Pięć najbardziej obiegowych mitów o raku

Nigdy nie ma pewności, jak będzie przebiegała choroba nowotworowa. Jest w tym pesymizm, ale i nadzieja, bo zdarzają się wyzdrowienia, nawet gdy nikt już nie dawał choremu szans

Publikacja: 29.01.2011 00:01

Pięć najbardziej obiegowych mitów o raku

Foto: ROL

Red

Walka z rakiem jest jak zdobywanie szczytu – twierdzą Wojtek Samp i Piotr Topolski, mieszkańcy Trójmiasta, którzy wiedzą, co mówią, bo wygrali walkę z nowotworem złośliwym, a 10 lipca 2010 r. dokonali jeszcze jednego wyczynu – zdobyli szczyt Mont Blanc i stanęli na wysokości 4810 m n. p. m.

Wojtek Samp miał 19 lat i był tuż po maturze, gdy w 2000 r. lekarze wykryli u niego guza pnia mózgu. Pierwszą operację przeszedł w 2001 r., kilka miesięcy później kolejną. Spustoszenie w mózgu było tak duże, że musiał na nowo uczyć się jeść, chodzić i mówić. Ale nie poddał się. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. A gdy trzeba było, w 2009 r. przeszedł jeszcze jedną operację, tym razem usunięcia guza ślinianki przyusznej. Piotr Topolski miał 25 lat, gdy ponad sześć lat temu dowiedział się, że ma nasieniaka, nowotwór złośliwy jądra, szybko dający przerzuty do węzłów chłonnych zaotrzewnowych, a następnie do innych narządów: płuc, wątroby, mózgu, kości. Guza usunięto mu wraz z całym jądrem, ale po operacji, tak jak się obawiano, pojawiły się przerzuty do węzłów chłonnych. Wycięto mu zaatakowane węzły, musiał się poddać chemioterapii, potem obronił pracę magisterską na Politechnice Gdańskiej. We wrześniu, po powrocie z wyprawy na Mont Blanc, został ojcem.

Wielu chorych próbuje zdobyć szczyt, jakim jest wygrana walka z rakiem, ale udaje się to ze zmiennym szczęściem. 30 listopada 2010 r. w wieku 58 lat zmarła w Warszawie aktorka Gabriela Kownacka, u której sześć lat wcześniej wykryto guza złośliwego piersi. Przeszła operację i chemioterapię. Był nawet taki okres w jej życiu, gdy wróciła do pracy. Potem pojawił się przerzut do mózgu, a szanse na przeżycie zmalały do minimum. Na początku grudnia 2010 r. na raka piersi zmarła też Elizabeth Edwards, żona Johna Edwardsa, byłego kandydata na fotel wiceprezydenta z ramienia demokratów. Chorobę wykryto u niej w 2004 r. Miała wtedy 55 lat. Poddała się operacji, radioterapii i chemioterapii. Były nawet szanse, że poradzi sobie z rakiem, podobnie jak John Kerry i Rudolph Giuliani (obaj byli chorzy na raka prostaty) czy John McCaine, który przeszedł cztery operacje z powodu czerniaka, wyjątkowo złośliwego raka skóry. Te nadzieje zmalały w 2007 r. podczas kampanii prezydenckiej męża. Złamała wtedy żebro, a podczas badania rentgenowskiego stwierdzono, że było ono osłabione z powodu przerzutu do kości. Wierzyła, że pokona chorobę. Dała za wygraną w ubiegłym roku, gdy zrezygnowała z chemioterapii. Nie było szans, że cokolwiek może jeszcze pomóc.

Jeszcze bardziej dramatyczna była walka z rakiem Krzysztofa Kolbergera. Trwała 20 lat, a najtrudniejsze było ostatnie sześć, od 2005 r., gdy w jego organizmie pojawiły się przerzuty do kolejnych narządów. O chorobie rozmawiałem z aktorem kilkakrotnie. Pytałem też lekarzy, którzy się nim opiekowali. Mogę powiedzieć, że w jego przypadku uczyniono wszystko, co tylko było możliwe, by pokonać chorobę. Zastosowano wszystkie możliwe operacje, terapie oraz leki, jakie były dostępne w Polsce i na świecie. Bez wątpienia przedłużono mu życie o kilka lat, ale i on przegrał swą heroiczną walkę z rakiem.

