Dyktatorzy dobrzy i źli

W ciągu roku lista tyranów zmniejszyła się o kilka ważnych nazwisk. Wielu lokalnych satrapów cieszy się jednak nadal bezkarnością. Kto miałby ich zresztą karać?

Publikacja: 21.01.2012 00:01

Robert Mugabe, prezydent Zimbabwe, poucza inwestorów

Robert Mugabe, prezydent Zimbabwe, poucza inwestorów

Foto: AP

Niektórzy tyrani na zawsze odeszli już z tego świata (Muammar Kaddafi i Kim Dzong Il). Inni na razie stracili tylko władzę. Wśród nich – opuszczony przez Zachód wieloletni przywódca Egiptu Hosni Mubarak, który ze szpitalnego łoża odpowiada na pytania prokuratora.

Część krwawych przywódców, czując na plecach groźny oddech rebeliantów, sama zapowiedziała reformy – jeśli nie prodemokratyczne, to chociaż zmniejszające biedę i bezrobocie – lub zadeklarowała, że ustąpi.

Inni – jak prezydent Baszar el-Asad – woleli znane im od lat metody walki o władzę, a więc nakazali siłom bezpieczeństwa brutalnie tłumić wszelkie protesty, wysyłając przeciw „zdrajcom", „szczurom" i „terrorystom" czołgi i myśliwce. Syria, gdzie w ciągu roku zginęło ponad pięć tysięcy przeciwników reżimu, a tysiące kolejnych wtrącono do tajnych więzień, w rankingu sporządzanym co roku na podstawie tzw. indeksu demokracji – opisującego stan swobód obywatelskich w danym kraju – jest na 157. miejscu na 167 państw (na 1. Norwegia, na 45. Polska). Jeszcze dalej w rankingu znajdują się dyktatury z Azji Środkowej, ale o nich zachodni dyplomaci wspominają o wiele rzadziej. – Oczywiście zarówno Stany Zjednoczone, jak i Unia Europejska podchodzą różnie do tych krajów, z którymi łączą je strategiczne interesy. Dużo mniej stanowczo reagują więc na łamanie praw człowieka w Uzbekistanie czy Turkmenistanie – mówi „Rz" Patrick Griffith z waszyngtońskiej organizacji Freedom Now. Zauważa też, że w niektórych krajach tortury i prześladowania opozycji trwają już ot tak dawna, iż przestały być też newsem dla zachodnich dziennikarzy.

Przedstawiamy sylwetki kilku światowych dyktatorów, którzy choć rządzą krajami z brunatnego końca „indeksu demokracji", to nie trafiają na czołówki światowych gazet tak często jak przywódcy Syrii, Kuby czy Korei Północnej.

Opozycjonistów gotuje żywcem Isłam Karimow

Od ponad 20 lat żelazną pięścią rządzi Uzbekistanem. Najpierw jako przewodniczący Rady Najwyższej Uzbeckiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. W 1991 roku już w niepodległym Uzbekistanie oficjalnie wygrał wybory prezydenckie, chociaż zostały one uznane za sfałszowane, podobnie jak kolejne głosowania. Bezwzględny wobec opozycji. Obrońcy praw człowieka i zachodni dyplomaci oskarżali go wielokrotnie m.in. o zlecanie morderstw i porwań opozycjonistów oraz organizowanie sfingowanych procesów, podczas których jego przeciwnicy polityczni skazywani są na wieloletnie więzienie. Za kratkami są oni torturowani, a niektórzy wręcz gotowani żywcem. Ciała zmarłych więźniów są potem wydawane rodzinom w zaplombowanych trumnach, aby ukryć przed światem ślady okrucieństw, które ich spotkały.

Zachód oskarżał go również o prześladowania religijne. Sam Karimow tłumaczył, że musi rządzić twardą ręką, aby bronić świeckiego charakteru państwa przed zagrożeniem ze strony rosnących w siłę islamistów. W  XXI wieku uzbecki dyktator ma jednak lepszą prasę wśród zachodnich przywódców.

Pod koniec 2009 r. Unia Europejska zniosła ostatnie sankcje nałożone na Uzbekistan po tym, jak 13 maja 2005 r. rządowe siły bezpieczeństwa krwawo stłumiły protesty w Andiżanie, zabijając kilkaset osób. Według Human Rights Watch Stanom Zjednoczonym i Unii Europejskiej zależy bowiem m.in. na zgodzie Uzbekistanu na transport zaopatrzenia dla sił koalicji w Afganistanie. W 2011 roku – chociaż według opisującego stan swobód obywatelskich „indeksie demokracji" Uzbekistan zajmował dopiero 164. miejsce na 167 państw – Karimow gościł m.in. u sekretarza generalnego NATO Andersa Fogha Rasmussena. W Brukseli, mimo protestów Amnesty International i innych organizacji, przyjął go również wówczas przewodniczący Komisji Europejskiej. Jose Barroso zaznaczył, że podniósł podczas spotkania kwestię praw człowieka. Główne rozmowy i  podpisane po nich memorandum dotyczyło jednak uzbecko-unijnej współpracy energetycznej. Kilka miesięcy temu za współpracę z siłami międzynarodowymi w Afganistanie dziękowała też Karimowowi podczas wizyty w Uzbekistanie szefowa amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton.

