Dla jednych powiedzieć cokolwiek przeciwko karcie to nienawidzić ludzi homoseksualnych, a właściwie wszelkich mniejszości. Dla drugich powiedzieć coś dobrze, to znaczy opowiadać się za psuciem młodzieży. A przecież ta karta ma konkretne zapisy i należałoby chyba spierać się z poszczególnymi punktami.
Ale jak się spierać? W Szwajcarii doszło do tego, że krytyka LGBT może się skończyć więzieniem. Z mojej wieloletniej polemiki z tym środowiskiem wynika jedno. Nie wolno mówić, że są tam „spryciarze", „żądni władzy" czy „manipulatorzy". Za każde takie określenie można oberwać i zostać „nazistą". LGBT chce być postrzegana jako grupa ludzi nie tylko odrębnych seksualnie, ale też jako grupa ludzi bez wad. Za pewnik, zresztą pewnie słusznie, bierze się, że liczba ludzi pasujących do tej zbiorowości jest większa niż dane oficjalne, zatem to spora grupa społeczna. Czy naprawdę nie ma tam spryciarzy i ludzi żądnych władzy?
Od lat próbuję polemizować z takim stawianiem sprawy. Robię to nie z wrogości, lecz z przyjaźni. Po prostu brak możliwości krytyki, polemiki jest przeciwskuteczny dla tolerancji. A naprawdę jest z czym polemizować. Przeczytałam skrupulatnie tę kartę. Nie do zaakceptowania jest już jej punkt trzeci i wcale nie dotyczy seksualizacji. Brzmi: „Społeczność LGBT+ wyróżnia się kreatywnością, twórczą energią i pasją do odważnego kształtowania kultury". Zatrzymałam się przy tym zdaniu naprawdę ze zdumieniem. Jak można urzędowo stwierdzić, że jakakolwiek grupa społeczna wyróżnia się zdolnościami? Dlaczego ma to dotyczyć grupy ludzi, których preferencje seksualne nie są skierowane ku płci przeciwnej? Gdzie są dowody na taką zależność?
Dalej: „Wszelkie próby ingerowania w wolność artystyczną czy politycznie umotywowanego cenzurowania sztuki w jakiejkolwiek formie muszą się spotkać ze zdecydowanym sprzeciwem. Cała sfera kultury musi pozostać wolna od homofobii i transfobii". A co z polemiką artystyczną wobec estetyki LGBT? Rzecz przecież w tym, że ta formacja (trudno użyć określeń, bo ich nie ma) nie ogranicza się do ochrony ludzi nieheteroseksualnych. Gdyby tak było, tożsami z nią czuliby się też konserwatywni ludzie homoseksualni. LGBT stoi jednak siłą ostrej lewicy, a za tym idzie też stosunek do sztuki, historii, wojska i innych spraw. Z pewnością nie wolno poniżać nikogo (np. „ten heteroseksualny beton" – cytat z wypowiedzi Jacka Dehnela – z pewnością jest niedopuszczalny), ale w imię tolerancji nie można zamykać pola dla polemiki światopoglądowej. Uznając administracyjnie, że środowiska LGBT są bardziej utalentowane od innych, udostępnia się ściany wystaw, sceny teatralne tej grupie, a powstrzymuje dla innych.
To błędne koło. Jak sprzeciwiać się cenzurowaniu sztuki, jeśli ta cenzura już jest wpisana w kartę? Kto będzie decydował o tym, czy dzieło jest polemiczne czy homofobiczne? Kto będzie decydował o wartości i dopuszczeniu dzieł? Służba w imię sztuki czy służba w imię LGBT? Ten punkt jest zamachem na wolność artystyczną.