Od niszowej książki dla dzieci, przez bestseller, aż po obiekt światowej histerii – tę drogę seria książek J. K. Rowling przebyła w kilka lat. Dziś Harry Potter to jedna z ikon popkultury. Premiery kolejnych tomów jego przygód są wydarzeniami przypominającymi debiuty hollywoodzkich superprodukcji, a miłość fanów przejawia się w formie bardziej właściwej dla fanatycznych kibiców drużyn piłkarskich.
Siódmy tom cyklu, który właśnie trafia do polskich księgarń, zamyka serię o Potterze, ale nie kończy dyskusji zarówno o przyczynach jego popularności, jak i charakterze wpływu, który wywarł na miliony dziecięcych umysłów. Nie gaśnie bowiem kłótnia między tymi, dla których książki Rowling to wzruszające opowieści o dojrzewaniu, miłości i przyjaźni, oraz tymi, którzy widzą w Potterze propagatora okultyzmu i czarnej magii. Jedni i drudzy mają swoje racje, ale po przebrnięciu kilku tysięcy stron cyklu skłaniam się raczej ku teorii, że do serii o Potterze bardziej pasuje określenie „najbardziej kasowa psychoterapia wszech czasów”.
W chwili gdy poznajemy Harry’ego Pottera, kończy on lat jedenaście („HP i kamień filozoficzny”). Jest sierotą przygarniętą przez koszmarną rodzinkę Dursleyów na zlecenie Albusa Dumbledora, dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Harry żył dotąd nieświadomy swego prawdziwego pochodzenia (jest synem pary czarodziejów). Jego istnienie jest śmiertelnym zagrożeniem dla Lorda Voldemorta, złowrogiego czarnoksiężnika, który zabił niegdyś rodziców Harry’ego i próbował zabić jego samego.
W dniu jedenastych urodzin Harry poznaje część prawdy o swym dziedzictwie i przeznaczeniu (resztę będzie odkrywał stopniowo w następnych tomach). Rychło rozpoczyna także naukę we wspomnianej szkole magii. Kolejne lata jego życia odliczane są kolejnymi powieściami. W każdej z nich opisywany jest jeden rok nauki w Hogwarcie i towarzyszące temu komplikacje. Z biegiem czasu nauka zajmuje coraz mniej miejsca, lwią część autorka poświęca za to komplikacjom, aż do finałowej wojny między Dobrem i Złem, czyli adeptami magii zwykłej (towarzysze i mentorzy Pottera) oraz czarnej (Voldemort i śmierciożercy). W ostatnim tomie Harry jest już mocno doświadczonym przez życie osiemnastolatkiem. Jego edukacja dobiega końca – z jakim efektem, o tym można przeczytać w książce „Harry Potter i insygnia śmierci”.
To bardzo pobieżne streszczenie nie oddaje nawet w jednej setnej uroku książek Rowling, które są dobrze napisane i świetnie wymyślone, a w dodatku przesycone specyficznym brytyjskim humorem. Świat wykreowany przez Rowling zamieszkują dwa rodzaje ludzi: magiczni i nie-magiczni. Większość to mugole, czyli zwykli ludzie. Nudni, bezbarwni i przyziemni. Interesują się takimi głupotami, jak giełda, samochody czy produkcja świdrów. I przede wszystkim nie mają zielonego pojęcia o magii. Tymczasem istnieje jeszcze inny świat, pełen mówiących zwierząt, trolli, centaurów, goblinów, skrzatów, czarodziejów i czarodziejek oraz duchów zwykłych i bezgłowych. Najbardziej emocjonującą grą wszech czasów jest quidditch, do którego potrzeba trzech rodzajów latających piłek i dwóch drużyn śmigających na miotłach. Ten świat zarządzany jest przez Ministerstwo Magii, które troszczy się głównie o to, by mugole pozostawali w stanie błogiej nieświadomości co do istnienia swych magicznie obdarzonych krewniaków. Kraina magii według Rowling jest ewidentnie miejscem ciekawszym i lepszym niż zwykła Anglia, co nie znaczy, że idealnym i spokojnym. Grasują w niej miłośnicy czarnej magii, wilkołaki, olbrzymy i smoki. Ani przez chwilę nie mam jednak wątpliwości, po której stronie jest sympatia autorki (i czytelników).