To oczywiście bardzo trudno ocenić. Osobiście spotkałem go tylko raz, siedem lat temu. Wydał mi się nieprawdopodobnie nudny. Ale rzecz jasna był już wtedy stary. W kwiecie wieku pewnie taki nie był. Na przykład gdy się ogląda jego przemówienia jeszcze z początku lat 80., można sobie wyobrazić, jak znaczną miał charyzmę.
Jak niegdyś Porfirio Diaz w Meksyku czy później Peron w Argentynie, Fidel jest z pewnością postrzegany przez część społeczeństwa jako ojciec narodu. Z pewnością jest dużo bardziej popularny, niż to się wielu ludziom w Ameryce zdaje. W końcu był u władzy przez 50 lat, a to połowa historii Kuby. Przywódcy nie utrzymują się u władzy tak długo, jeśli nie potrafią dobrze wyartykułować poglądów znajdujących oddźwięk w społeczeństwie. Bez wątpienia ludzie przyjmą jego śmierć z prawdziwym, wielkim smutkiem – tak jak na przykład przyjęto śmierć Nasera w Egipcie. To jednak mówi więcej o Kubańczykach niż o nim samym. To, że płakano po Naserze, nie świadczy wcale o tym, że zrobił szczególnie dużo dobrego dla swego kraju. Podobnie jest z Fidelem.
Ale może jednak coś się Fidelowi udało? Co pana zdaniem zrobił dobrze?
To trudne pytanie. Być może za jego największe osiągnięcie trzeba uznać to, że znakomicie nauczył się, jak być odpowiednio dużym zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych, by podbudować swój status światowego przywódcy, ale jednocześnie nie na tyle dużym, by sprowokować Amerykę do interwencji. Wykreowawszy siebie samego na bohatera światowego antyamerykanizmu, potrafił czerpać z tego znaczne korzyści. Wielu ludzi, szczególnie w Ameryce Łacińskiej, dopingowało Castro, mimo że sami nie za bardzo chcieliby żyć pod jego rządami. Ale lubili patrzeć z zewnątrz, z boku. Tak jak niektórzy lubią oglądać filmy pornograficzne.
A co do osiągnięć – może edukacja i służba zdrowia, choć z drugiej strony wszystkie kraje Ameryki Łacińskiej poczyniły w tych sferach ogromne postępy. Jeśli chodzi o poziom wykształcenia, to na Kubie może być nieco lepiej niż u innych. Rozmawiałem na przykład z minister edukacji Chile, która była z wizytą na wyspie. Jej zdaniem dzieci uczą się tam pisać i czytać szybciej i lepiej niż w Chile. Ale, jak zauważyła, nie brakuje tam też poważnych problemów, choćby takich, że program jest przesączony ideologią. Poza tym znaczna część wiedzy zwyczajnie idzie na marne. Ten system wypuszcza z siebie całe masy wykształconych ludzi, którzy nie mają co ze sobą począć, trzeba ich „wypożyczać“ do innych krajów. Kuba ma około 7 tysięcy weterynarzy i 20 tysięcy specjalistów od agronomii, a mimo to nie jest w stanie sama się wyżywić. Dlatego tak naprawdę trudno wskazać jakieś poważniejsze osiągnięcie Castro poza tym jednym, o którym już mówiłem: że udało mu się zawładnąć wyobraźnią znacznej części światowych elit intelektualnych i politycznych. Po części było to możliwe dlatego, że Kuba to taki mały kraj. Na przykład Chavezowi, który jest przywódcą dużego kraju, nie za bardzo to wychodzi.
Możemy uważać Chaveza za ucznia Castro?