Powstaniec bez obu nóg

Publikacja: 18.01.2013 19:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Kiedy szedł do powstania – prapradziad piszącego te słowa – nie miał jeszcze 20 lat. Pochodził z zamożnej rodziny posiadaczy jednej z pierwszych na polskich ziemiach fabryczki kotłów parowych w leżącej po galicyjskiej stronie Trzebini i musiał mieć gorącą głowę, skoro tak go porwała ta z góry przegrana sprawa. Poszedł więc za romantycznym porywem serca, jak wielu jego rówieśników, choć iść nie musiał; szable wszak wyciągali głównie szlacheccy synowie, a on do nich nie należał. Na dodatek żaden z niego był Polak, nosił bawarskie nazwisko Schweiger, a rodowód miał bardziej żydowski niż niemiecki, choć warto podkreślić, że katolicki.

A jednak poszedł, by toczyć krew Moskali, wbrew woli rodziny, płaczowi matki, sióstr i ojca oraz srogim zakazom władz austriackich. Co z tego miał? Po bitwie pod Miechowem, gdzie walczył ramię w ramię z rówieśnikami z obu stron granicy, ukrywał się z towarzyszami na podmiechowskich bagnach. Tropieni przez Kozaków jak dzikie zwierzęta przeżyli, bo wytrzymali zanurzeni po szyję w marznącym na kość błocie. Był luty 1863 roku, a oni po sromotnej klęsce chcieli po prostu odpocząć w rodzinnych domach.

Ale granica była pilnie strzeżona. Ukrywali się więc do chwili, kiedy cudem udało się przeskoczyć do Galicji. Postrzelony w nogi wracał jednak do domu z gangreną, a tam czekał nie tylko chirurg, ale i austriacki policmajster, zaczajony na nielojalnych poddanych cesarza. Chirurg amputował obie nogi powyżej kolan, a policmajster zaciągnął kadłubek powstańca do sądu, gdzie za bunt orzeczono przepadek mienia i grzywnę.

Rodzina została więc z synem kaleką, domem przy ryneczku i bez środków do życia. Jak mogli myśleć o powstaniu? Jak wykrzesać z siebie patriotyczne uczucia? Wobec kogo? I po co? Kobiety założyły czarne, żałobne stroje, a wściekły na cały świat ojciec nie mógł nawet syna z domu wyrzucić, bo jak sobie poradzi kaleka?

Beznadzieja do potęgi niewiadomej. Oto dar dla rodziny. Oto powstańczy spadek. A jednak przeżyli. Wytrwali w przywiązaniu do orła białego i katolickiej polskiej wiary. Kobiety nosiły głowy wysoko, na tyle wysoko, że syn powstańca – Franciszek – porzucił burżuazyjne maniery, wyuczył się na szewca i wiedziony ideami socjalizmu przeniósł się do odległego Cieszyna. Czy rozmawiał z ojcem? O czym? O sławnym dylemacie: bić się, czy nie bić? Na pewno. Podobnie jak ojcowie-powstańcy z synami w każdym polskim domu. Jeden sławił walkę z zaborcą, a drugi mówił: gdzie twoje nogi mój ojcze? Gdzie twoja sprawa? Czy nie należy zacząć jeszcze raz, ale inaczej?

Powstanie – szlachetny poryw jednego, zasadniczy dylemat następnych pokoleń. Było ważne, bo gdyby nie ono, nie byłoby innych dróg do wolności. Paradoksalnie wszystkie złożyły się na narodowy potencjał w pierwszych dekadach kolejnego stulecia, dzięki czemu odbiliśmy biało-czerwoną. Czy warto było?

Narodowa trauma, kibitki, Syberia i duma przemieszana ze wstydem na tyle, że niewiele z tego przeszło do kultury. Czemu Matejko nie malował powstania? Gdyby tworzył w Ameryce, niemal równoległa wojna secesyjna byłaby pewnie jego głównym tematem. Czemu nie powstanie? A może wszystko, co malował, było właśnie wskutek powstania? Owo myślenie o chwalebnej przeszłości było lekiem na narodową neurozę? Pewnie tak. Jedni z nią żyli, drudzy umierali.

Ów mój kaleki prapradziad nie dożył wolności, ale jego syn Franciszek Schweiger brał udział w jej wydzieraniu. W 1918 roku współorganizował pierwszy na ziemiach polskich Rząd Tymczasowy Księstwa Cieszyńskiego, prawdziwy przyczółek wolności. Potem, uwiedziony ideą solidaryzmu, zakładał Narodową Partię Robotniczą. Za los ojca wziął pomstę na bolszewikach w 1920, kiedy dosłużył się kapitana. Takie były losy powstańczego syna niemiecko-żydowskiego weterana – kaleki z 1863 roku, który przeszedł do rodzinnej legendy.

Myślę sobie, że nie byłoby dzieła syna bez ofiary ojca, tak jak nie byłoby wolnej Polski bez powstania. I to jest najprawdziwsza prawda o tamtych czasach.

Kiedy szedł do powstania – prapradziad piszącego te słowa – nie miał jeszcze 20 lat. Pochodził z zamożnej rodziny posiadaczy jednej z pierwszych na polskich ziemiach fabryczki kotłów parowych w leżącej po galicyjskiej stronie Trzebini i musiał mieć gorącą głowę, skoro tak go porwała ta z góry przegrana sprawa. Poszedł więc za romantycznym porywem serca, jak wielu jego rówieśników, choć iść nie musiał; szable wszak wyciągali głównie szlacheccy synowie, a on do nich nie należał. Na dodatek żaden z niego był Polak, nosił bawarskie nazwisko Schweiger, a rodowód miał bardziej żydowski niż niemiecki, choć warto podkreślić, że katolicki.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą