Do Lecha zawsze można było zadzwonić z prośbą o rozmowę, o pomoc. Te warunki, które
stwarzał w pracy, powodowały, że kiedy pracowaliśmy razem, musieliśmy dawać z siebie wszystko. Wyzwalał w nas taką wewnętrzną potrzebę, żebyśmy dawali z siebie wszystko. Należę do tych osób, dla których ten rodzaj współpracy był najważniejszym motywem.
[b]W jakim sensie?[/b]
Gdy teraz wspominam Lecha, to sobie uświadamiam, że wiele rzeczy robiłam, bo robiłam dla niego, przez niego, ze względu na niego. On był taki, że bardzo się z nim wszyscy związywaliśmy.
[b]Mówi pani, że Lech Kaczyński znał pani mamę. W jaki sposób? Przecież pani mama jest w Lublinie. Skąd ją znał?[/b]
Widział moją mamę kilkakrotnie, gdy była u mnie w Warszawie.
Ale był też u mnie w Lublinie.
[b]
Specjalnie tam przyjechał?[/b]
Miałam poważny wypadek samochodowy. Wówczas prezes NIK Lech Kaczyński odebrał mnie ze szpitala i przewiózł do Lublina.
[b]Nie wysłał kierowcy, tylko sam pojechał z panią?[/b]
Tak reagował na to, co się wydarzało jego współpracownikom.
[b]Pamięta pani wasze ostatnie spotkanie? ...
Bardzo proszę, niech pani nie płacze. Bo nie skończymy tej rozmowy.[/b]
...Rozmawialiśmy o mediach. Kompletnie bez sensu, bo jakie ma to teraz znaczenie.
[b]Konkretnie o czym?[/b]
Nawet nie tyle o sytuacji politycznej w kontekście mediów, ile o takich sprawach, jak cyfryzacja telewizji publicznej. Miałam o tym wiedzę jeszcze z okresu, kiedy byłam przewodniczącą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Chciał znać moje zdanie na temat cyfryzacji mediów elektronicznych, jaka jest jej przyszłość. Zaprosił mnie na obiad, by o tym porozmawiać.
[b]Kiedy to było?[/b]
Sporo przed świętami. Ostatni nasz kontakt był telefoniczny, w Wielką Sobotę. Rozmawialiśmy o naszych chorych mamach. Była to serdeczna rozmowa, bo w atmosferze świątecznej.
[b]Często rozmawiał z panią o swojej matce?[/b]
Oczywiście. Gdy przyjeżdżał do mojego Lublina, a bywał tam służbowo wielokrotnie, to jak tylko docierał na miejsce, zawsze dzwonił do mamy. I do brata. Że już jest, że dojechał szczęśliwie. Podobnie było, gdy jechał gdzieś Jarosław. Lech zresztą bardzo się niepokoił, że brat tak dużo jeździ samochodem po kraju.
[b]Bał się, że bratu może się przydarzyć jakiś wypadek?[/b]
Tak.
[b]Była pani jedną z tych osób, którym Lech Kaczyński bardzo ufał. Ale chyba w ogóle do kobiet miał bardzo ciepły stosunek, bardzo wielu jego współpracowników to były właśnie kobiety.[/b]
Stosunek Lecha do kobiet był bardzo specyficzny. Kobiety zawsze puszczał przodem. Przez te wszystkie lata, współpracując z panem prezydentem, obserwowałam, jak on wychowywał pod tym względem swoich współpracowników-mężczyzn. Gdy ktoś przychodził w towarzystwie kobiety – bez względu na to, kim był, ministrem czy zwykłym urzędnikiem – i chciał pierwszy przywitać się z prezydentem, od razu dostawał od niego po głowie, bo kobieta musiała być pierwsza.
[b]Jak pani zwracała się do prezydenta? Leszku? Bo ten przywilej miało niewielu.[/b]
Leszku.
[b]
Czy paliła pani papierosy w towarzystwie prezydenta?[/b]
Tak, oczywiście.
[b]Pozwalał pani na to?[/b]
Tolerował przy sobie palących. Uważał, że jak już ludzie muszą palić, to niech palą.
[b]Czyli nie był neofitą? Bo jeśli dobrze pamiętam, to Lech Kaczyński rzucił palenie kilkanaście lat temu, choć wcześniej bardzo dużo palił.[/b]
Rzucił palenie w czasie, gdy był prezesem NIK. Był bardzo tolerancyjny wobec ludzi. Przejawiało się to i w tej sytuacji. Wszyscy palacze, od czasu do czasu, starają się rzucić palenie. Jemu to się udało.
[ramka]Elżbieta Kruk polityk, od 2001 r. posłanka PiS, współzałożycielka tej partii. Współpracowała z Lechem Kaczyńskim w okresie, gdy kierował NIK i był ministrem sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. W latach 2006 – 2007 była przewodniczącą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. [/ramka]