Czym nas straszą politycy

Totalitarne zapędy, zdrada, destrukcja państwa, masowe rozstrzeliwanie przeciwników politycznych, skrytobójstwo, chęć powrotu do czasów Hitlera i Stalina – to niektóre z dążeń, które w ostatnim czasie przypisywali sobie nawzajem politycy i publicyści sprzyjający obydwu największym partiom.

Publikacja: 04.06.2011 01:02

Czym nas straszą politycy

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Churchillowska zasada, że bać się należy tylko strachu, zdecydowanie się nie przyjęła. Straszenie przeciwnikiem, by konsolidować swoich i przyciągać nowych współwyznawców, to metoda stara jak świat. To przez strach rozliczne Kartaginy musiały „być niszczone", a „Balcerowicze musieli odejść".

W gruncie rzeczy wszystko to, co mamy dziś, już było, i w propagandzie politycznej trudno czymś zaskoczyć. Trudno też pójść dalej niż sztab demokraty i prezydenta USA Lyndona Johnsona, który pozbawił swojego konkurenta Bary'ego Goldwatera szans na władzę, wyświetlając w 1964 roku słynny film określany później jako Daisy (stokrotka) – z małą dziewczynką, która obrywa listki kwiatkowi, a potem wybucha bomba atomowa. 32 lata później tę reklamę sparafrazował sztab republikanina Boba Dole'a w walce z Billem Clintonem. Spot zaczynała ta sama mała dziewczynka rwąca kwiatki, a potem zaczynały się zdjęcia ćpających amerykańskich dzieciaków. Prochy okazały się mniej straszne od bomby atomowej i Clinton zapewnił sobie reelekcję. Z kolei w 1992 roku sztab Clintona pokonał George'a Busha seniora między innymi za pomocą reklamy, w której wymieniano rozmaite niekorzystne dla Ameryki dane statystyczne na tle burzowego nieba, a reklamę kończyło ujęcie samotnego drzewa, na którego szczycie siedzi kruk oświetlony piorunami. Całość w stylu okładek groteskowych płyt zespołów Black Sabbath albo Iron Maiden.

Także – modne ostatnio u nas – porównywanie przeciwników do Adolfa Hitlera jest dość powszechne. Gdy w 2007 roku rosyjscy „niezależni" internauci zaczęli przeprowadzać masową akcję straszenia Estonią (połączoną z cyberatakiem) jako krajem nazistowskim, miesięcznik „The Economist" odpowiedział przypomnieniem dobrego zwyczaju, że ten, kto w dyskusji pierwszy ubliży przeciwnikom od nazistów albo Hitlera, ten ją przegrywa (tzw. prawo Godwina).

Ale na prawdziwej wojnie ideologicznej takie zasady się nie liczą. Dla prawdziwego wyznawcy jednej albo drugiej strony każda głupota, byle dość agresywna, zamienia się w prawdę objawioną.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Gumowe przedłużenie artykułu 54 Konstytucji RP gwarantującego wolność słowa. Jak czytamy na stronach ABW: „zadaniem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego jest ochrona państwa przed planowymi i zorganizowanymi działaniami, które mogą stwarzać zagrożenie dla niepodległości lub porządku konstytucyjnego Polski, zakłócić funkcjonowanie struktur państwowych bądź narazić na szwank podstawowe interesy kraju". Przykład? Zamknięcie portalu AntyKomor.pl. ABW spełnia także ważną funkcję wychowawczą, zniechęcając młodzież do gnicia przed komputerem czy gnuśnego politykowania na trybunach zamiast samodzielnego kopania piłki. Ze względu na fakt, że ABW ma w tych dziedzinach coraz więcej pracy, inne poślednie zadania, takie jak walka z grupami przestępczymi, wkrótce ponownie całkowicie zostaną powierzone innym podmiotom – na przykład konkurencyjnym grupom przestępczym.

AntyKomor.pl. Najbardziej znany polski portal internetowy zamknięty przez ABW. Autor portalu Robert Frycz wyrasta na polskiego Juliana

Assange'a, twórcę WikiLeaks. Każdy ma takiego Assange'a na jakiego sobie zasłużył.

Biznesmeni.

Większość jak zawsze dostaje po tyłku, ale za to kilku jest dobrze. Szczególnie tym, którzy wiedzą, że przed ostatnim dołkiem warto kilka razy skusić,

żeby i były pan minister mógł czasem wygrać.