Dlaczego? Co decyduje o tym, że jedni wygrywają tę walkę, a inni przegrywają? Najczęściej pada odpowiedź, że decydujące znaczenie ma wczesne wykrycie choroby. To prawda, ale zdiagnozowanie raka we wczesnym stadium nie zawsze przesądza o powodzeniu leczenia. Rak u poszczególnych chorych wciąż bywa nieobliczalny mimo wielkiego postępu i zaangażowania ogromnych środków na badania. Poza niektórymi przypadkami w zasadzie nigdy nie ma pewności, jak będzie przebiegał. Jest w tym pesymizm, ale też ogromna nadzieja, bo zdarzają się wyzdrowienia, nawet gdy nikt już nie dawał choremu szans. To rzadkie przypadki, nie łudźmy się, ale z pokorą opowiadają o nich sami onkolodzy.

[srodtytul]Mit 1: wczesna diagnostyka[/srodtytul]

U Krzysztofa Kolbergera raka nerki wykryto przypadkowo. Lekarka poradziła mu, żeby na wszelki wypadek wykonał USG, bo na ten sam typ nowotworu, już w zaawansowanym stadium, chorowała jego siostra. Miała wtedy zaledwie 55 lat i była w tzw. stanie terminalnym, bez nadziei na wyzdrowienie. Aktor był zaskoczony, że u niego również powstał guz złośliwy nerki. Na dodatek trzeba było usunąć cały narząd, choć rokowania wciąż były dobre (operacja odbyła się kilka miesięcy przed śmiercią siostry, o czym nikomu w rodzinie nawet nie powiedział).

Ten przykład pokazuje, że warto się badać. Urolodzy zalecają, by co jakiś czas poddawać się badaniom USG jamy brzusznej, nawet gdy nie odczuwamy żadnych dolegliwości. Jest wtedy szansa, że guz zostanie wcześnie wykryty. Gdy jego rozmiary nie przekraczają 3 cm, jest spora szansa na skuteczne leczenie, szczególnie wtedy, gdy nie doszło jeszcze do powstania przerzutów. Niestety, nawet regularna diagnostyka co dwa lata czy nawet raz w roku nie daje gwarancji, że guz zostanie wychwycony w początkowym stadium.

W walce z rakiem liczy się nie tylko zdiagnozowanie go na początkowym etapie rozwoju, ale przede wszystkim wczesne wykrycie najbardziej agresywnych postaci nowotworu złośliwego. Są one wyjątkowo groźne, gdyż szybko powodują przerzuty do innych narządów i wymagają natychmiastowego leczenia. A z tym są kłopoty. Właśnie takie nowotwory nie zawsze odpowiednio wcześnie udaje się wykryć nawet w ramach tzw. badań przesiewowych (skryningu). Bywa zatem, że pojawiają się nagle, między jednym a drugim rutynowo, np. co dwa lata, wykonywanym badaniem. Zdarza się to podczas takich badań jak USG czy służąca wykrywaniu raka piersi mammografia.

Wiele osób jest z tego powodu rozżalonych, szczególnie tych, które nie zaniedbywały badań diagnostycznych. Pytają, jak to możliwe, skoro wykonywały badania zgodnie z zaleceniami lekarzy. Przekonała się o tym Kylie Minogue. Australijska wokalistka twierdzi, że w 2005 r. sama wykryła u siebie raka piersi. Kilka tygodni wcześniej była poddawana badaniom, ale lekarza niczego nie znaleźli. Dopiero gdy podczas trasy koncertowej „Show Girl” w Australii źle się poczuła i po raz kolejny przeprowadzono u niej badania, postawiono prawidłową diagnozę. Dziś ostrzega kobiety, by nie ufały badaniom, choć nie zniechęca do ich wykonywania. Słusznie, bo mimo wszelkich wad nawet nowoczesnych badań bardziej skutecznego sposobu na raka nie ma.

Jolanta Szczypińska, posłanka PiS, zaczęła się gorzej czuć w 1999 r. Poszła do lekarza, ale jej dolegliwości zostały zbagatelizowane. „Po roku czasu czułam się coraz gorzej. Ponownie poszłam do lekarza, z wykonaną już cytologią. Lekarka co prawda powiedziała, że potrzebna jest jeszcze biopsja, jednak widziałam po jej spojrzeniu, że chyba jest bardzo niedobrze. I znowu ten sam szpital i kolejne badania. Tym razem trafiłam na zupełnie innego lekarza, wykonał badanie, które powinno być zrobione rok wcześniej. I wyszło czarno na białym, że mam nowotwór szyjki macicy” – powiedziała Szczypińska w wywiadzie dla tygodnika „Wprost”. To bardzo groźny rak, szybko daje przerzuty, ale mimo to posłanka PiS szczęśliwie znalazła się w gronie tych, którzy pokonali chorobę. Zwykle jest tak, że nawet najlepszym leczeniem trudno nadrobić to, co zastało zaniedbane przez późną diagnostykę.

