Byłam w Wenecji i nie spotkałam tam wielu dziennikarzy z Polski. Za to na własne oczy obserwowałam sukces „Essential Killing”, które od początku było przyjmowane jako wydarzenie. Quentin Tarantino obejrzał film dwa razy. Na drugim pokazie, galowym, usiadł z boku, po zapaleniu świateł, gdy w wielkiej sali Pałacu Festiwalowego rozległy się gromkie i długie brawa, do końca klaskał ze wszystkimi. Równie dobra atmosfera panowała wśród dziennikarzy. W sali prasowej wielu kolegów ze świata zaczepiało mnie, unosząc do góry kciuk. Film się podobał. Niektórzy przyznawali: „Jeszcze nie całkiem rozumiem, muszę pomyśleć”, ale wszyscy byli zaintrygowani i porwani zarówno perfekcją, jak i odwagą Skolimowskiego. Mówiło się, że ten film trzeba koniecznie obejrzeć, ci, którzy opuścili pokaz prasowy, wybierali się na seans wieczorny.
Tymczasem w serwisie Wolnemedia.net czytam: „W trakcie pokazu przez część widzów został przyjęty entuzjastycznie, przez część – wygwizdany”.
Ceremonia wręczenia nagród była wielkim dniem autora „Essential Killing” i naszego kina. Reżyser, który może myśli po polsku, ale mówi po angielsku, ujął publiczność niewymuszonym poczuciem humoru. Odbierając nagrodę dla Vincenta Gallo, zażartował: „Cóż, jestem pewny, że Vincent chciałby podziękować swojemu reżyserowi Skolimowskiemu, swojemu scenarzyście Skolimowskiemu i producentowi, który zebrał pieniądze na jego gażę – Skolimowskiemu”. Zszedł ze sceny wśród śmiechów i braw.
Gdy dostawał Nagrodę Specjalną Jury, drugi co do ważności laur festiwalu, członkowie gremium oceniającego – Tarantino, Arnaud Deplechin, Guillermo Arriaga – klaskali mu na stojąco. Publiczność biła brawo. Nie było żadnych gwizdów.
Tymczasem TVN 24 donosi, że „Skolimowski został nagrodzony, ale wygwizdany”. Po jakimś czasie to określenie znika z TVN-owskiej informacji, ale zostaje w wielu miejscach w Internecie.
„Członkowie jury na stojąco wyrazili uznanie dla polskiego reżysera. Część widowni przyjęła jednak werdykt gwizdami…”