Kora chce walczyć z pedofilią w Kościele

Była hipiską, ekolożką, chciała kandydować do Sejmu z list ugrupowania Janusza Bryczkowskiego. Dziś broni Janusza Palikota. Kora Jackowska nie wyklucza, że stanie na czele ruchu walczącego z pedofilią w Kościele

Publikacja: 16.07.2010 19:19

Kora z Ramoną i Kamil Sipowicz wśród członków komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego. Łazienki

Kora z Ramoną i Kamil Sipowicz wśród członków komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego. Łazienki, 16 maja 2010 r.

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

List z poparciem dla Janusza Palikota zawisł w jego blogu bez zdania komentarza. Jest o tragedii smoleńskiej. Autorzy stawiają podobne pytania jak polityk Platformy. Dlaczego prezydent spóźnił się na samolot? Czy powodem była impreza, która przedłużyła się do godzin porannych? Czy należałoby udostępnić zapis prywatnej rozmowy, którą Lech i Jarosław Kaczyński odbyli kilka minut przed katastrofą samolotu?

Dalej są rozważania o współwinie tragicznie zmarłego prezydenta i – w nawiązaniu do słów ojca Tadeusza Rydzyka o Marii Kaczyńskiej – retoryczne pytanie, czy czarownicę można pochować na Wawelu. „Czy mamy dwa Kościoły katolickie w Polsce, w którym jedną i tę samą osobę jeden dostojnik nazywa czarownicą, a drugi organizuje jej królewski pogrzeb?” – pytają Kora Jackowska i Kamil Sipowicz. Słowa artystki spod znaku „Make peace not war”, której do dziś na koncertach zdarza się krzyczeć: „Love, love, love!”, i jej wieloletniego życiowego partnera, doktora filozofii, znawcy Heideggera, mogły cokolwiek szokować.

Ale taki list to sprawdzony sposób na rozgłos kontrolowany. Innym jest udzielenie wywiadu. Artystka w tygodniku „Wprost” po raz kolejny opowiedziała o tym, jak w dzieciństwie była molestowana przez katolickiego księdza. Nowość stanowi to, że dopiero teraz była w stanie przetworzyć traumatyczne doświadczenia na piosenkę z okolicznościowym teledyskiem. „Postanowiłam zaangażować się na swój artystyczny sposób w walkę z pedofilią w Kościele katolickim” – powiedziała „Rz”. Zapytana przez dziennikarza, czy chciałaby odegrać w tej sprawie większą rolę, stanąć na czele jakiegoś ruchu, odpowiada tajemniczo: „Być może”.

Czy więc obecny rozgłos to kolejna próba realizacji planu przejścia ze sceny do sfery publicznej?

 

 

Polska poznała ją w 1980 r., gdy jako wokalistka zespołu Maanam Elektryczny Prysznic zadebiutowała w Opolu. W zielonej zwiewnej bluzce, wąskich czarnych spodniach i białych sportowych butach, poruszając się jeszcze nieco niewprawnie po scenie, wyśpiewała tam „Boskie Buenos”. Takiej ekspresji szeroka publiczność jeszcze nie widziała. O tym, że tekst piosenki to fragment popularnej wówczas powieści iberoamerykańskiej „Żeby cię lepiej zjeść” autorstwa Eduardo Gudino Kieffera, opinia publiczna dowiedziała się później.

Lata 80. to pasmo sukcesów Maanamu. A także spięcie z władzą, która zażyczyła sobie występu zespołu na zlocie młodzieży komunistycznej w Pałacu Kultury. Maanam odmówił – w konsekwencji przez kilka miesięcy nie był grany w rozgłośniach radiowych. Potem jednak dalej trwała dobra passa zespołu oraz Marka Jackowskiego i Kory Jackowskiej indywidualnie. Artystyczny dorobek to kilkanaście płyt, kilkanaście składanek i albumów koncertowych, dziesiątki przebojów. „Żądza pieniądza”, „O! Nie rób tyle hałasu”, „Paranoja jest goła”, „To tylko tango”, „Kocham cię, kochanie moje”, „Lucciola”, „Róża” czy „Szare miraże”. Sukcesem jest także wykreowany sceniczny image.

Po przełomie roku 1989 widać wyraźnie, jak Kora pragnie wyjścia z ram bycia wyłącznie artystką. Dla wielu twórców uznanie sceniczne to za mało. Walczą o rząd dusz, chcą być kochani, podziwiani, naśladowani. Jackowska mówi o tym otwarcie. Zapytana przez dziennikarza „Życia Warszawy”, jak się czuje w roli idola, autorytetu dla wielu młodych ludzi, odpowiada: „Uważam, że mogę być przewodnikiem młodych ludzi. Ponieważ młodzi ludzie muszą go mieć, sądzę, że jestem dużo lepszym przewodnikiem niż inni idole, którzy nie mają niczego nikomu do zaoferowania (…) Nie mam żadnych obciążeń. Nie robię niczego, czego oni nie mogliby razem ze mną robić. Niczego. Nawet gdy błądzę, to mogą razem ze mną błądzić”.

Kiedy indziej przyznaje, że wszyscy muzycy na świecie, których ceni, są kimś więcej niż tylko wykonawcami rockowymi. Sięga po przykład Stinga, który walczy o prawa Indian w Brazylii. Choć Sinead O’Connor to wówczas dla niej za dużo, aspiruje do bycia idolem nie tylko w muzyce, lecz także w życiu. „Chciałaby pani, żeby pani teksty znalazły się na lekcjach polskiego?” – pytał w połowie lat 90. dziennikarz „Polityki”. „One już się znalazły. Młodzi ludzie piszą prace magisterskie o moich tekstach, a teraz jedna dziewczyna zabrała się nawet za doktorat” – odpowiedziała Kora.

 

 

Pierwsza próba wyjścia z roli piosenkarki to rok 1991. Zbliżają się pierwsze w pełni demokratyczne wybory do parlamentu. Kora ogłasza, że kandyduje do Sejmu. Przyznaje, że nie ma żadnych ambicji politycznych, ale identyfikuje się z ruchem ekologicznym. Nie wie nawet, z jakiego okręgu będzie kandydować, nie ma czasu na spotkania wyborcze, a jej program zawarty jest w piosenkach. „W moim światopoglądzie najważniejszy jest człowiek. Chociaż… przez chwilę się zastanawiałam, czy nie drzewo? Kocham drzewa, bez przerwy o nich śpiewam, drzewa to moja religia. Dużo się mówi o niszczeniu życia poczętego, a nie mówi się o krzywdzeniu drzew. Rosną przez kilkadziesiąt czy kilkaset lat, przychodzi człowiek i bezmyślnie je wycina, zakłócając równowagę wszystkiego dookoła. Za taką bezmyślność życie za życie, wycinasz drzewo – giniesz” – opowiadała dziennikarce, by natychmiast zapewnić, że jest przeciwniczką kary śmierci. Kandyduje z listy Polskiej Partii Zielonych, której liderem jest Janusz Bryczkowski. Założył ugrupowanie w 1987 r., zasłynął kilka lat później – przewodził polskim skinheadom, a także zaprosił do Polski rosyjskiego nacjonalistę Władimira Żyrinowskiego.

Korę do kandydowania namówił Zygmunt Fura, znajomy z Krakowa, doktor chemii, ekolog, dziś właściciel agencji modelek. – Przekonywałem ją przez pół roku, kilka razy byłem u niej w Warszawie, w końcu się udało – opowiada. Szybko uzyskała 3 tys. podpisów, co wtedy było warunkiem startu. Telewizja emituje audycje wyborcze, w jednej z reklamówek Polskiej Partii Zielonych ma wystąpić Kora. Janusz Bryczkowski siedzi już w studiu przy stoliku, zapowiada przyjazd artystki. Ale czekanie się przedłuża, Kora nie dojeżdża. – Prawdopodobnie ktoś z przyjaciół jej to doradził – mówi Fura.

