W listopadzie zeszłego roku pojechałam do Nowego Jorku na premierę kolekcji Donatelli Versace dla H&M. Zaproszono 500 dziennikarzy z 40 krajów. Huczny pokaz odbył się w wielkiej hali fabrycznej w najmodniejszej obecnie części Manhattanu – Meatpacking District. Jeszcze dziesięć lat temu rzeźnicy rozbierali tu woły, teraz działają najmodniejsze butiki.
Wśród gości: Sophia Coppola, Jessica Alba, Linda Evangelista, Uma Thurman. Gwoździem imprezy, co udało się do końca utrzymać w tajemnicy, był występ Prince'a. Po nim całą noc trwał huczny bankiet.
Czasy, gdy na kameralnych pokazach mody modelki sunęły po miękkim dywanie, a kilkadziesiąt dam w skupieniu przyglądało się sukniom, wydają się dzisiaj niemal równie odległe jak wyprawy krzyżowe. Jeszcze w latach 60. moda była światem wyizolowanym i elitarnym. Prezentacje służyły głównie wyborowi kreacji przez zamożne klientki. Nawet pokazy Mody Polskiej za czasów PRL odbywały się w atmosferze elitarno-eleganckiej. Panowała sztywna atmosfera dyplomatycznego przyjęcia, na które zaprasza się wybranych.
Gęsi i buduary
W latach 70. haute couture zaczyna powoli tracić rację bytu. Szycie staje się masowe i tanie, triumfuje pret-a-porter. W następnej dekadzie razem z nadejściem wielkoskalowego marketingu moda całkowicie traci swój elitarny charakter. Pokaz jest już nie tyle prezentacją handlową, co popisem marki, emanacją jej stylu i potęgi. Ta tendencja utrwala się w latach 90., kiedy siłą rażenia pokazy mogą już konkurować z występami gwiazd show-biznesu. Rozbudowuje się wszystko, co może podkreślić wyrazistość efemerycznego widowiska: makijaże, fryzury, stylizacje. Ich twórcy urastają do rangi artystów. To już nie makijażysta, lecz make up artist, nie fryzjer, ale stylista włosów...
Pierwszy związek między pokazem a performance wykorzystał belgijski projektant konceptualista Martin Margiela. Jego modelki, pomalowane czerwoną farbą, zostawiały na podium czerwone plamy. W wykonaniu Alexandra McQueena czy Husseina Chalayana pokaz jeszcze bardziej oddalał się od mody, stając się nośnikiem idei społecznych, samodzielnym przekazem. Ale sceny gwałtu, które odgrywali modele McQueena, czy przemarsz modelek z amputowanymi nogami nie znalazły naśladowców. Moda wybrała przekaz bardziej ludyczny.
Dziś moda tworzy osobny rodzaj spektaklu, który przenika różne dziedziny rozrywki, epatuje rozmachem i ekstrawagancją. Włączyła się w nurt popkultury i przyjęła jej prawa. „Moda to nie tylko produkty, które kupujemy, ale wszystko, na co patrzymy, to przeżycie, emocje, feeling" – powiedział Nicola Formichetti, dyrektor artystyczny domu mody Thierry Mugler. Do pokazu zaangażował Lady Gagę, która na tle dekoracji przypominającej kościół romański zaśpiewała do muzyki Stabat Mater Pergolesiego.
Powstaje nowy gatunek popkultury: fuzja rewii, musicalu, teatru, happeningu. Stroboskopy, lasery, ekrany, gwiazdy rocka na żywo w ogłuszającej głośności, ciężarówki sprzętu. Do widowiska, które trwa nie więcej niż pół godziny, buduje się scenografie za setki tysięcy dolarów: sztuczny śnieg, scenerię wiejskiej farmy, górskiego pejzażu, ogrodu, buduaru jak z Damy Kameliowej. Wszystko jest możliwe, na sali można nawet wylać jezioro. No i gwiazdy, gwiazdy. Bez nich nic się nie może wydarzyć.
Biustonosz za dwa miliony
Do niedawna kosztowne i efektowne widowiska organizowały, i to głównie w Paryżu, duże, stare domy mody Dior, Chanel, Givenchy. Monopol ten przełamał H&M, firma globalna o zasięgu popularnym i silnym zapleczu finansowym. Począwszy od 2005 roku, co sezon organizuje turboimprezy, na które zaprasza dziennikarzy, gwiazdy rozrywki i celebrytów. Kolekcję bielizny Soni Rykiel w listopadzie 2009 roku zaprezentowano w Grand Palais w Paryżu, największej w Paryżu hali wystawienniczej zbudowanej przy Polach Elizejskich na Wystawę Światową w 1900 roku. Reżyserię powierzono Etienne Russo, twórcy najbardziej spektakularnych „eventów" z branży luksusowej, bez którego nie odbywa się żaden show Chanel, Hermesa, Lanvin, Miu Miu.