Walka z rakiem jest jak zdobywanie szczytu – twierdzą Wojtek Samp i Piotr Topolski, mieszkańcy Trójmiasta, którzy wiedzą, co mówią, bo wygrali walkę z nowotworem złośliwym, a 10 lipca 2010 r. dokonali jeszcze jednego wyczynu – zdobyli szczyt Mont Blanc i stanęli na wysokości 4810 m n. p. m.
Wojtek Samp miał 19 lat i był tuż po maturze, gdy w 2000 r. lekarze wykryli u niego guza pnia mózgu. Pierwszą operację przeszedł w 2001 r., kilka miesięcy później kolejną. Spustoszenie w mózgu było tak duże, że musiał na nowo uczyć się jeść, chodzić i mówić. Ale nie poddał się. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. A gdy trzeba było, w 2009 r. przeszedł jeszcze jedną operację, tym razem usunięcia guza ślinianki przyusznej. Piotr Topolski miał 25 lat, gdy ponad sześć lat temu dowiedział się, że ma nasieniaka, nowotwór złośliwy jądra, szybko dający przerzuty do węzłów chłonnych zaotrzewnowych, a następnie do innych narządów: płuc, wątroby, mózgu, kości. Guza usunięto mu wraz z całym jądrem, ale po operacji, tak jak się obawiano, pojawiły się przerzuty do węzłów chłonnych. Wycięto mu zaatakowane węzły, musiał się poddać chemioterapii, potem obronił pracę magisterską na Politechnice Gdańskiej. We wrześniu, po powrocie z wyprawy na Mont Blanc, został ojcem.
Wielu chorych próbuje zdobyć szczyt, jakim jest wygrana walka z rakiem, ale udaje się to ze zmiennym szczęściem. 30 listopada 2010 r. w wieku 58 lat zmarła w Warszawie aktorka Gabriela Kownacka, u której sześć lat wcześniej wykryto guza złośliwego piersi. Przeszła operację i chemioterapię. Był nawet taki okres w jej życiu, gdy wróciła do pracy. Potem pojawił się przerzut do mózgu, a szanse na przeżycie zmalały do minimum. Na początku grudnia 2010 r. na raka piersi zmarła też Elizabeth Edwards, żona Johna Edwardsa, byłego kandydata na fotel wiceprezydenta z ramienia demokratów. Chorobę wykryto u niej w 2004 r. Miała wtedy 55 lat. Poddała się operacji, radioterapii i chemioterapii. Były nawet szanse, że poradzi sobie z rakiem, podobnie jak John Kerry i Rudolph Giuliani (obaj byli chorzy na raka prostaty) czy John McCaine, który przeszedł cztery operacje z powodu czerniaka, wyjątkowo złośliwego raka skóry. Te nadzieje zmalały w 2007 r. podczas kampanii prezydenckiej męża. Złamała wtedy żebro, a podczas badania rentgenowskiego stwierdzono, że było ono osłabione z powodu przerzutu do kości. Wierzyła, że pokona chorobę. Dała za wygraną w ubiegłym roku, gdy zrezygnowała z chemioterapii. Nie było szans, że cokolwiek może jeszcze pomóc.
Jeszcze bardziej dramatyczna była walka z rakiem Krzysztofa Kolbergera. Trwała 20 lat, a najtrudniejsze było ostatnie sześć, od 2005 r., gdy w jego organizmie pojawiły się przerzuty do kolejnych narządów. O chorobie rozmawiałem z aktorem kilkakrotnie. Pytałem też lekarzy, którzy się nim opiekowali. Mogę powiedzieć, że w jego przypadku uczyniono wszystko, co tylko było możliwe, by pokonać chorobę. Zastosowano wszystkie możliwe operacje, terapie oraz leki, jakie były dostępne w Polsce i na świecie. Bez wątpienia przedłużono mu życie o kilka lat, ale i on przegrał swą heroiczną walkę z rakiem.
Dlaczego? Co decyduje o tym, że jedni wygrywają tę walkę, a inni przegrywają? Najczęściej pada odpowiedź, że decydujące znaczenie ma wczesne wykrycie choroby. To prawda, ale zdiagnozowanie raka we wczesnym stadium nie zawsze przesądza o powodzeniu leczenia. Rak u poszczególnych chorych wciąż bywa nieobliczalny mimo wielkiego postępu i zaangażowania ogromnych środków na badania. Poza niektórymi przypadkami w zasadzie nigdy nie ma pewności, jak będzie przebiegał. Jest w tym pesymizm, ale też ogromna nadzieja, bo zdarzają się wyzdrowienia, nawet gdy nikt już nie dawał choremu szans. To rzadkie przypadki, nie łudźmy się, ale z pokorą opowiadają o nich sami onkolodzy.
[srodtytul]Mit 1: wczesna diagnostyka[/srodtytul]