W Krakowie Kora przyjaźni się od lat z Utą Kalinowską, związaną z Klubem Inteligencji Katolickiej i środowiskiem „Tygodnika Powszechnego”, w Warszawie z ówczesną działaczką Unii Demokratycznej Barbarą Labudą, której syn Mateusz jest do dziś menedżerem jej zespołu, a także z Moniką Jaruzelską i Hanną Bakułą.

Kora ostatecznie nie startuje. „Doszłam do wniosku, że nie czas dziś na tworzenie nowych efemerycznych partii” – wyjaśnia enigmatycznie polityczną woltę. W tych samych wyborach 1991 r. zdąży jeszcze wesprzeć Kongres Liberalno-Demokratyczny i Jana Krzysztofa Bieleckiego, który jest jej fanem. Na pytanie, czy nadal będzie zajmować się polityką, odpowiada: „Raczej nie. Mówi się, że polityka jest rzeczą prostą, a to nieprawda. Polityk musi mieć doskonały wgląd w otaczającą go rzeczywistość, musi być kompetentny, a przede wszystkim doskonale wykształcony”.

 

 

W 1992 r. wydaje swoją autobiografię „Podwójna linia życia”. Książkę w kształcie okładki winylowej płyty okrzyknięto śmiałą i skandalizującą. Autorka wyjaśniła, że nie ma zamiaru schlebiać gustom kołtuna czy dewota.

Wraca do traumy dzieciństwa spędzonego w suterenie z czworgiem rodzeństwa, opowiada o zażywaniu narkotyków w czasach hipisowskich, próbach samobójczych i burzliwym związku z hipisem nazywanym Psem. „Tak bardzo się wtedy zakochałam, że straciłam swoją osobowość, zatraciłam siebie” – przyznawała. Po latach okazało się, że „Pies” to prof. Ryszard Terlecki, obecnie poseł PiS.

Jednak najbardziej wstrząsający jest opis pięcioletnietniego pobytu w domu dziecka prowadzonym przez siostry zakonne w Jordanowie pod Krakowem. Ze wspomnień wyłania się horror. Zakonnice chodzą tam w „pierdolonych kornetach, kwadratach na głowie krochmalonych na sztywno, drewnianych”. Mają zwyczaj nagłym zrywaniem kołdry sprawdzać, czy dziewczynki się nie onanizują. Nadrywają uszy, mażą dzieci kałem za zrobienie w majtki, straszą duchami, piorunami, nietoperzami. „Stosunek zakonnic do dzieci był straszny. Kary cielesne za moczenie nocne! Moja nerwica objawiała się między innymi tym, że sikałam, przez co byłam często upokarzana, musiałam trzymać kilka godzin rozpostarte mokre prześcieradła”. Jedyne, co w Jordanowie miłe, to wspomnienie przyrody.

Książka ukazuje się w czasie zaostrzającej się walki o religię w szkołach, ustawę antyaborcyjną, konkordat. Opowieści Kory o Jordanowie przedrukowują gazety. Zakonnica z prowadzonego do dziś domu pomocy społecznej dla dzieci pamięta, że siostry prezentki tym opowieściom bardzo się dziwiły. – Nie wiem, co chciała przez to pokazać. Może była chora? Tak już jest, że dobroć bywa niedoceniana, ale Pan Bóg wszystko widzi – mówi.

W książce pojawia się także inna historia: molestowania seksualnego przez księdza – to do tej opowieści artystka dziś powraca. Pytana przez „Rz”, czy dotyczy to całego Kościoła, odpowiada: „Oczywiście, że nie. Ale łyżka dziegciu zatruwa beczkę miodu. Księży pedofilów jest mało, ale system ich chroni. Kryją ich hierarchowie, biskupi i kardynałowie”. I zapewnia, że powrót do traumatycznych przeżyć z dzieciństwa nie jest sposobem na promocję nowej płyty – „piosenka zajmująca się tak drażliwym tematem na pewno nie stanie się wakacyjnym przebojem. Od czasu, kiedy napisałam, co się wydarzyło, upłynęło wiele lat. Z parafii świętego Szczepana nie odezwał się nikt”.

