[srodtytul] ... i dla ducha [/srodtytul]
Można było zarobić, odłożyć trochę pieniędzy. Jedna pensja, w rublach, szła w Rosji na książeczkę. Drugą, w złotówkach, można było wydać w Legnicy – wspomina Nadieżda Anikanowa, która w latach 1958 – 1961 odbywała staż w legnickim teatrze – wówczas Rosyjskim Teatrze Dramatycznym. Była świeżo po studiach aktorskich, przyjechała do Legnicy razem z koleżanką Iriną. Zdecydowała się na wyjazd, bo „wtedy nie wolno było nigdzie jeździć, a Polska to przecież była zagranica”.
Chciała zobaczyć coś innego niż Związek Radziecki. Z tamtych czasów zachowało się tylko kilka fotografii i parę teatralnych programów: „Świętoszek” Moliera, „Sołdaty jedut domoj”, reszta zgubiła się już w Moskwie, przy przeprowadzce. W rosyjskiej trupie było około 30 osób. Pani Nadieżda nie przepadała za towarzystwem wojskowych, nawet w sklepie garnizonowym była może tylko raz albo dwa. Aktorzy trzymali się razem. – Byliśmy trochę skazani na własne grono, bo kontakty z Polakami były zakazane albo przynajmniej „niezalecane”. Nie pamiętam, żeby były jakieś przyjaźnie – wspomina.
Jurij nie mógł nie sfotografować wielkiego pomnika przyjaźni na placu Słowiańskim, na którym dwaj żołnierze – polski i radziecki – trzymają na rękach małą dziewczynkę w fartuszku z falbankami. „Dziecko, które żołnierz polski trzyma na swym ramieniu i które wsparło swoją rączkę o pewne ramię żołnierza radzieckiego, jest symbolem młodego pokolenia, które zostało uratowane od zagłady” – pisał kiedyś autor monumentu Józef Gazy.
Jurij Asaułow jest szczerze przekonany, że legniczanie nie zburzyli go, bo w głębi duszy są wdzięczni Rosjanom za przywrócenie macierzy „rdzennych ziem piastowskich”. Nie musi wiedzieć o wszystkich zawieruchach, które przetoczyły się nad głowami dwóch wojskowych. Które zresztą nie przyniosły żadnych zmian – pomnik jak stał, tak stoi.
Zawsze tam był. Wielki, kanciasty, szpetny. Jako dziecko przebiegałam koło niego przynajmniej kilkanaście razy w tygodniu. Pamiętam, jak odpadały kolejne literki z napisu „Społeczeństwo Ziemi Legnickiej – Bohaterom Armii Radzieckiej”. I jak zaczęły się na nim pojawiać profanujące polsko-radziecką przyjaźń bohomazy. Dyskusja nad jego losem od czasu do czasu w Legnicy ożywa, a potem zamiera. – Główny plac miasta to nie jest miejsce dla tego pomnika – mówi dyrektor Niedzielenko. – Absolutnie nie należy go burzyć, ale czas już przenieść w jakieś inne miejsce – dodaje. Tłumaczy, że monument nie był symbolem przyjaźni czy koalicji, ale tak naprawdę uzależnienia i okupacji. – Przez dziesięciolecia manifestowały się pod nim nasze „serdeczne” stosunki. W rzeczywistości to ołtarz Sowietów, bo nasza przyjaźń i wdzięczność były przecież narzucone siłą – konstatuje.
[srodtytul] Ku pamięci [/srodtytul]
Ślady, które pozostawili po sobie w mieście radzieccy żołnierze, już prawie zupełnie się zatarły. Także w świadomości większości legniczan traumatyczne wspomnienia przybladły. Pozostał sentyment, jakaś nostalgia. W końcu to byli zwykli ludzie, których los chciał rzucić akurat w to miejsce, w takich, a nie innych okolicznościach. Z drugiej strony pozostała niechęć. To była armia, niby sojusznicza, ale obca. I gdyby padł rozkaz, radziecki żołnierz by go wykonał, nie oglądając się na legnickie przyjaźnie.
– Trzeba pamiętać, że oni nie byli tu po to, żeby się z nami przyjaźnić, ale żeby trzymać w kupie blok wschodni. Oficjalnie mieli nas bronić przed Niemcami, ale dziękujmy Bogu, że nigdy nie musieli – mówi Niedzielenko. Bronili nas za to przed sobą. Stąd wyruszały wojska radzieckie do zbuntowanego Poznania w 1956 roku i do zdławienia Praskiej Wiosny w 1968 roku.
I w Polsce, i w Rosji powojenna historia Legnicy wciąż jest mało znana. Światło na nią rzuca „Mała Moskwa” Waldemara Krzystka – opowieść o zakazanym romansie żony radzieckiego oficera i polskiego wojskowego, która pokazuje, jak bardzo rzeczywistość odbiegała od królującej oficjalnie polsko-radzieckiej drużby. W najbliższy piątek film zostanie pokazany w ramach głównego konkursu na prestiżowym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie, co już jest dużym sukcesem. Okazję, by go obejrzeć, będą też wkrótce mieli widzowie rosyjskich kin – TVP już sprzedała prawa do filmu dużemu dystrybutorowi Russian World Studios.