[srodtytul]Mit 2: pięcioletnie przeżycie oznacza wyzdrowienie[/srodtytul]

Kiedy można mówić o wyzdrowieniu w przypadku raka? Czy w ogóle jest coś takiego jak wyzdrowienie z tej ciężkiej choroby? Onkolodzy posługują się określeniem „pięcioletnie przeżycie”. Chory, który przeżył pięć lat i nie ma już objawów ani nawrotu choroby, uważany jest za tego, który wygrał walkę z rakiem. To bardzo krzepiące, bo faktycznie tak często bywa. Przykładów nie brakuje. Gdy u Jolanty Szczypińskiej wykryto raka szyjki macicy, lekarze dawali jej 25 proc. szanse na przeżycie. Od tego czasu minęło ponad dziesięć lat. Marie Fredriksson, wokalistka i kompozytorka szwedzkiego zespołu Roxette, w 2002 r. dowiedziała się, że ma guza w tylnej części mózgu. W Karolinska Hospital w Sztokholmie dawano jej jedynie 5 proc. szans na przeżycie. Gdy doznała paraliżu prawej strony ciała, wydawało się, że nigdy już nie wróci na scenę. Pojawiły się zaburzenia widzenia w prawym oku, nie była w stanie czytać ani liczyć. Ale mimo tak ciężkiej choroby w 2004 r. wydała pierwszą solową płytę po angielsku „The Change”. Opowiada w niej o swojej chorobie i uczuciach. Niedawno Roxette wystąpił w Polsce – w telewizyjnym koncercie noworocznym.

Słynny tenor José Carreras zachorował na ostrą białaczkę limfatyczną w 1987 r. podczas kręcenia filmu „La boheme” w Paryżu. Był w tak złym stanie, że dawano mu jedynie 10 proc. szans na przeżycie. Ale nie poddał się. Przeszedł chemioterapię i radioterapię w szpitalu Fred Hutchinson Cancer Research Center w Seattle. Życie uratował mu udany tzw. autologiczny przeszczep szpiku kostnego, czyli z własnych komórek macierzystych pobranych z krwi obwodowej lub szpiku. Już rok później wrócił na scenę.

Pod koniec grudnia podobny przeszczep przeszedł Nergal, Adam Darski, lider zespołu Behemoth, z tą różnicą, że szpik pobrano od dawcy z Niemiec. Zabieg przeprowadzono w Klinice Hematologii i Transplantologii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.

Rak jest wyjątkowo podstępny. Wiele nowotworów złośliwych powraca nawet po wielu latach. Rak piersi może wywołać przerzuty po dziesięciu latach, a nawet później. Często następują one w najmniej oczekiwanym momencie. U Krzysztofa Kolbergera przerzuty do innych narządów pojawiły się po 15 latach. „Przez te 15 lat żyłem w przekonaniu, że pokonałem chorobę i jestem zdrowy. Aż do zdiagnozowania kolejnych przerzutów nie badałem się regularnie, bo nie wiedziałem, że komórki nowotworowe usuniętej nerki mogą być przez wiele lat uśpione, aby potem z dużą zjadliwością zaatakować inne organy” – wyznał aktor. Zaczęła się wtedy walka o przeżycie. Pierwszą rozległą operację przeprowadzono w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. Kolbergerowi usunięto woreczek żółciowy, śledzionę, trzustkę i fragmenty żołądka. Niestety, po roku znowu doszło do przerzutów, tym razem do wątroby, a potem do płuc. Lekarze aż dwukrotnie usuwali mu guzy przerzutowe do wątroby. Była to już walka o przedłużenie życia.

[srodtytul]Mit 3: do rozsiania choroby nowotworowej w organizmie dochodzi najpierw poprzez węzły chłonne[/srodtytul]

Dlaczego tak się dzieje? Jak można przewidzieć przebieg choroby? Gdy zostanie wykryty guz pierwotny, zwykle pierwsze pytanie jest takie, czy zajęte są również węzły chłonne. Jeśli tak, to czy tylko sąsiednie, czy także inne, te bardziej odległe? Od tego w znacznym stopniu zależą rokowania. Ale to, w jakim stanie są węzły chłonne, nie przesądza jeszcze, jak będzie przebiegała choroba. Guz złośliwy nie potrzebuje węzłów chłonnych, by się rozprzestrzenić. Do przerzutów, zarówno tych bliskich, jak i odległych, może dojść bezpośrednio poprzez krwiobieg.