Do dzisiaj jednak nie doszło do zidentyfikowania owego księdza – chociaż wokalistka zapewnia w publicznych wypowiedziach, że gdyby pokazano jej zdjęcia wielu księży, tamtego wskazałaby bez żadnej wątpliwości.

 

 

Podwójną linię życia” wydaje z Kamilem Sipowiczem, partnerem życiowym, doktorem filozofii, współwłaścicielem wytwórni płytowej. Od rozstania z mężem Markiem Jackowskim Kora z Sipowiczem stanowią nierozłączny duet. Często nawet wywiady z Korą zamieniają się w wywiady z artystką i jej partnerem. On słucha, potem uzupełnia wypowiedź, dopowiada.

Dziennikarz „Kulis” pyta o liberałów, których Kora popierała na początku lat 90. Piosenkarka odpowiada: „Jestem bardzo rozczarowana”. Kamil Sipowicz dopowiada: „Ci liberałowie bardzo wąsko pojmują słowo »liberalizm«. Mają wrażenie, że powinno dotyczyć tylko gospodarki, a nie sfery obyczajowej”.

Dziennikarz pyta, czy artystka – znana z zamiłowania do ekologii – używa kosmetyków testowanych na zwierzętach. Kora się waha, Sipowicz ponagla: „No, odpowiedz, on jest dziennikarzem”. Kora: „Mój Boże, cóż znaczą kosmetyki testowane na zwierzętach, jeśli jadłam smalec, mięso?”. Jednak to nie o ekologii Kora mówi publicznie najchętniej. Przemyślenia dotyczą zwykle dwóch tematów: seksu i Kościoła. W dowolnej kolejności, często jednocześnie.

Jackowska równie chętnie co o nowych płytach rozprawia o konkordacie: „Już samo to słowo kojarzy mi się z inkwizycją i paleniem na stosie”.

O księżach: „Człowiek zaspokojony seksualnie, człowiek zadowolony jest o wiele bardziej przydatny w życiu, jest łagodniejszy, jest dobry dla innych, lepszy. Dlatego też księża są tak często sfrustrowani, napięci, niezdrowi. Bez seksu dziwaczeją i chorują mentalnie, dewiują”.

O antykoncepcji: „Mężczyźni też powinni stosować środki antykoncepcyjne w postaci prezerwatyw czy metod zabezpieczających, jak np. stosunek przerywany. Niemożliwe, aby kobieta mierzyła sobie w cipie temperaturę”.

O domach publicznych: „Dobrze się stanie, jeśli będą domy publiczne tak dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Często się bowiem zdarza, że mężczyzna jest samotny, bo nie umie sobie znaleźć partnerki. Dotyczy to również kobiet, samotnych i nieszczęśliwych. Taki dom publiczny nie musi kosztować milionów. Na świecie jest to ogólnie dostępne. Zamiast iść na obiad – idziesz do burdelu. Wybierasz, jeśli nie masz pieniędzy. Raz zjesz, a raz sobie p… i można żyć”.

 

 

Po doświadczeniach wyborczych nie wchodzi już w politykę, sytuuje się na jej obrzeżach. Z Leszkiem Balcerowiczem pojawia się w programie „On, czyli kto?”. Konwencja jest taka, że to profesor, wówczas szef Unii Wolności, odpytuje zaproszoną przez siebie wokalistkę. Kora wyznaje, że do 1989 r. pracowała z zespołem, który pracy nie cenił, a teraz ludzie cenią pracę. „To dzięki panu!” – rzuca. A Balcerowicz wręcza jej bukiet czerwonych róż.

Gdy w 1999 r. rządzi AWS, a ona, mając lat 48, rozbiera się dla „Playboya”, nie zapomni napomknąć, że „jest to rząd w historii Polski najbardziej skorumpowany”. Wyraża też przekonanie, że Jan Maria Jackowski – wówczas jeden z liderów katolickiej prawicy – chętnie by jej zdjęcia obejrzał skrycie w publicznym blaszanym szalecie na pl. Trzech Krzyży w Warszawie.

Aktywnie przekonuje obywateli do zagłosowania za wstąpieniem do Unii Europejskiej. Od czasu do czasu zdarza jej się recenzować sytuację polityczną. W 2004 r. w „Kulisach” daje wyraz swemu zdegustowaniu: „Jeśli Polacy wybrali SLD, to teraz powinni wybrać Pruszków. Bo to będą prawdopodobnie ci sami ludzie. Teraz z kolei mamy z jednej strony Platformę, a z drugiej Leppera, który mówi w wywiadach, że on to będzie dyktatorem, który nie będzie zabijał. Dramat! Społeczeństwo się polaryzuje, nie ma klasy średniej, to bardzo źle. Podobnie jest w muzyce. Zespoły ze środka, do którego również my należymy, przestały odnosić sukcesy”.

W grudniu 2008 r. Maanam po 32 latach zawiesił działalność. Kora i jej zespół grywają jednak koncerty, na których wokalistka śpiewa również największe przeboje zespołu. Miesiąc temu media na południu Polski pisały o piosenkarce w mało przychylnym tonie. Informowały, że władze Olkusza z powodu powodzi próbowały odwołać drogie „Dni miasta”. Nie udało się, bo umowa z Korą i jej zespołem podpisana była z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a menedżer nie zgodził się na odstąpienie od niej. „Kora Jackowska zgarnie większą część pieniędzy, jakie przeznaczono na gaże dla artystów” – informował podpis pod jej zdjęciem w „Gazecie Krakowskiej”.

Jej pojawienie się w Łazienkach na inauguracji kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego nie było zaskoczeniem. Chociaż kandydat prezentował się jako konserwatysta i katolik, to – ogłoszony „mniejszym złem” – zebrał poparcie artystycznego establishmentu. Kora z białym pudelkiem – suczką Ramoną – na ręku oraz Kamilem Sipowiczem u boku nie kryła zaskoczenia, gdy dziennikarz zagadnął ją o powody poparcia dla kandydata: „Matko Boska, to Ramonie zadaje pan to pytanie? – pytała zdezorientowana. I po chwili wahania uzasadniła: „Popieram, bo się identyfikuję, rękami, nogami, głową, sercem i każdą moją komóreczką. Gwarantuje mi spokój, jest racjonalny, nie emocjonalny, i wiem, że przy takim prezydencie moja resztka życia upłynie w spokoju”.

List z poparciem dla Janusza Palikota zawisł w jego blogu bez zdania komentarza. Jest o tragedii smoleńskiej. Autorzy stawiają podobne pytania jak polityk Platformy. Dlaczego prezydent spóźnił się na samolot? Czy powodem była impreza, która przedłużyła się do godzin porannych? Czy należałoby udostępnić zapis prywatnej rozmowy, którą Lech i Jarosław Kaczyński odbyli kilka minut przed katastrofą samolotu?

Dalej są rozważania o współwinie tragicznie zmarłego prezydenta i – w nawiązaniu do słów ojca Tadeusza Rydzyka o Marii Kaczyńskiej – retoryczne pytanie, czy czarownicę można pochować na Wawelu. „Czy mamy dwa Kościoły katolickie w Polsce, w którym jedną i tę samą osobę jeden dostojnik nazywa czarownicą, a drugi organizuje jej królewski pogrzeb?” – pytają Kora Jackowska i Kamil Sipowicz. Słowa artystki spod znaku „Make peace not war”, której do dziś na koncertach zdarza się krzyczeć: „Love, love, love!”, i jej wieloletniego życiowego partnera, doktora filozofii, znawcy Heideggera, mogły cokolwiek szokować.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą