Pamiątki z Gori: koszulka ze Stalinem, magnes na lodówkę z jego podobizną, wino Stalin. Butelka wódki „Ni szagu nazad!” („Ani kroku wstecz!”) – na etykietce wyjaśnienie, że to cytat z rozkazu Stalina numer 227 i wierszyk: „Wypijmy za Ojczyznę / Wypijmy za Stalina / Wypijmy i znowu nalejmy!”. (Toasty, esencja gruzińskości. Wśród nich – toast za niego. Nie zawsze, nie wszędzie podnoszony – ale każdy, kto choć trochę włóczył się po Gruzji, musiał ten toast słyszeć. I zastanawiać się: wypić czy nie?).
Największy wybór pamiątek jest w sklepiku w Państwowym Domu Muzeum J.W. Stalina. Sale z eksponatami – osobistymi rzeczami dyktatora, prezentami, jakie otrzymywał, zdjęciami i dokumentami – mieszczą się w okazałym gmachu zbudowanym w stylu neorenesansowym. Właściwy dom – dwuizbowa chałupina szewca Besy Dżugaszwilego, otoczona półotwartym marmurowym pawilonem – stoi oddzielnie. Do muzeum należy także opancerzony wagon kolejowy, którym dyktator podróżował (w środku można się sfotografować na pamiątkę).
Ekspozycja nie zmieniła się od 1979 roku, kiedy obchodzono stulecie jego urodzin. Pokazuje męża stanu, przywódcę narodów, genialnego wodza. Dopiero na początku 2008 roku nowy dyrektor urządził na parterze skromną wystawę poświęconą stalinowskim czystkom i represjom. W Tbilisi działało już wtedy Muzeum Okupacji Sowieckiej 1921 – 1991. Związani z nim historycy oszacowali, że przez siedemdziesiąt lat zamordowano 80 tysięcy Gruzinów, zesłano 400 tysięcy, a uwięziono 500 tysięcy. Dla małej Gruzji to gigantyczne liczby.
Obydwa muzea dzieli siedemdziesiąt kilometrów, półtorej godziny samochodem.
[srodtytul]Na przekór Chruszczowowi[/srodtytul]
Paradoksalnie, kult Stalina na dobre rozkwitł w Gruzji w czasie chruszczowowskiej odwilży.