Branicki Franciszek Ksawery. Patron wszystkich polskich zdrajców. Wedle dość popularnej w Internecie wersji wydarzeń Branicki już po upadku

I Rzeczypospolitej zgwałcił w Rosji córkę popa. Z czynu tego narodził się niejaki Osip Szczynukowicz. Wedle jednej z wersji ten sam Osip (w wieku mniej więcej 135 lat), a wedle drugiej wnuk Osipa też Osip, był rezunem bolszewickim oddelegowanym przez Komintern do działania na tyłach wroga. Ów rezun miał w Kowaliszkach wymordować właściwych państwa Komorowskich i podszywając się pod nich, założyć zdradziecką czekistowską dynastię, której przedstawicielem w trzecim pokoleniu jest Bronisław Komorowski. I wierzy w to całkiem sporo osób, bo źródło jest pewne: „teczki dostępne w Internecie".

C. Ryszard.

Killer z Łodzi. Według źródła cieszącego się niewątpliwym autorytetem, bo samego wicemarszałka Sejmu, Ryszardowi C. tak naprawdę chodziło o Stefana Niesiołowskiego, a nie o PiS-owców. Co prawda Ryszard C. był niegdyś członkiem PO, ale to tylko dla kamuflażu. Co prawda strzelał do pracowników biura PiS i – co prawda – krzyczał, że chce zabić Kaczyńskiego, ale to także był tylko kamuflaż.

Decentralizacja.

Zbrodniczy proces, któremu – wedle PiS – PO chciała poddać Polskę. Miał polegać na przenoszeniu kompetencji i rozdziału środków w dół. Na szczęście jak się okazało, decentralizacja była żartem. Platforma bardzo szybko zrezygnowała z ustawy metropolitarnej, która miała wspierać duże miasta, a teraz dowodzi tego, że zarządzanie na poziomie samorządu jest Polsce niepotrzebne, przekazując warszawską elektrociepłownię Ministerstwu Skarbu.

Delegitymizacja. Niegdyś, w 2007 roku, do fizycznej delegitymizacji swoich przeciwników, czyli seniorów, namawiali w Internecie zwolennicy PO podczas pamiętnej akcji: „zabierz babci dowód". Teraz delegitymizacja to domena PiS i bardzo szkodliwy aspekt działalności tej partii stawiający ją

– zdaniem niektórych – poza nawiasem demokracji, a także pozwalający na stosowanie szczególnych środków wobec delegitymizatorów. Delegitymizacją jest nadmierne krytykowanie prezydenta tudzież premiera. Nie było za to delegitymizacją nieprzyjmowanie orderów przez tuzów polskiego życia publicznego od prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Dopalacze. Środki chemiczne, z których dilerami rząd wygrał heroiczny pojedynek. Donald Tusk był groźny

i stanowczy tak jak tylko on to potrafi. A ponieważ uchronił Polaków od strasznych dopalaczy, a teraz uwalnia kolegów z „Gazety Wyborczej" od kiboli, to możemy mu przebaczyć wszystko inne – czyli totalną bierność rządu przez cztery lata. Niestety, dopalaczy nie udało się powiązać bezpośrednio z PiS, ale Stefan Niesiołowski w kampanii wyborczej może coś jeszcze wymyśli.

Faszyści.

Łagodniejsza wersja nazistów, zresztą różnica ta dawno się już zatarła. Można więc stwierdzić, że Hitler był faszystą, a Mussolini nazistą, Jarosław Kaczyński, jeśli wierzyć znanemu autorytetowi dziennikarskiemu, jest jednym i drugim, tylko trochę jest od nich gorszy.

Hazardowa afera.

Brutalna prowokacja zmontowana przez siły dawnego reżimu, a wymierzona bezpośrednio w osobę ojca narodu Donalda Tuska. Na szczęście dzięki ciężkiej, choć szybkiej, pracy sejmowej komisji ustalono, że afery nie było, nikt nie chciał zablokować zmian w ustawie, nikt z nikim nie rozmawiał na cmentarzu i nikt nikogo nie ostrzegł. Właściwie to Chlebowskiego i Drzewieckiego nawet nie było jeszcze wówczas na świecie, a Szejnfeld był w delegacji.