Ludobójca zakochany w Facebooku Generał Omar al Baszir

Na czele Sudanu pozostaje od wojskowego puczu w 1989 roku. Rządząc krajem żelazną ręką, zapewnił sobie miejsce w historii jako pierwszy przywódca kraju oskarżony przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze o ludobójstwo. Według ONZ konflikt w Darfurze, podczas którego dyktator Sudanu miał dopuścić się zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości, pochłonął życie ok. 300 tysięcy osób, a 2,7 mln zmusił do ucieczki.

I chociaż od 2009 roku, gdy MTK wystawił za nim list gończy, jest on formalnie potępiany przez cały zachodni świat, to nadal spokojnie maszeruje po czerwonych dywanach podczas wizyt u przyjaciół z państw afrykańskich, w tym u nowych libijskich władz.  CHOĆ podczas ostatniej wizyty w Trypolisie śmierć innego dyktatora – Muammara Kaddafiego – uznał za najlepszy prezent kiedykolwiek ofiarowany Sudanowi przez Libijczyków, to sam również zmaga się z protestami, które wybuchły na fali arabskiej wiosny. Miłośnik mediów społecznościowych, który w 2010 roku zwyciężył w pierwszych od niemal ćwierć wieku wyborach prezydenckich (ponoć z niewielką pomocą przyjaciół przy urnach) – zamiast zamykać dostęp do Internetu, chce go propagować. W zeszłym roku nakazał swoim zwolennikom, aby do walki z opozycją używali Facebooka.

Al Baszir mógłby na forum mediów społecznościowych pochwalić się, że od czasu, gdy przejął rządy w Sudanie, PKB tego kraju wzrósł niemal trzykrotnie. Jego przeciwnicy dodaliby jednak szybko, że według MTK urodzony w chłopskiej rodzinie dyktator zgromadził już na tajnych zagranicznych kontach ok. 9 mld dolarów, zagarniętych z zysków z eksportu ropy. Baszir nie zamierza więc dużo dłużej czekać, aż zdesperowani rebelianci pozbawią go władzy. Aby uniknąć losu Mubaraka czy Kaddafiego, już rok temu ogłosił, że po zakończeniu obecnej czteroletniej kadencji zrezygnuje z rządów.

Czekając na Boga Robert Mugabe

87-letni tyran rządzi Zimbabwe już od 31 lat. Oficjalnie ogłosił jednak, że chce dożyć co najmniej stu lat i zamierza kandydować na kolejną kadencję – podał „The New York Times". To zła wiadomość dla milionów mieszkańców tego kraju. Rządy Mugabe doprowadziły bowiem do tego, że niemal połowa ludności Zimbabwe – nazywanego niegdyś „spichlerzem Afryki" – zaczęła głodować. I chociaż krytycy prezydenta wielokrotnie prognozowali już jego rychłą fizyczną lub chociaż polityczną śmierć, to okrutny dyktator przeżył wielu swoich przeciwników. Mugabe, który na wlasnej skórze przekonał się, jak wygląda los więźnia politycznego – przesiedział w więzieniu aż dziesięć lat – sam niezwykle brutalnie obchodzi się bowiem z rywalami. Jego reżim porywa i torturuje nieposłusznych, ma też na rękach krew tysięcy zamordowanych zwolenników opozycji.

Jak zauważa BBC, przyszłość Mugabe w czarnych barwach rysowała się jednak, gdy w marcu 2008 roku mieszkańcy Zimbabwe poszli do wyborów prezydenckich. Podczas głosowania pewny zwycięstwa w pierwszej turze Mugabe podkreślał, wrzucając głos do urny: „jeśli naród cię odrzuci, to znak, że nadszedł czas, aby odejść z polityki". Gdy jednak okazało się, że lider opozycji Morgan Tsvangirai zdobył 48 proc. głosów, a Mugabe 43 proc., dyktator zmienił zdanie i ogłosił, że „tylko Bóg" może odwołać go z urzędu. Gdy po pierwszej turze 80 – 100 opozycjonistów odnaleziono martwych, a kolejnych 200 – 500 zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach lub zostało wyprowadzonych z domów przez ubranych w czarne garnitury członków służby bezpieczeństwa (CIO), Tsvangirai wycofał się z wyborczej walki. Ci, którzy śmieli go popierać, zostali poddani „reedukacji" poprzez spalenie domów (zachodni aktywiści i dyplomaci szacują ich liczbę na ok. 20 tysięcy) lub dotkliwe pobicie (ok. 10 tysięcy). Wielu innych ostrzeżono po prostu, że wolność głosu w Zimbabwe to wolność wyboru między życiem a śmiercią.