W przypadku nowotworów szczególnie złośliwych mogą one powstać, zanim jeszcze guz pierwotny będzie powodował jakiekolwiek objawy skłaniające do tego, by udać się do onkologa i wykonać niezbędne badania diagnostyczne. Wtedy też jest wiele rozczarowań, gdyż początkowo wydaje się, że choroba nie wydostała się poza obręb guza pierwotnego. Kłopot polega na tym, że mogły się oderwać pierwsze komórki rakowe, które już krążą w krwiobiegu chorego. Każda z nich może być jak bomba z opóźnionym zapłonem. Gdy komórka rakowa nie zostanie przez układ odpornościowy rozpoznana i unieszkodliwiona, po jakimś czasie może się zagnieździć gdzieś w organizmie chorego, w jakimś narządzie wewnętrznym, i wywołać przerzuty – do płuc, wątroby, trzustki, śledziony albo do mózgu. Może się to zdarzyć po trzech lub czterech, ale także po 15 latach. A zależy to od tego, jak bardzo agresywny jest nowotwór i czy tworzy wokół siebie dużo „odżywiających” go naczyń krwionośnych. Bo tymi naczyniami komórki rakowe wydostają się poza obręb guza.

Tak mogło być w przypadku Patricka Swayze, który zmarł 4 września 2009 r. w Los Angeles. O tym, że ma nowotwór złośliwy trzustki, dowiedział się w styczniu 2008 r. Od początku rokowania były niepomyślne. Choroba w jego organizmie była już mocno rozsiana, z licznymi przerzutami, m.in. do żołądka i wątroby. Więcej szczęścia miał Steve Jobs. Charyzmatyczny szef Apple zmaga się z tym samym typem raka od 2004 r., gdy poddał się pierwszej operacji usunięcia guza złośliwego trzustki. Prawdopodobnie wycięto mu wtedy także część żołądka, przewodów żółciowych i jelita cienkiego, ale przedstawiciele firmy od początku uparcie milczą na ten temat. Wiadomo jedynie, że choroba postępuje. Po kilku latach pojawiły się przerzuty do wątroby. Była już tak zajęta przez nowotwór, że jedynym ratunkiem była transplantacja. 22 czerwca 2009 r. Jobs otrzymał nową wątrobę.

[srodtytul]Mit 4: nie ma samoistnych wyleczeń, rak może się cofnąć jedynie na pewien czas[/srodtytul]

W walce z rakiem nadzieja jest jednak zawsze. U niektórych chorych zdarzają się tzw. remisje choroby na skutek leczenia albo nawet samoistne. Czasami nie ma pewności, czy pomogła terapia, czy raczej guz sam zaczął się cofać. W znacznym stopniu zależy to od reakcji układu immunologicznego chorego. U pacjentów z tzw. jasnokomórkowym rakiem nerki może on doprowadzić nawet do remisji przerzutów w płucach, i to na wiele lat. Tak jest głównie po operacji usunięcia guza pierwotnego, ale zdarza się to również u chorych, którzy nie byli operowani. Nowotworem chimerycznym, a zatem nieprzewidywalnym, jest także czerniak. Podobnie może się cofnąć rak pierwotny wątroby, rak piersi i inne nowotwory złośliwe.

Takie sytuacje są jak złapanie Pana Boga za nogi. Najczęściej jednak remisje są tylko chwilowe. I wcale nie muszą wydłużać życia chorego. Dobrze, gdy na pewien czas chociaż oszczędzają mu cierpień. Ale podejrzewa się, że mogą być też całkowite cofnięcia się raka, tzw. cudowne wyzdrowienia.

Ta możliwość była dyskutowana podczas jednego z kongresów medycznych Amerykańskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej, w którym miałem okazję uczestniczyć. Onkolodzy wskazywali najczęściej, że znikanie raka może się zdarzać w początkowej fazie rozwoju choroby. Na przykład u kobiet z podejrzeniem raka piersi, gdy na jednym badaniu mammograficznym wychodzi, że jest guz, a podczas powtórnego badania nie można go znaleźć. Czasami chirurdzy przekonują się o tym dopiero na stole operacyjnym, gdy po trepanacji czaszki lub otwarciu jamy brzusznej nie mogą znaleźć guza, choć jest on widoczny na zdjęciu z tomografii komputerowej.

Ale czy może się cofnąć także rak zaawansowany, z przerzutami? Na ogół trudno to stwierdzić jednoznacznie, bo wiele osób udaje się wyleczyć po intensywnych zabiegach. W Polsce udaje się uratować 30 – 40 proc. chorych.