Hitler Adolf. Po 1989 roku porównywano do niego także inne osoby, między innymi Lecha Wałęsę i Leszka Balcerowicza, ale zdecydowanie najczęściej Hitlerem bywa Jarosław Kaczyński. Określanie kogoś mianem Hitlera jest dosyć niewiarygodne i niektórym może wydawać się lekką przesadą, dlatego używający tego porównania tłumaczą się często, że nie chodzi im o to, iż Kaczyński jest jak Hitler, a porównują mechanizmy. Mechanizmy to na przykład używanie pochodni, przemawianie na ulicy i delegitymizacja demokratycznie wybranych władz. Czasami Jarosławowi Kaczyńskiemu się dostaje także za to, że nie robi takich rzeczy, jak Hitler, ale „znając go, to mógłby robić". Jak na przykład za dzielenie Polaków na „prawdziwych" i „nieprawdziwych".

Internet.

Dla opozycji to zawsze oaza wolności, dla rządzących siedlisko niebezpiecznych treści. Swoje zdanie na temat Internetu zmienili radykalnie PiS-owcy. Kiedyś z Internetu korzystała co najwyżej zepsuta młodzież, oglądająca pornografię i pijąca piwo, teraz grupują się w nim patrioci.

Kaczyński Jarosław.

Dla jednych święty, dla drugich demon. Ludwik XIV mówił „państwo to ja", Jarosław Kaczyński tego, że PiS to on, nawet nie musi mówić.

Kibole. Najgorszy element społeczny. Niegdyś terminem tym określano stadionowych chuliganów urządzających bójki, wnoszących ostre narzędzia, organizujących bitwy – ustawki poza miastami. Obecnie termin zmienił znaczenie i kibolami są osoby krytykujące zbyt ostro władze, szczególnie premiera, co jest naganne. Współczesne kibolstwo to przede wszystkim mieszanie kibicowania i polityki, bo przecież stadiony powinny służyć zdrowemu apolitycznemu dopingowi, a nie jakimś politycznym prowokacjom. Kibolstwem wedle definicji utworzonej w maju 2011 roku przez ministra spraw zagranicznych, czyli najbardziej należyty organ do rozpatrywania tych spraw, jest także krytykowanie prezydenta za pośrednictwem środka masowego rozprzestrzeniania informacji, jakim jest Internet. Najczęściej stosowane kary za kibolstwo to pałowanie i rewizje domowe dokonywane przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a także wysokie mandaty. Wedle reguł zasugerowanych przez szefostwo MSZ do akcji powinni się włączyć dzielnicowi.

Kościół. Chłopiec do bicia. Można się na nim wyżywać, ile wlezie, kopać, bić, redukować do bandy pedofilów, złodziei i antysemitów. Ale wszystko to pod jednym warunkiem – że robi się to z miną stroskanego, nowoczesnego wiernego.

KPP. Młodym ludziom, szczególnie kibolom, skrót ten kojarzy się głównie z Komendą Powiatową Policji. Była to także marginalna, nielegalna partyjka w II RP, która dziś robi większą karierę niż wówczas. Od KPP obrywa się czasem „Gazecie Wyborczej", co nie przeszkadza jej naczelnemu także porównywać swoich przeciwników z PiS do KPP. Jednak w miarę postępów Hitlera i Stalina KPP wydaje się epitetem zbyt miękkim jak na czasy.

Lepper Andrzej.

Facet, którego kiedyś uznawano za symbol sejmowego i politycznego chamstwa. Uwzględniając to, co się dzisiaj dzieje, Lepper mógłby pisać teraz podręczniki sejmowego savoir-vivre'u.

Michnik Adam.

Ostatnia ostoja rozsądku. W przeciwieństwie do swoich przeciwników w polemice nigdy nie używa inwektyw, argumentów ad personam, zawsze jest wyważony i zrównoważony. Na przykład wtedy, gdy publikuje imienne listy swoich przeciwników.

Mowa nienawiści. Używają jej przeciwnicy polityczni. Osoby stosujące mowę nienawiści zasługują na to, by być za to serdecznie znienawidzone, do czego zachęcają ich niewinne ofiary.

Odpowiedzialność moralna.

Jak się chce coś komuś narzucić lub zarzucić, ale się nie ma dowodów, to się dodaje na koniec coś o moralności. Można ponosić „winę moralną", mieć „obowiązek moralny", a także ponosić „odpowiedzialność moralną". Donald Tusk ponosi odpowiedzialność za śmierć Lecha Kaczyńskiego, a Jarosław Kaczyński za atmosferę nienawiści w Polsce. Jak ktoś się zanadto dopytuje albo grozi sądem, to się dodaje „odpowiedzialność moralną".

Okrak. W tej pozycji na barykadzie siedzą tchórze i konformiści. Szczególnie wysoko konformistyczne są te osoby, które zachowują krytyczny stosunek do obydwu stron sporu politycznego. Porządny ideowiec jednych krytykuje, a drugim, jak tylko się da, podlizuje. Ewentualnie można też jednym i drugim się podlizywać zależnie od medium, w którym akurat się występuje. Natomiast czepianie się jednych i drugich jest przejawem kunktatorstwa, karierowiczostwa i taniego pozowania na obiektywizm.

ONR. Przedwojenna organizacja nacjonalistyczna, której nazwa była wielokrotnie używana, niczym dawna drewniana laga, przez środowisko „Gazety Wyborczej" do pałowania przeciwników politycznych. W czasach dominanty Hitlera i Stalina ONR stracił na atrakcyjności jako inwektywa zbyt miękka, aczkolwiek przypomniał ją ostatnio Adam Michnik, który zresztą, wbrew trendowi, ułaskawił PiS z zarzutu nazizmu na rzecz oeneryzmu.

Palikot Janusz.

Po Jerzym Urbanie i Leszku Bublu przejmuje pałeczkę w przewodzeniu najbardziej światłej części społeczeństwa. Są to ludzie weseli, kolorowi, światli, przyjaźni i bardzo fajni, całkiem jak w opisie redaktor Katarzyny Janowskiej z „Przekroju": „Śmiech i radość jak wielkie westchnienie ulgi zawładnęły Krakowskim Przedmieściem, które przestało być ziemią niczyją. Weszli na nią obywatele świadomi swych praw i obowiązków, nieoglądający się na instytucje. Prawdziwi Polacy". Świadomi, prawdziwi Polacy są naprawdę równi. Mają wesołego kumpla luzaka, który szantażował Krzysztofa Piesiewicza, i śmiesznie śpiewają „Mniej niż zero", kiedy inni ludzie obok się modlą, albo plują na mające inne poglądy niż oni staruszki. Są tacy sami fajni i śmieszni jak sam

Palikot.

Pałac Prezydencki. Bitwa pod Verdun trwała dziesięć miesięcy, bitwa pod pałacem, w której tak zwani obrońcy krzyża, a teraz namiotu, stawiają opór połączonym oddziałom posturbanowców od Palikota i straży miejskiej, trwa już rok i prędko się nie skończy.

PJN. Politycy, którzy ogłosili, że stworzą coś całkiem nowego niż PiS i PO w polskim życiu publicznym. Faktycznie, stworzyli. Raz byli PiS, a raz Platformą. Nie przyjęło się.

Pochodnie. Ludzie, którzy z nimi maszerują, są ponoć nazistami. W latach 70. zwykł z pochodnią maszerować obecnie urzędujący prezydent Polski.

Pomnik Lecha Kaczyńskiego. Może stanąć na Krakowskim Przedmieściu, i to w tydzień. Wystarczy, że Jarosław Kaczyński wypowie się przeciwko niemu, a władze Warszawy z miejsca go wybudują.

Putin Władimir. Zdaniem jednych zacny demokrata i sprzyjający nam przywódca ościennego państwa, wykazujący się wobec nas anielską cierpliwością, choć jest haniebnie atakowany przez rodzimą polską prawicową hałastrę. Zdaniem drugich Putin to bezpośredni mocodawca Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego posiadający bezpośrednie podłączenie do ich mózgów. Według prawdziwych prawicowców marionetkami Putina są także Joanna Kluzik-Rostkowska i Paweł Poncyljusz.

Solidarność.

Jako związek została zaliczona w poczet kibiców, dlatego jej postulaty się nie liczą. Jako solidarność przez małe „s" szczególnie imponuje wśród dziennikarzy. Jeżeli tłuką naszego, domagamy się od wszystkich pomocy, jak tego z konkurencyjnej redakcji, to dobrze tak politycznemu aktywiście. Prawda, pani Agato?

Spekulanci. Kupują w hurcie taniej i sprzedają w detalu drożej, co przecież jest działaniem haniebnym i aspołecznym. To przez nich są wysokie ceny i naród cierpi, ale i tu do walki wyrusza z bojową miną Donald Tusk. Nie wiadomo jeszcze, czy walka ze spekulacją będzie tak skuteczna, jak ta toczona niegdyś przez Hilarego Minca, ale premier zapowiada, że „żarty się skończyły".

Stalin Józef. Zbrodniarz. Zdaniem części przeciwników Tusk jest jak Stalin. Tylko trochę gorszy. Też pija czerwone wino, a przecież Stalin mawiał, że nie ma większej przyjemności, niż zmiażdżyć wroga i wychylić kielich czerwonego wina. Zdaniem innych to Komorowski jest jak Stalin. Ma też nawet wąsy. Kaczyński nie jest jak Stalin, a jest jak Hitler – to już ustalono.

Straż miejska. Zbrojne ramię władz Warszawy. Strażnicy pod wodzą pani prezydent chrzest bojowy przeszli podczas bitwy o handel, czyli akcji tłuczenia kupców z likwidowanego targowiska KDT. Co prawda w akcji zanadto nie brali udziału, ale nabrali wiedzy, oglądając działania wynajętych karków z prywatnych agencji ochroniarskich. Korzystają z nich między innymi, wspierając dialog władz Warszawy z tak zwanymi obrońcami krzyża.

Ślązacy.

Naród, a zarazem najbardziej dziś prześladowana grupa etniczna na świecie. O tym, kto jest Ślązakiem, a kto nie, decyduje nie kultura czy język, ale niejaki Gorzelik. Najbardziej znani Ślązacy pochodzą ze stolicy Śląska

– Warszawy, a ich śląskość określa stosunek do Jarosława Kaczyńskiego.

Śledcze komisje. Najważniejsze to te do spraw śmierci Barbary Blidy i nacisków. Krwawy prokurator Andriej Wyszyński mawiał, że wystarczy człowiek i paragraf się znajdzie. A tu ludzie są, lata wałkowania, a jakoś ani paragrafu, ani zarzutów nie ma. Za to jest paru kandydatów na Wyszyńskich. Cała nadzieja, że wymyślą coś sensownego w przeddzień wyborów.

Wiosna dla Hitlera.

Musical, który stworzyli główni bohaterowie „Producentów" Mela Brooksa. Miał się okazać wielką klapą, a okazał się sukcesem. Gdyby zebrać w jednej książce wymianę poglądów pomiędzy polskimi publicystami w ciągu ostatnich tygodni, jego tytuł mógłby służyć za motto.

Wykluczeni.

Ci dobrzy, gnębieni przez resztę. Zdaniem lewicy wykluczeni to homoseksualiści, zdaniem PiS to elektorat tej partii, ale na razie o wykluczonych zadbała tylko Platforma Obywatelska, a właściwie o jednego wykluczonego, Bartosza Arłukowicza, dla którego utworzyła osobny urząd, żeby miał robotę i nie był wykluczony.

—rysunki Andrzej Krauze

Autor jest  publicystą, pracował m.in. w dzienniku „Fakt" oraz „Polska. The Times". Jest dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. W 2010 r. opublikował książkę  „Bronisław Komorowski. Pierwsza niezależna biografia"

Churchillowska zasada, że bać się należy tylko strachu, zdecydowanie się nie przyjęła. Straszenie przeciwnikiem, by konsolidować swoich i przyciągać nowych współwyznawców, to metoda stara jak świat. To przez strach rozliczne Kartaginy musiały „być niszczone", a „Balcerowicze musieli odejść".

W gruncie rzeczy wszystko to, co mamy dziś, już było, i w propagandzie politycznej trudno czymś zaskoczyć. Trudno też pójść dalej niż sztab demokraty i prezydenta USA Lyndona Johnsona, który pozbawił swojego konkurenta Bary'ego Goldwatera szans na władzę, wyświetlając w 1964 roku słynny film określany później jako Daisy (stokrotka) – z małą dziewczynką, która obrywa listki kwiatkowi, a potem wybucha bomba atomowa. 32 lata później tę reklamę sparafrazował sztab republikanina Boba Dole'a w walce z Billem Clintonem. Spot zaczynała ta sama mała dziewczynka rwąca kwiatki, a potem zaczynały się zdjęcia ćpających amerykańskich dzieciaków. Prochy okazały się mniej straszne od bomby atomowej i Clinton zapewnił sobie reelekcję. Z kolei w 1992 roku sztab Clintona pokonał George'a Busha seniora między innymi za pomocą reklamy, w której wymieniano rozmaite niekorzystne dla Ameryki dane statystyczne na tle burzowego nieba, a reklamę kończyło ujęcie samotnego drzewa, na którego szczycie siedzi kruk oświetlony piorunami. Całość w stylu okładek groteskowych płyt zespołów Black Sabbath albo Iron Maiden.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy