Szklana niepogoda

Nie wiedzą, kto wygrał ostatnie „You can dance” i „Taniec z gwiazdami”. Nie śledzą TVN 24 ani TVP Info. Nie są kloszardami. Nie należą do odkrytego w ubiegłym roku dzikiego plemienia znad Amazonii. Nie mają telewizora.

Aktualizacja: 10.01.2009 07:42 Publikacja: 10.01.2009 01:22

Szklana niepogoda

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Program na nadchodzący tydzień przewiduje, że luksusowa prostytutka Belle de Jour uchyli rąbka tajemnicy. Doświadczeni kryminolodzy z Nowego Jorku po raz kolejny sprawdzą wszystkie tropy. Jack Carter, szef Eureki, uda się w podróż do wnętrza Ziemi, by wyjaśnić zagadkę tajemniczych wstrząsów. World Music Awards przyzna nagrody muzyczne, co transmitować będzie TVN. Rozdanie Złotych Globów pokaże HBO. W „M jak miłość” Piotrek rozpocznie pracę w restauracji. Grono polityków czy publicystów po raz kolejny zasiądzie do dyskusji. A oni – coraz większa grupa dobrze wykształconych i nieźle zarabiających Polaków – wcale tego nie obejrzą.

Czy to tylko chwilowa moda? Snobizm? Kiedy w telewizji publicznej trwa wojna o władzę, gdy eksperci prywatnych stacji nie śpią po nocach, by wymyślić coś, co jak magnes przyciągnie miliony widzów, w wielu domach telewizor staje się kłopotliwym, zbędnym rekwizytem. Nie istnieje od lat lub jest właśnie pakowany do pudełka. Do jego braku przyznają się pisarze Andrzej Stasiuk i Krzysztof Varga, reżyser Mariusz Treliński, poseł PiS Jan Ołdakowski, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, prof. Grzegorz Kołodko, dyrektor radiowej Trójki Krzysztof Skowroński oraz Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”.

Artyści, architekci, informatycy, prawnicy, politycy, a nawet dziennikarze i publicyści. Chodzą do kina, bywają w teatrze, czytają książki. Żyją z informacji lub ich komentowania. Ale w domu telewizora nie mają.

[srodtytul]Świat na trzeźwo[/srodtytul]

Za czasów PRL telewizor był dobrem początkowo luksusowym i nie zawsze dostępnym. Kolorowy – radziecki Rubin, cieszył się złą sławą. Krążyły o nim pogłoski, że wybucha. Obrońcy jego dobrego imienia – czyli szczęśliwi właściciele – twierdzili jednak, że Rubin padł ofiarą zawiści ze strony tych, którzy siedzieli przy czarno-białych śnieżących odbiornikach i marzyli o tym, by świat zobaczyć w kolorze. Choćby były to rozmyte amarantowo-żółte smugi.

Z dwóch programów telewizyjnych ten drugi nie docierał do znacznej części mieszkańców Polski. Za to w Warszawie zainstalowano przekaźnik umożliwiający mieszkańcom stolicy oglądanie radzieckiego programu. Lombard śpiewał o szklanej pogodzie i szybach niebieskich od telewizorów. Telewizję oglądał każdy, kto miał odbiornik. Piotr, dziś 37-letni informatyk, z uśmiechem wspomina, że choć w jego rodzinie nie było telewizora, los spłatał mu figla. Jako dziecko wygrał kolorowy odbiornik w loterii fantowej. – Wtedy już nie było mowy, by nie oglądać. Pół wsi się schodziło, żeby popatrzeć na „kolor” – opowiada.

Dlaczego więc odwrót nastąpił teraz, gdy do dyspozycji w kablówkach mamy kilkadziesiąt, a zwykle nawet kilkaset programów? Skoro można wybierać nie tylko między TVP, TVN czy Polsatem, ale wszystkimi praktycznie pasmami tematycznymi na świecie, łącznie z Mesopotamia Music.

– Nie chcę, by ktoś organizował mi dzień. Nie mam potrzeby dopasowywać się do cudzej ramówki. Nie interesują mnie te same informacje podane na sto różnych sposobów. I komentujący je ludzie, którzy nie mają nic ciekawego do powiedzenia – mówi Paweł, szef działu w jednej z ogólnopolskich gazet, weteran – bez telewizora od 19 lat.

Marcin Adamczewski, plastyk, 12 lat bez telewizora, opowiada, że z odbiornika zrezygnował, gdyż podoba mu się świat na trzeźwo. Nie chce, by coś fałszowało mu odbiór rzeczywistości. A telewizja fałszuje emocje. Wyzwala w człowieku złość, radość, smutek, strach – przez sytuacje, które w życiu tego człowieka nigdy nie nastąpiły. – Pewnego dnia przyszedłem i zobaczyłem, że w moim domu jest złodziej. Czyha na mnie, kiedy przyjdę zmęczony, siądę w fotelu i go włączę – mówi Adamczewski. „Złodzieja” związał więc w paczkę i przekazał rodzinie.

