Dalej zaczynały się kratownice mostu Kierbedzia, którym można było przejść spacerkiem na Pragę. Z mostu schodziło się w szeroką arterię ulicy Zygmuntowskiej (potem Świerczewskiego, dziś al. Solidarności). U zbiegu Floriańskiej i Jagiellońskiej można było się natknąć na niewielki schludny budynek – Dom Weteranów Powstania Styczniowego 1863 r. Na słoneczku wygrzewały się postacie jak z Grottgera. Brodaci starcy w granatowych mundurach z amarantowymi wypustkami. To bohaterowie Langiewicza i Traugutta. Czasem sobie myślę, czy nie mądrzej byłoby, zamiast jeszcze jednego rzeźbiarskiego kitu, zebrać pieniądze na taki przytułek. Potrzeba jest na pewno, tylko data inna – 1944.
[wyimek][b] [link=http://www.rp.pl/artykul/429809.html]Rozmowa wideo Jana Bończy-Szabłowskiego z Andrzejem Łapickim[/link][/b][/wyimek]
Nieopodal wznosiły się rusztowania lunaparku: diabelski młyn, kolejka górska (nieznana jeszcze wówczas jako rollercoaster) – atrakcje zapierające dzieciom dech w piersiach. Czasem były występy gościnne – sprowadzono na przykład z Francji „afrykańską wioskę”, coś na wzór niedawnej symulacji życia ludzi pierwotnych w warszawskim – praskim zoo. Oglądałem wioskę z moją boną, panną Nowakowską. Na wstępie otrzymała nieprzystojną propozycję od rosłego „mieszkańca Afryki”. Rozumiałem już sporo po francusku, więc się domyśliłem, skąd się wziął rumieniec, który oblał jej twarzyczkę. Szybko wróciliśmy do domu.
Naprzeciwko kościoła św. Floriana – Dom Żołnierza. Czasem gościło tu kino, a nierzadko Teatr Praski, w którym „Balladyną” uwodziła moja późniejsza wychowawczyni z PIST, pani Jadwiga Turowicz. Dalej zwykle jechałem jednowagonowym tramwajem „M” (mosty) do parku Skaryszewskiego z piękną rzeźbą „Tancerka” Stanisława Jackowskiego.
Praga była blisko – przeżyła swoje tragiczne chwile, kiedy 1 lutego 1944 roku zginęli w nurtach Wisły dwaj z wykonawców zamachu na Kutscherę – „Sokół” i „Juno” – którzy otoczeni przez żandarmerię na moście chcieli się ratować skokiem do rzeki.