Po filmie Skolimowskiego nikt w Wenecji nie gwizdał

Przecieram oczy, bo nie mogę uwierzyć. Polskie portale internetowe podają werdykt Festiwalu Filmowego w Wenecji. Niemal wszędzie czytam: „Skolimowski nagrodzony, ale wygwizdany”

Publikacja: 18.09.2010 01:01

Byłam w Wenecji i nie spotkałam tam wielu dziennikarzy z Polski. Za to na własne oczy obserwowałam sukces „Essential Killing”, które od początku było przyjmowane jako wydarzenie. Quentin Tarantino obejrzał film dwa razy. Na drugim pokazie, galowym, usiadł z boku, po zapaleniu świateł, gdy w wielkiej sali Pałacu Festiwalowego rozległy się gromkie i długie brawa, do końca klaskał ze wszystkimi. Równie dobra atmosfera panowała wśród dziennikarzy. W sali prasowej wielu kolegów ze świata zaczepiało mnie, unosząc do góry kciuk. Film się podobał. Niektórzy przyznawali: „Jeszcze nie całkiem rozumiem, muszę pomyśleć”, ale wszyscy byli zaintrygowani i porwani zarówno perfekcją, jak i odwagą Skolimowskiego. Mówiło się, że ten film trzeba koniecznie obejrzeć, ci, którzy opuścili pokaz prasowy, wybierali się na seans wieczorny.

Tymczasem w serwisie Wolnemedia.net czytam: „W trakcie pokazu przez część widzów został przyjęty entuzjastycznie, przez część – wygwizdany”.

Ceremonia wręczenia nagród była wielkim dniem autora „Essential Killing” i naszego kina. Reżyser, który może myśli po polsku, ale mówi po angielsku, ujął publiczność niewymuszonym poczuciem humoru. Odbierając nagrodę dla Vincenta Gallo, zażartował: „Cóż, jestem pewny, że Vincent chciałby podziękować swojemu reżyserowi Skolimowskiemu, swojemu scenarzyście Skolimowskiemu i producentowi, który zebrał pieniądze na jego gażę – Skolimowskiemu”. Zszedł ze sceny wśród śmiechów i braw.

Gdy dostawał Nagrodę Specjalną Jury, drugi co do ważności laur festiwalu, członkowie gremium oceniającego – Tarantino, Arnaud Deplechin, Guillermo Arriaga – klaskali mu na stojąco. Publiczność biła brawo. Nie było żadnych gwizdów.

Tymczasem TVN 24 donosi, że „Skolimowski został nagrodzony, ale wygwizdany”. Po jakimś czasie to określenie znika z TVN-owskiej informacji, ale zostaje w wielu miejscach w Internecie.

„Członkowie jury na stojąco wyrazili uznanie dla polskiego reżysera. Część widowni przyjęła jednak werdykt gwizdami…”

– donosi www.kinomani.net. Podobnie komentują film: Gazeta.pl, Filmoff.pl i większość portali.

– Apeluję, żeby za polskie pieniądze zrealizować film nie o fikcyjnym bohaterze, jak „Essential Killing”, ale prawdziwym: o polskim inżynierze brutalnie zamordowanym przez talibów – mówi z kolei na antenie TVN 24 jeden z polityków lewicy.

A mnie wstyd. Ocena filmu może być różna – to kwestia gustu, doświadczenia, wrażliwości, a obraz Skolimowskiego może wzbudzać kontrowersje. Jednak przyjęcie na międzynarodowym festiwalu jest faktem. Na konferencji prasowej Tarantino nazwał Skolimowskiego wielkim mistrzem kina. Film zyskał znakomite recenzje w całej prasie brytyjskiej i niemieckiej. Tymczasem w Polsce cytuje się słabą recenzję z „Corriere della Sera”, pomijając świetne krytyki, jakie pojawiły się w dwóch innych włoskich dziennikach.

Francuzi wychwalają każdy swój film, podkreślając wszystko, co w nim dobre i ciekawe. Włosi mieli w konkursie weneckim cztery tytuły – trzy z nich naprawdę marne, czwarty

– czterogodzinne „Wierzymy”

– był solidną lekcją historii, bardziej nadającą się na serial telewizyjny niż pretendenta do festiwalowych laurów. A jednak włoscy dziennikarze byli szczerze zawiedzeni i atakowali Quentina Tarantino, że zignorował ich produkcje. Chilijczyk upominał się o pochodzące z jego kraju „Post mortem”, a Hiszpanka, zachwycona nagrodą za reżyserię „Smutnej ballady na trąbkę” dla Aleksa de la Iglesii, na konferencji prasowej z patosem dziękowała reżyserowi:

– Mamy za sobą fantastyczny rok. Hiszpania zdobyła mistrzostwo świata w piłce nożnej, potem zwyciężyła w tenisie, a teraz jeszcze Srebrny Lew w Wenecji!

My piszemy o „wygwizdaniu” Skolimowskiego. Od lat narzekamy, że rodzime filmy nie dostają się do konkursów wielkich festiwali. W Wenecji polski reżyser odniósł niezaprzeczalny sukces. Nie licząc Złotej Palmy dla „Pianisty” – największy od ponad 15 lat, od czasów Krzysztofa Kieślowskiego.

Wychylił głowę z polskiego kotła, więc trzeba go obuchem walnąć w łeb. Żeby, broń Boże, nie pofrunął wyżej.

Byłam w Wenecji i nie spotkałam tam wielu dziennikarzy z Polski. Za to na własne oczy obserwowałam sukces „Essential Killing”, które od początku było przyjmowane jako wydarzenie. Quentin Tarantino obejrzał film dwa razy. Na drugim pokazie, galowym, usiadł z boku, po zapaleniu świateł, gdy w wielkiej sali Pałacu Festiwalowego rozległy się gromkie i długie brawa, do końca klaskał ze wszystkimi. Równie dobra atmosfera panowała wśród dziennikarzy. W sali prasowej wielu kolegów ze świata zaczepiało mnie, unosząc do góry kciuk. Film się podobał. Niektórzy przyznawali: „Jeszcze nie całkiem rozumiem, muszę pomyśleć”, ale wszyscy byli zaintrygowani i porwani zarówno perfekcją, jak i odwagą Skolimowskiego. Mówiło się, że ten film trzeba koniecznie obejrzeć, ci, którzy opuścili pokaz prasowy, wybierali się na seans wieczorny.

Tymczasem w serwisie Wolnemedia.net czytam: „W trakcie pokazu przez część widzów został przyjęty entuzjastycznie, przez część – wygwizdany”.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał