalnie gorące roczniki: 2003 i 2015. Ale już przedstawiciele instytutu badawczego w Laimburgu, również z Południowego Tyrolu, wykazali, że w ostatnich trzech dekadach wyraźnie wzrosła zawartość cukru w gronach w chwili winobrania, obniżyła się natomiast ich kwasowość, a zatem zachwiane zostały parametry decydujące o harmonii, a w konsekwencji i pijalności wina. Te bardzo mocne, powyżej 14–15 proc. alkoholu, za to niskokwasowe, są po prostu męczące, i nawet jeśli pierwszy kieliszek wydaje się uderzać szczodrością, to drugi z trudem przechodzi przez gardło.
Dużo większe zagrożenie dla winnic niż wzrost średniej temperatury stanowią gwałtowne zjawiska pogodowe, a tych w ostatnich dekadach notuje się rzeczywiście więcej. Oczywistą katastrofę może sprowadzić do winnicy wiosenna czy letnia burza połączona z gradobiciem.
W ciągu zaledwie kilku minut wielomiesięczna praca winiarza zostaje zniweczona przez lodowe kule, które nie tylko unicestwiają owoce, ale często też niszczą łozy i pnie krzewów, więc i w kolejnym roku nie można spodziewać się zbiorów.