Po błyskawicznym przeliczeniu wyników drugiej tury wyborów okazało się więc, że Mugabe otrzymał 85,51 proc. głosów. W wyniku międzynarodowej presji Mugabe i Tsvangirai utworzyli więc rząd jedności narodowej. W marcu 2009 nowy premier zderzył się jednak czołowo z ciężarówką, której „kierowca zasnął za kierownicą". 56-letni Tsvangirai przeżył (wyszedł też cało z trzech wcześniejszych zamachów). W „wypadku" stracił jednak żonę Susan – matkę jego sześciorga dzieci.

Tortury „ery odrodzenia" Gurbanguł Berdymuhamedow

Władzę nad Turkmenistanem przejął dopiero w grudniu 2006 roku po nagłej śmierci Saparmurada Nijazowa. Jego poprzednik miał opinię jednego z najokrutniejszych dyktatorów świata, ogłosił się Turkmenbaszą (ojcem Turkmenów) i potomkiem Aleksandra Wielkiego, pozmieniał nazwy miesięcy na cześć siebie i członków swojej rodziny oraz napisał Księgę Duszy (Ruhnamę), która szybko stała się lekturą obowiązkową, a jej trzykrotne przeczytanie na głos miało być gwarancją pójścia prosto do nieba.

Gurbanguł ogłosił „erę odrodzenia" Turkmenistanu. Zalegalizował operę, balet i cyrk – których Nijazow zakazał – a nawet rozpoczął budowę kina. Dał zgodę na otwarcie kafejek internetowych, zwiększył nacisk na edukację dzieci i zaczął poprawiać relacje z Zachodem. Zniósł też wiele absurdalnych elementów stalinowskiego kultu jednostki.

Nie zrezygnował jednak z dyktatorskiego stylu sprawowania władzy. Więzienie przeciwników politycznych, tortury, porwania i tajne procesy, cenzura w mediach, etc. to wciąż – zdaniem ONZ i organizacji broniących praw człowieka – turkmeńska codzienność. Przed dwoma laty kraj ten opuściła ostatnia międzynarodowa organizacja Lekarze bez Granic.

Dyktator stojący na czele zasobnego w gaz i ropę kraju może jednak liczyć na poparcie wielu światowych przywódców.

Niektórzy tyrani na zawsze odeszli już z tego świata (Muammar Kaddafi i Kim Dzong Il). Inni na razie stracili tylko władzę. Wśród nich – opuszczony przez Zachód wieloletni przywódca Egiptu Hosni Mubarak, który ze szpitalnego łoża odpowiada na pytania prokuratora.

Część krwawych przywódców, czując na plecach groźny oddech rebeliantów, sama zapowiedziała reformy – jeśli nie prodemokratyczne, to chociaż zmniejszające biedę i bezrobocie – lub zadeklarowała, że ustąpi.

Inni – jak prezydent Baszar el-Asad – woleli znane im od lat metody walki o władzę, a więc nakazali siłom bezpieczeństwa brutalnie tłumić wszelkie protesty, wysyłając przeciw „zdrajcom", „szczurom" i „terrorystom" czołgi i myśliwce. Syria, gdzie w ciągu roku zginęło ponad pięć tysięcy przeciwników reżimu, a tysiące kolejnych wtrącono do tajnych więzień, w rankingu sporządzanym co roku na podstawie tzw. indeksu demokracji – opisującego stan swobód obywatelskich w danym kraju – jest na 157. miejscu na 167 państw (na 1. Norwegia, na 45. Polska). Jeszcze dalej w rankingu znajdują się dyktatury z Azji Środkowej, ale o nich zachodni dyplomaci wspominają o wiele rzadziej. – Oczywiście zarówno Stany Zjednoczone, jak i Unia Europejska podchodzą różnie do tych krajów, z którymi łączą je strategiczne interesy. Dużo mniej stanowczo reagują więc na łamanie praw człowieka w Uzbekistanie czy Turkmenistanie – mówi „Rz" Patrick Griffith z waszyngtońskiej organizacji Freedom Now. Zauważa też, że w niektórych krajach tortury i prześladowania opozycji trwają już ot tak dawna, iż przestały być też newsem dla zachodnich dziennikarzy.

Przedstawiamy sylwetki kilku światowych dyktatorów, którzy choć rządzą krajami z brunatnego końca „indeksu demokracji", to nie trafiają na czołówki światowych gazet tak często jak przywódcy Syrii, Kuby czy Korei Północnej.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy