Liberałowie, lewica co chwilę publikują jakieś ciekawe książki, debaty, tymczasem po drugiej stronie głównie słychać radosne siorbanie – akustyczny efekt procesu konsumpcji konfitur, jakie niesie ze sobą władza, zamiast głębokiej intelektualnej debaty.
Gdy po śmierci Adamowicza wszyscy dostrzegli potrzebę jakiegoś ucywilizowania naszej debaty, środowiska prawicowe zaczęły bić na alarm. „Zajęcia z walki z mową nienawiści to w istocie szerzenie homopropagandy" – ostrzegali niezawodni dyżurni konserwatyści spod znaku Ordo Iuris, zachęcając rodziców, by nie pozwalali dzieciom słuchać takich wywodów. Intencje może były szczytne, ale wizerunkowy efekt katastrofalny – znów okazało się, że katole to ci, którzy o nienawiści mówią tylko w przypadku prześladowania chrześcijan, ale gdy dochodzi do wstrząsającego mordu z nienawiści, nie są w stanie wyjść poza swoje idiosynkrazje.