Osoby, które telewizję porzuciły, pozostały jednak w McLuhanowskiej globalnej wiosce. Sławomir Sierakowski, który telewizji nie ogląda między innymi ze względów zdrowotnych, nie ma odbiornika w domu, ale życie spędza w pracy, gdzie TVN 24 i TVP Info lecą non stop. No i rzecz jasna korzysta z Internetu – nowego medium, które czyni z ludzi wspólnotę globalną.

[srodtytul]Mas jakby coraz mniej[/srodtytul]

Opisana przez Tofflera „Trzecia fala” – społeczeństwo odmasowione, które szuka informacji na własną rękę w wąskich, specjalistycznych źródłach – stała się faktem. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych przez News Interest Index opracowanych przez Pew Research Center pokazują, że coraz mniej Amerykanów wykorzystuje telewizję jako źródło informacji. Coraz więcej opiera się na Internecie. Wśród młodszych Amerykanów tyle samo wykorzystuje telewizję co Internet. To pokazuje trend. Jeśli telewizja zostanie zdetronizowana jako źródło szybkiej informacji, nie ma też szansy bronić się pogłębioną publicystyką, pokazującą złożoność zdarzeń. Ze swej natury ma bowiem tendencję do upraszczania. Zostaje jej mało wysublimowana masowa rozrywka dla uboższych i mniej wymagających. Ale ta grupa się kurczy, także w Polsce. W 2008 r. czas spędzany przez statystycznego Polaka przed telewizorem po raz pierwszy spadł poniżej czterech godzin dziennie. O ile w 2007 r. wynosił 4 godz. 1 min, to w roku ubiegłym tylko 3 godz. 52 min – wynika z badań AGB Nielsen Media Research.

Jednak w czasie, gdy Polska A żegna się ze spędzaniem czasu na kanapie przed telewizorem, Polska B nadal upstrzona jest antenami satelitarnymi wystającymi z obdrapanych okien. W rodzimych filmach i serialach portretujących życie rodziny we wnętrzu w różnych wariantach pojawia się ten sam obrazek. Na środku pokoju stoi kanapa, naprzeciw niej telewizor. Rodzina siedzi przed nim jak przed ołtarzem. Jedzą chipsy (wersja z mężczyzną: pan domu popija piwo), wyrywają sobie z rąk pilota i skaczą po kanałach. I tak od „Świata według Bundych” przez „Co gryzie Gilberta Grape’a” po swojskich Kiepskich. – Wśród osób starszych, samotnych, które nie mają dobrych kontaktów z otoczeniem, telewizor jawi się jako członek rodziny – mówi Bogusława Mazurkiewicz, psycholog i psychoterapeuta specjalista od leczenia uzależnień z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. – Serial obecny non stop w domu zastępuje prawdziwe życie. W praktyce terapeutycznej spotkałam się z przypadkiem kobiety, która w trakcie jedzenia kolacji z rodziną odchodziła od stołu, brała kanapkę i biegła do telewizora, żeby patrzeć, jak serialowa rodzina zasiada właśnie do wspólnej kolacji.

Oglądanie telewizji daje też poczucie wspólnoty, pewnego rodzaju uczestnictwa w czymś, co dzieje się tu i teraz. Dlatego zdarza się, że nawet jeśli mamy gdzieś w szufladzie DVD ze „Szklaną pułapką III”, to i tak dziesiąta powtórka w drugi dzień świąt jest w stanie przyciągnąć nas do telewizora.

Ale do braku telewizora łatwo się przyzwyczaić. Krzysztof Skowroński, dyrektor radiowej Trójki, od trzech lat bez telewizora, opowiada: – Mój telewizor po prostu się zepsuł. Odpadł drobny element. Pojechałem do zakładu naprawy w przekonaniu, że uda się go szybko zreperować. Okazało się, że na część trzeba czekać trzy miesiące, potem, że naprawa wcale nie jest prosta. Przywykłem do tego, że go nie mam. Żaden program już mnie nie denerwuje. Przyjemność czerpię ze słuchania radia i czytania prasy. Telewizor przestał u nas mieszkać.

– Przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Przewieźliśmy już meble, książki, kwiaty. Został tylko do dopasowania jeden element – w dużym salonie na komodzie miał stanąć telewizor. Zastanawialiśmy się nad wielkością i kształtem. Czy powinien być w czarnej czy kremowej oprawie? 30 cali czy większy? Plazma czy ciekłokrystaliczny? Odwiedzaliśmy sklepy z elektroniką, przeglądaliśmy katalogi. Upłynął miesiąc, potem drugi. Aż w końcu mąż sam zaproponował: a może zrezygnujemy z telewizora? – opowiada Anna, bez telewizora od 1,5 roku.

Z ich pola widzenia znika fenomen osób sławnych z tego, że są sławne. Popularnych, bo przez nieustanne pokazywanie wykreowała je telewizja. – Na jednej z imprez wdałem się w rozmowę z człowiekiem, którego w tym towarzystwie nie znałem. Po półgodzinie wymiany poglądów zapytałem: A ty, co robisz? – Jak to, nie wiesz, kim jestem? – mój rozmówca był bardzo zdziwiony. – Przecież ja co drugi dzień jestem w telewizji!

Wytłumaczyłem, że właśnie telewizji nie oglądam – opowiada Marcin Adamczewski. – Nie wiem, kto jest bohaterem telenoweli „Na Wspólnej”, nie wiem, kto występuje w „Klanie”. Ale nie przeszkadza mi to w życiu – mówi Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, od 11 lat bez telewizora.

[srodtytul]Wirtualna wiedza o wirtualnym świecie[/srodtytul]

Jednak duża część telewizyjnych abstynentów doskonale się orientuje, co się dzieje w świecie małego ekranu. Niektórzy kontynuują dokładną lekturę programów telewizyjnych. Kupują wydania weekendowe dzienników z dodatkami telewizyjnymi, a oprócz tego kolorówki z programami, zdjęciami gwiazd i wywiadami. I utwierdzają się w przekonaniu, że tak naprawdę to nie mieliby co oglądać. Wiele osób przyznaje, że kiedy już mają okazję przez chwilę oglądać telewizję, to interesujące wydają się tylko nowe reklamy.

Bardzo wiele osób wiedzę o tym, kim jest Jola Rutowicz, jak wygląda rozmowa Dody z Justyną Steczkowską oraz że Kasia Cichopek dostała angaż do kolejnego programu, czerpie z plotkarskich forów internetowych. Kilka minut dziennie wystarczy, by prześledzić wszystkie newsy i być zorientowanym w medialnym świecie nie gorzej niż osoby, które odsiadują przed odbiornikiem przepisowe cztery czy pięć godzin dziennie.

Jednak zdarza się, że coś ze zbiorowego doświadczenia Polaków ludziom bez telewizora umknie. Ważna debata przedwyborcza. Na którymś kanale retransmitowany jest koncert, który dawno chcieli obejrzeć, a nie mają bladego pojęcia, że nadarza się taka możliwość. Jakaś stacja nada reportaż, o którym następnego dnia rano mówią wszyscy w pracy. Jednak teraz w dobie Internetu takie wpadki zdarzają się coraz rzadziej. Do prawie wszystkich potrzebnych programów można dotrzeć dzięki kilku kliknięciom myszy. – Najważniejsze rzeczy i tak tam lądują, a w ten sposób oszczędzam czas – mówi Jan Ołdakowski.

Najtrudniej mają fani sportu podczas wielkich imprez. Ale i na to jest sposób. Olimpiada czy mistrzostwa w piłce nożnej to czas, kiedy „ludzie bez telewizorów” odwiedzają puby z telebimami lub choćby znajomych. Oglądanie widowiska sportowego wspólnie z innymi ma w sobie coś z powrotu do źródeł, wspólnego przeżywania emocji radości lub żalu, zbiorowego imprezowania zamiast siedzenia w fotelu z puszką piwa.

Pożytków z porzucenia telewizora jest jednak więcej. Odwraca się opisany przez socjologów w latach 80. proces, w którym społeczeństwo przemysłowe bawi się najchętniej przez swoich przedstawicieli – tak jak w realnym socjalizmie koniak był ulubionym trunkiem mas pracujących, spijanym ustami ich najlepszych reprezentantów. Dziś coraz częściej widzów nudzi zabawa, jaką w ich imieniu w studiu telewizyjnym wykonują profesjonaliści. Chcą się bawić sami.

– Nie jesteśmy fanatykami sportu oglądanego w telewizji. Zamiast patrzeć w ekran, sami wolimy pobiegać, pograć w tenisa – opowiada o przyzwyczajeniach rodzinnych Krzysztof Jastrzębski, prawnik, trzy lata bez telewizora. Zyskane wieczorami godziny przeznaczają z żoną na grę w scrabble i czytanie – z cytowaniem na głos co bardziej smakowitych fragmentów. A w tle leci muzyka poważna – choćby Vivaldiego „Cztery pory roku”.

– Odkryłam muzykę – mówi Anna. Wcześniej, gdy w domu tło do wszystkich czynności stanowił telewizor, byłam w stanie odróżnić tylko, czy coś gra, czy jest cisza. Po paru tygodniach bez telewizora odróżniałam już rodzaj muzyki. Teraz zdarza mi się poznać po głosie wykonawcę, gdy śpiewa coś, czego wcześniej nie słyszałam. Zaczęłam kupować płyty.

Mąż jej koleżanki, z wykształcenia plastyk, który na co dzień zajmuje się grafiką komputerową, po pożegnaniu telewizora wrócił do swojej pasji – rzeźbienia. Po pracy w domu siada nad gliną i lepi konie w biegu. Zaczyna myśleć o wystawieniu prac.

Alternatywą dla filmu w telewizji jest DVD. Własna filmoteka, którą dziś łatwo skompletować. Nawet jeśli jakiejś pozycji nie ma na półce w empiku, można ją sprowadzić przez sieć sklepów internetowych i obejrzeć w dogodnym czasie. Repertuar dopasować do pory i nastroju.

[srodtytul]Elektryczny pastuch do lamusa[/srodtytul]

Dorośli, którzy świadomie odrzucają telewizję, pozbawiają jej również swoje dzieci. W Internecie toczą się więc spory rodziców, czy w procesie wychowania potomstwa niezbędny jest telewizor. „Elektroniczny pastuch” przydaje się, gdy zmęczeni po całym dniu rodzice wracają z pracy, a dziecko domaga się uwagi. Jedno wciśnięcie guzika i uwaga skupia się na ekranie. – Problem nie leży w telewizorze, tylko w sposobie jego wykorzystania – tłumaczy Bogusława Mazurkiewicz. – Jeśli rodzice pokażą, że jest to narzędzie, którym można się posłużyć i mądrze je wykorzystać, nie ma problemu. Jej zdaniem jednak wychowanie bez telewizora także nie przynosi szkody. Wszystko zależy od tego, co rodzic oferuje w zamian. Jakie narzędzia wykorzysta, by dziecku pokazać świat. „Dziecko bez telewizji nie zobaczy mnóstwa rzeczy, które dla jego rówieśników są oczywistym elementem podstawowej, codziennej wiedzy. Przedszkole, szkoła i współczesna literatura dla dzieci zakładają, że dziecko telewizję ogląda. Nie ma więc wszechobecnych wcześniej opisów przyrody, domów, ludzi. Przypomnij sobie »W pustyni i w puszczy« – jak szczegółowo opisany jest lew, słoń, baobab. Teraz nikt tego nie robi, bo słusznie zakłada, że dziecko te rzeczy widziało już na własne oczy. A twoje będzie jedyne, które ich nigdy nie oglądało” – pisze na forum „Gazety Wyborczej” verdana.

Paweł, redaktor, 19 lat bez telewizora, ma jednak inne doświadczenia. Gdy jego córka skończyła trzy lata, na pewien czas wstawili telewizor, „dla dobra dziecka”. Służył głównie do nagrywania „Teletubisiów” i „Ulicy Sezamkowej”. Ale gdy na świecie pojawił się syn, zaczął uczestniczyć w oglądaniu z siostrą. I przylepił się do telewizji. – Wykorzystaliśmy moment, kiedy dzieci były na feriach, i wynieśliśmy telewizor do piwnicy. Histeryczna reakcja syna upewniła mnie, że dobrze zrobiłem. Cieszy mnie cisza w domu i to, że wieczorem mamy czas, by porozmawiać – przekonuje.

W powieści Irvine Welsh „Trainspotting” pada słynny cytat: „Wybierz pracę. Wybierz karierę. Wybierz rodzinę, wybierz wielki telewizor, wybierz zmywarki do naczyń, samochody, odtwarzacze CD i elektryczne otwieracze do konserw...”. Wygląda na to, że długa lista dóbr pożądanych skraca się o jedną pozycję.

Program na nadchodzący tydzień przewiduje, że luksusowa prostytutka Belle de Jour uchyli rąbka tajemnicy. Doświadczeni kryminolodzy z Nowego Jorku po raz kolejny sprawdzą wszystkie tropy. Jack Carter, szef Eureki, uda się w podróż do wnętrza Ziemi, by wyjaśnić zagadkę tajemniczych wstrząsów. World Music Awards przyzna nagrody muzyczne, co transmitować będzie TVN. Rozdanie Złotych Globów pokaże HBO. W „M jak miłość” Piotrek rozpocznie pracę w restauracji. Grono polityków czy publicystów po raz kolejny zasiądzie do dyskusji. A oni – coraz większa grupa dobrze wykształconych i nieźle zarabiających Polaków – wcale tego nie obejrzą.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał