– Wystarczy nie dać się zastraszyć – mówi Vittorio Messori. To jego maksyma. Wziął ją od angielskich dżentelmenów, chowanych według wzorów średniowiecznego rycerstwa. – Zawsze starałem się jej przestrzegać – dodaje.
Słowo „odwaga” padło wielokrotnie w czasie długich rozmów z Andreą Torniellim, wydanych w formie wywiadu rzeki. We Włoszech „Perche credo” („Dlaczego wierzę”) wywołało ogromne poruszenie. Oto najsłynniejszy dziś chyba pisarz katolicki, którego książki z miejsca stają się bestsellerami, rozmówca dwóch papieży (Jana Pawła II i Benedykta XVI), komentator spraw kościelnych jednego z największych i najbardziej poważanych dzienników w kraju „Corriere della Sera” opowiada o swojej niewzruszonej wierze. Nie wątpi, nie rozdziera szat, nie podważa dogmatów, nie odsłania wstydliwie skrywanych tajemnic. Wierzy i chce o tym opowiedzieć. Wszystkim. – Tylko jedna rzecz mnie interesuje: pomagać wierzyć – mówi. To zdanie powtarza wiele razy.
[srodtytul]Testament starego pisarza[/srodtytul]
By się do tego przyznać, potrzeba dziś odwagi, i to takiej ocierającej się nieomal o brawurę. Zwłaszcza na Zachodzie, gdzie medialne triumfy święcą wojujący ateiści przekonujący rozbawioną publikę, iż słowo „chrześcijanin” jest synonimem głupca. Gdzie filmowe gwiazdy będą się raczej chwalić uczestnictwem w obrzędach wudu niż we mszy świętej. Gdzie Kościół jest tolerowany wyłącznie jako organizacja charytatywna, a księża muszą wątpić, jeśli chcą być traktowani serio.
Bóg, Chrystus, jego męka i odkupienie? O tym w dobrym towarzystwie się nie mówi. Chrześcijańskie zasady, etyka, moralność? O tym też lepiej zapomnieć. I tylko od czasu do czasu ktoś burzy ten błogostan stwierdzeniem całkowicie w złym guście. 67-letni Vittorio Messori w książce, którą krytycy we Włoszech uznali za jego testament, też zakłóca błogi spokój, przypominając prawdy, o których w Europie nikt nie chce pamiętać.