Nie można jednak całkowicie wykluczyć możliwości samoistnych wyleczeń. „American Scientist” doszukał się w literaturze medycznej minionego stulecia prawie 1 tys. udokumentowanych przypadków tzw. samoistnych remisji raka (po wykluczeniu błędnej diagnozy oraz tego, że choremu mogły pomóc uznawane i skuteczne metody leczenia). To bardzo krzepiące, choć szanse samoistnego wyleczenia są na ogół minimalne. Znacznie łatwiej wygrać kilka milionów w totolotka. Ale zawsze jest nadzieja, dla każdego chorego.

[srodtytul]Mit 5: powodzenie leczenia zależy od typu nowotworu[/srodtytul]

Niektóre nowotwory są szczególnie złośliwe, np. rak trzustki, nerki, płuc oraz czerniak – rak skóry. Często są późno wykrywane, gdy nie ma już szans na wyleczenie. Chory umiera wówczas po roku, najpóźniej po dwóch, trzech latach. Saksofonista jazzowy James Moody zmarł w grudniu 2010 r. w wieku 85 lat po zaledwie dziesięciu miesiącach walki z rakiem trzustki. Ważny jest jednak nie tylko typ raka, ale również jego indywidualny genotyp. To z tego powodu tak odmienny jest przebieg tej samej choroby nowotworowej u poszczególnych osób, bez względu na wiek i jakość opieki medycznej. Indywidualny charakter raka może się zmieniać nawet u tego samego pacjenta na poszczególnych etapach jego rozwoju. Wtedy konieczne są inne leki i innego rodzaju leczenie.

Na szczęście są już pierwsze testy pozwalające określić, jak bardzo agresywny może być przebieg choroby i na jakie leki chory będzie reagować. W przyszłości skuteczność leczenia zwiększy indywidualne dopasowanie terapii do każdego chorego. Ale na razie jest to często błądzenie po omacku. Chory otrzymuje leki zgodne z ogólnie przyjętymi schematami leczenia, ale gdy nie zadziałają, trzeba wypróbować inne, a czas ucieka, na ogół bardzo szybko.

Mimo tych wad skuteczność leczenia raka rośnie. Prof. Michel Coleman z London School of Hygiene and Tropical Medicine wylicza, że w ostatnich 40 latach chorzy na raka piersi, jajnika, nerki, jelita oraz chłoniaki nieziarnicze dwa razy częściej przeżywają co najmniej dziesięć lat od rozpoznania choroby. W przypadku białaczek poprawa jest aż czterokrotna (z 8,1 proc. w latach 70. XX w. do obecnie 33,2 proc.). Onkolodzy nadal słabo radzą sobie z rakiem płuc i przełyku – skuteczność terapii nie przekracza 10 proc. A w przypadku zaawansowanej i agresywnej postaci raka trzustki dziesięcioletnie przeżycie zdarza się jedynie u 2,9 proc. chorych.

Walka z rakiem jest jak zdobywanie szczytu – twierdzą Wojtek Samp i Piotr Topolski, mieszkańcy Trójmiasta, którzy wiedzą, co mówią, bo wygrali walkę z nowotworem złośliwym, a 10 lipca 2010 r. dokonali jeszcze jednego wyczynu – zdobyli szczyt Mont Blanc i stanęli na wysokości 4810 m n. p. m.

Wojtek Samp miał 19 lat i był tuż po maturze, gdy w 2000 r. lekarze wykryli u niego guza pnia mózgu. Pierwszą operację przeszedł w 2001 r., kilka miesięcy później kolejną. Spustoszenie w mózgu było tak duże, że musiał na nowo uczyć się jeść, chodzić i mówić. Ale nie poddał się. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. A gdy trzeba było, w 2009 r. przeszedł jeszcze jedną operację, tym razem usunięcia guza ślinianki przyusznej. Piotr Topolski miał 25 lat, gdy ponad sześć lat temu dowiedział się, że ma nasieniaka, nowotwór złośliwy jądra, szybko dający przerzuty do węzłów chłonnych zaotrzewnowych, a następnie do innych narządów: płuc, wątroby, mózgu, kości. Guza usunięto mu wraz z całym jądrem, ale po operacji, tak jak się obawiano, pojawiły się przerzuty do węzłów chłonnych. Wycięto mu zaatakowane węzły, musiał się poddać chemioterapii, potem obronił pracę magisterską na Politechnice Gdańskiej. We wrześniu, po powrocie z wyprawy na Mont Blanc, został ojcem.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy