Opisana przez Tofflera „Trzecia fala” – społeczeństwo odmasowione, które szuka informacji na własną rękę w wąskich, specjalistycznych źródłach – stała się faktem. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych przez News Interest Index opracowanych przez Pew Research Center pokazują, że coraz mniej Amerykanów wykorzystuje telewizję jako źródło informacji. Coraz więcej opiera się na Internecie. Wśród młodszych Amerykanów tyle samo wykorzystuje telewizję co Internet. To pokazuje trend. Jeśli telewizja zostanie zdetronizowana jako źródło szybkiej informacji, nie ma też szansy bronić się pogłębioną publicystyką, pokazującą złożoność zdarzeń. Ze swej natury ma bowiem tendencję do upraszczania. Zostaje jej mało wysublimowana masowa rozrywka dla uboższych i mniej wymagających. Ale ta grupa się kurczy, także w Polsce. W 2008 r. czas spędzany przez statystycznego Polaka przed telewizorem po raz pierwszy spadł poniżej czterech godzin dziennie. O ile w 2007 r. wynosił 4 godz. 1 min, to w roku ubiegłym tylko 3 godz. 52 min – wynika z badań AGB Nielsen Media Research.
Jednak w czasie, gdy Polska A żegna się ze spędzaniem czasu na kanapie przed telewizorem, Polska B nadal upstrzona jest antenami satelitarnymi wystającymi z obdrapanych okien. W rodzimych filmach i serialach portretujących życie rodziny we wnętrzu w różnych wariantach pojawia się ten sam obrazek. Na środku pokoju stoi kanapa, naprzeciw niej telewizor. Rodzina siedzi przed nim jak przed ołtarzem. Jedzą chipsy (wersja z mężczyzną: pan domu popija piwo), wyrywają sobie z rąk pilota i skaczą po kanałach. I tak od „Świata według Bundych” przez „Co gryzie Gilberta Grape’a” po swojskich Kiepskich. – Wśród osób starszych, samotnych, które nie mają dobrych kontaktów z otoczeniem, telewizor jawi się jako członek rodziny – mówi Bogusława Mazurkiewicz, psycholog i psychoterapeuta specjalista od leczenia uzależnień z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. – Serial obecny non stop w domu zastępuje prawdziwe życie. W praktyce terapeutycznej spotkałam się z przypadkiem kobiety, która w trakcie jedzenia kolacji z rodziną odchodziła od stołu, brała kanapkę i biegła do telewizora, żeby patrzeć, jak serialowa rodzina zasiada właśnie do wspólnej kolacji.
Oglądanie telewizji daje też poczucie wspólnoty, pewnego rodzaju uczestnictwa w czymś, co dzieje się tu i teraz. Dlatego zdarza się, że nawet jeśli mamy gdzieś w szufladzie DVD ze „Szklaną pułapką III”, to i tak dziesiąta powtórka w drugi dzień świąt jest w stanie przyciągnąć nas do telewizora.
Ale do braku telewizora łatwo się przyzwyczaić. Krzysztof Skowroński, dyrektor radiowej Trójki, od trzech lat bez telewizora, opowiada: – Mój telewizor po prostu się zepsuł. Odpadł drobny element. Pojechałem do zakładu naprawy w przekonaniu, że uda się go szybko zreperować. Okazało się, że na część trzeba czekać trzy miesiące, potem, że naprawa wcale nie jest prosta. Przywykłem do tego, że go nie mam. Żaden program już mnie nie denerwuje. Przyjemność czerpię ze słuchania radia i czytania prasy. Telewizor przestał u nas mieszkać.
– Przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Przewieźliśmy już meble, książki, kwiaty. Został tylko do dopasowania jeden element – w dużym salonie na komodzie miał stanąć telewizor. Zastanawialiśmy się nad wielkością i kształtem. Czy powinien być w czarnej czy kremowej oprawie? 30 cali czy większy? Plazma czy ciekłokrystaliczny? Odwiedzaliśmy sklepy z elektroniką, przeglądaliśmy katalogi. Upłynął miesiąc, potem drugi. Aż w końcu mąż sam zaproponował: a może zrezygnujemy z telewizora? – opowiada Anna, bez telewizora od 1,5 roku.
Z ich pola widzenia znika fenomen osób sławnych z tego, że są sławne. Popularnych, bo przez nieustanne pokazywanie wykreowała je telewizja. – Na jednej z imprez wdałem się w rozmowę z człowiekiem, którego w tym towarzystwie nie znałem. Po półgodzinie wymiany poglądów zapytałem: A ty, co robisz? – Jak to, nie wiesz, kim jestem? – mój rozmówca był bardzo zdziwiony. – Przecież ja co drugi dzień jestem w telewizji!