To wszystko podniesie znacząco koszty pracy i uderzy w konkurencyjność krajów, które będą mieć dużą populację starych ludzi, a małą młodych. Czeka je co najmniej stagnacja gospodarcza oraz rozrost szarej strefy. Przed tak dramatycznymi konsekwencjami zmian demograficznych przestrzegał już kilka lat temu Filip Longman w głośnej książce „Pusta kołyska".
Wysokie obciążenia pogłębią spadek dzietności. Rodzin nie będzie stać na potomstwo. Solidarna Polska i „Solidarność" już teraz nawołują do stworzenia polityki prorodzinnej. Sceptyczny jest prof. Leszek Balcerowicz. Wskazuje, że jak dotąd trudno znaleźć przykłady skutecznej polityki w tej mierze w innych krajach: – Nie można zakładać, że ot tak, na pstryknięcie palca, da się zwiększyć liczbę urodzeń. Dorzuci się trochę pieniędzy i kobiety natychmiast zaczynają więcej rodzić? Jaka to jest w ogóle koncepcja człowieka?
Nie zgadza się z tym Dariusz Karłowicz: – Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Polki chcą mieć dzieci w Wielkiej Brytanii, a w Polsce nie.
Jego zdaniem w Polsce brakuje dalekosiężnej polityki. Horyzont wyobraźni polityków sięga najbliższych wyborów, a stosunkowo młode demokracje nie są najlepszą formą rządów, by podołać tak wielkim wyzwaniom.
Widać raczej akcje społeczne w stylu ostatniej głośnej wystawy „Ty też będziesz seniorem", w której prezentuje się zdjęcia znanych Polaków postarzonych o 30 lat. Miało to skłonić do refleksji i zachęcić do dbania o siebie.
Wierzę w instynkt samozachowawczy społeczeństw. Człowiek się adaptuje i walczy o przetrwanie – mówi z kolei demograf Krystyna Iglicka, rektor Uczelni Łazarskiego. Wskazuje, że kryzysy demograficzne nie są niczym nowym. Do załamania się dzietności doszło w wiktoriańskiej Anglii czy we Francji w latach 30. Po II wojnie światowej prezydent USA Franklin Delano Roosevelt alarmował, że kobiety z klas wyższych rodzą mało dzieci.
Zdaniem Iglickiej remedium mogą być napływający do Polski imigranci. Już widać, że bez nich sobie nie poradzimy. Tylko że po pierwsze, to może nie wystarczyć. A po drugie, dojdzie do bezwzględnej rywalizacji państw o siłę roboczą i najlepszych wykształconych i młodych imigrantów. A Polsce trudno będzie ją wygrać np. z Niemcami.
Czas gerontów
W Krajowej Partii Emerytów i Rencistów wraca optymizm. Wierzą, że czas działa na ich korzyść. Ta partia, za cel stawiająca sobie obronę przed obniżeniem poziomu życia osób starszych i niepełnosprawnych, nie ma jak na razie specjalnych sukcesów. Nigdy nie przekroczyła progu wyborczego.
Zdaniem Karłowicza możliwe, że dojdzie do specjalizacji wiekowej partii. Nie można nawet wykluczyć scenariusza, w którym w przyszłości będziemy mieć do czynienia z populistyczną gerontokracją, opartą na sile elektoratu ludzi starszych.
W gruncie rzeczy byłby to jedynie powrót do formy rządów znanej już w starożytności, np. w greckich miastach-państwach. Również Komitet Centralny KPZR w latach 70. składał się z grupy starców, na których czele stał siedemdziesięcioletni, schorowany i tracący kontakt z rzeczywistością Leonid Breżniew.
Starzenie się społeczeństwa zachwieje sceną polityczną. Największa frekwencja wyborcza jest wśród osób starszych. Młodzi zwykle dwa razy rzadziej głosują, bo lekceważą polityków i nie przywiązują do spraw publicznych aż tak dużej wagi. W przyszłości dojdzie do tego ogromna przewaga liczebna starców. Mieliśmy już akcję społeczną przed wyborami w 2007 roku: „Uratuj kraj. Zabierz babci dowód". W 2050 roku trzeba byłoby zabrać go także prababci i praprababci. Zresztą nie byłoby to łatwe, bo zabierających mało, a więzi rodzinne i kontakty międzypokoleniowe będą się rozpadać.
Starzenie się społeczeństwa zrodzi wielkie zmiany w światowej polityce i może podkopać pozycję obecnych mocarstw. Weźmy Chiny, w których obowiązuje polityka jednego dziecka. Obecnie więcej niż 60 lat ma tam 144 mln osób, ale w 2020 będzie ich 248 mln i według ostrożnych szacunków liczba ta będzie rosła co dekadę o 100 mln. Może to utrwalić władzę partii komunistycznej, osłabiając ruch demokratyczny, bazujący na ludziach młodych.
Wielu ekspertów wieszczy wzmocnienie się sił konserwatywnych, popularnych w starszej części społeczeństwa. Amerykańska Tea Party może całkowicie zdominować Partię Republikańską. A ta może zyskać przewagę nad demokratami.
– Konserwatyzm nie wiąże się z wiekiem – nie zgadza się socjolog prof. Jadwiga Staniszkis. Jej zdaniem ludzie starsi mają doświadczenie i więcej czasu na refleksję. Nie będą więc myśleć w kategoriach interesu pokoleniowego. – Mam nadzieję, że będą popierać nie „swoich", tylko ludzi kompetentnych i z wartościami moralnymi, ale przede wszystkim młodych i dynamicznych, których trzeba zatrzymać w kraju – mówi prof. Staniszkis.
Czy coraz więcej siwych głów oznaczałoby zmniejszenie radykalizmu w polskiej polityce? Tak, ale – według Staniszkis – nie ze względu na wyższy wiek parlamentarzystów. Po prostu odejdzie dominujące dziś pokolenie 60-latków, które jest produktem poprzedniego systemu, widzi świat czarno-białym, przez co dominuje sztuczna negatywność, a radykalizm stał się rytuałem.
Nie da się ukryć, że istnieje ryzyko, iż politycy będą próbować zagospodarować szybko rosnący elektorat ludzi starszych, przekupując go kosztem wydatków budżetu. – Walcząc o elektorat, partie uwzględnią zmiany demograficzne. Będą dostosowywać swoje programy do zapotrzebowania publiczności jak boys bandy piosenki – mówi Karłowicz.
Same partie oczywiście stanowczo zaprzeczają. – Osoby starsze to elektorat najmniej chwiejny i podatny na tzw. prezenty. Zwykle zachowują swoje dotychczasowe poglądy – przekonuje szef Klubu PO Rafał Grupiński. – A my po prostu dostosowujemy nasz program pod kątem rosnącej liczby osób starszych – dodaje. Politolog z UW Rafał Chwedoruk uważa, że pokusa będzie zbyt silna: – Coraz łatwiej będzie wykopać rów między pokoleniami. Będzie kreowanie takiego podziału, ale czy się uda, tego nikt nie wie.
Zwraca uwagę, że już teraz starsi i w średnim wieku zdominowali życie publiczne. Młodzi są bierni i coraz gorzej wykształceni. Ich działania są doraźne jak w przypadku protestów przeciw ACTA. – Czeka nas wielka zapaść cywilizacyjna, upadek szkolnictwa, a więc i podatność na manipulacje polityków – dodaje Rafał Chwedoruk.
Cywilizacja bankrutów
Zadłużone kraje nie będą w stanie się wypłacić. Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego to będzie czas zrujnowanych finansów publicznych, ale gospodarka nie upadnie. Pojawią się nowe jej dziedziny, nastawione na obsługę starszej części społeczeństwa, które będą prosperować.
Może i upadną takie firmy jak Lego czy producent komiksów Marvel, ale za to pojawią się tysiące firm zajmujących się osobami starszymi, a specjalne oferty będą masowo tworzyć operatorzy telekomunikacyjni, banki, ubezpieczalnie, biura podróży, supermarkety, restauracje, a nawet sieci fitness.
Do niedawna seniorami na poważnie interesowali się głównie producenci farmaceutyków. Dlaczego? – Bo starsi klienci nie lubią zmian i i tak nie odejdą, np. z banku, który traktują jak urząd, instytucję. Ponarzekają i pozostaną – tłumaczy Przemysław Stangierski z AT Kearney. – Ale to się zmieni.
Coraz liczniejsze firmy budują już w Polsce specjalistyczne kliniki medyczne wraz z hotelami, nastawione na pobyty osób starszych, np. w Krynicy-Zdroju. Na razie wizyty składają głównie goście zagraniczni.
Rozwinie się turystyka nakierowana na osoby starsze. Na razie w Neckermanie takie osoby stanowią tylko 10 proc. klientów. I to mimo promocyjnych pakietów. Nieśmiało rękę do seniorów zaczynają wyciągać hotele. W Krakowie trzygwiazdkowy Logos wprowadził 15 proc. zniżki na noclegi i posiłki dla osób w wieku 50+. Dostosował też pokoje do potrzeb osób niepełnosprawnych. Za 20 lat takie pokoje będą standardem nawet w pensjonacie, ale zniżki dostawać będą młodzi. Dlaczego? Bo to starsi zdominują turystykę i nie trzeba ich będzie niczym zachęcać.
Ludzie w podeszłym wieku będą absolutnie dominować w gospodarce. Już teraz mają potężną siłę nabywczą. Na świecie tacy konsumenci wydali w 2010 roku ponad 8 bilionów dolarów, a w 2015 r. wydadzą ponad 15 bilionów. Mamy tu do czynienia z paradoksem. Przecież emeryt kojarzy nam się z biedą. Średnie świadczenie brutto w Polsce wynosi blisko 1,8 tys. zł, podczas gdy średnia pensja w firmach to prawie dwa razy tyle. Jednak gdyby porównać dochody na członka rodziny, okaże się, że emeryt dysponuje miesięcznie większą kwotą na osobę. Co ważne, ludzie starsi mają oszczędności całego życia, często własne mieszkania, podczas gdy dwudziestolatki muszą się dopiero dorabiać. Nie są też tak zadłużeni. I przede wszystkim ich liczba będzie rosła, a młodych malała.
W Ameryce ludzie powyżej 50. roku życia posiadają 80 proc. aktywów finansowych i odpowiadają za połowę dochodu netto. W 2010 roku wydali 87 miliardów dolarów na nowe samochody, podczas gdy pozostali obywatele tylko 70 miliardów. Z kolei w Wielkiej Brytanii takich osób jest 34 proc., a dysponują 75 proc. bogactwa kraju.
Wydłużenie życia ludzkiego wiąże się z nowymi rodzajami biznesowego ryzyka. Pokazuje to przykład Jeanne Louise Calment, osoby żyjącej najdłużej na świecie (spośród udokumentowanych przypadków). Francuzka, która zmarła w 1997 roku, mogła się pochwalić 122 latami i 164 dniami. W 1965 roku, nie mając spadkobierców, 90-letnia Calment zapisała swój apartament pewnemu prawnikowi pod warunkiem, że będzie w nim mieszkać do śmierci i otrzymywać w tym czasie pensję. Całkowita wypłacona jej suma okazała się być dwukrotnie większa od wartości mieszkania. Wspomniany prawnik już tego nie dożył.
Getta staruszków
Zdaniem prof. Iglickiej społeczeństwa stają się seniorcentryczne zamiast dzieckocentryczne. Zmiany demograficzne mogą przynieść upadek feminizmu i społeczności gejowskich, gdyż pojawi się nacisk na zwiększanie dzietności za wszelką cenę.
Młodzi będą się buntować przeciw dominacji starszych. Odwieczny konflikt pokoleń przyjmie zupełnie nowy, może nawet dramatyczny wymiar. Młodzi nie będą chcieli rezygnować z nauki czy rozrywki kosztem opieki nad rodziną. Mimo rozwoju techniki w podeszłym wieku nie będziemy wcale lepszymi ludźmi. – Trudno uwierzyć, by ludzie, którzy samorealizację przedkładają nad wychowanie dzieci, w podeszłym wieku nabrali chęci do poświęceń na rzecz kolejnych pokoleń. Słowo „poświęcenie" już wypadło z naszego słownika. Wiele wskazuje na to, że w przyszłości postawy roszczeniowe będą jeszcze silniejsze – obawia się Dariusz Karłowicz.
W czasach, kiedy dzieci nie będą miały czasu na zajmowanie się rodzicami, co krok będą prywatne domy opieki. Przede wszystkim jednak osiedla z wielkiej płyty powstałe w latach 60. i 70. w sposób naturalny staną się enklawami starości, a dzieci przeniosą się do nowych osiedli.
Na Zachodzie można dostrzec inne zjawisko. Seniorzy przenoszą się do specjalnych osiedli, a nawet miasteczek, tworzonych specjalnie dla nich, z opieką medyczną na miejscu, większym bezpieczeństwem i komfortem. Na Florydzie miasto Naples, gdzie zdecydowana większość mieszkańców to emeryci, którzy przeprowadzili się z północy USA, nazywane jest „poczekalnią do nieba". Niektórzy mają tam tylko zimowe rezydencje. Miasto szczyci się najmniejszą liczbą mieszkańców przypadających na pole golfowe.
W Polsce to dopiero raczkuje. Kilka gmin dostrzegło w przyciąganiu seniorów receptę na wyludnianie miast i zastrzyk gotówki do kasy. Takie osiedle powstaje np. w Stargardzie Szczecińskim.
Zmiany związane ze starzeniem się społeczeństwa będą ogromne w każdej dziedzinie – od przejść dla pieszych po przystosowanie aut. Sklepy, które dziś są puste rano, staną się tłoczne. A wieczorami puste. Nawet banalne życzenia urodzinowe „100 lat!" zostaną zmienione na „200 lat". Małżeństwo Łapickich z 60-letnią różnicą wieku nikogo specjalnie nie zdziwi. Nastąpi odwrót od niebezpiecznych zawodów, np. wojska i policji, gdyż perspektywa bardzo długiego życia stanie się kusząca.
Stary, ale jary
Tym bardziej że poprawi się jego jakość. Teraz za starych uważa się ludzi 80-letnich, kilka dekad temu były to 60-latki. Wyglądamy lepiej, do czego przyczyniła się dieta, dbanie o formę, kult młodości. – Pani Bovary uważała, że stoi na krawędzi życia, bo miała już ponad 30 lat – przypomina Krystyna Iglicka.
Kilka lat temu poważną wpadkę zaliczyła obecna minister sportu Joanna Mucha. Stwierdziła, że operacja biodra u 85-latka nie ma sensu, bo „nie chodzi i nie będzie chodzić, bo się nie zrehabilituje". Wkrótce będzie to nie do pomyślenia. Wiadomo, medycyna czyni ogromne postępy. Kluczowe pytanie za to brzmi: czy poprawa stanu zdrowia będzie nadążać za tempem procesu starzenia. – Nie jestem aż takim pesymistą co do przyszłości. Ludzie będą wydłużać swą aktywność m.in. dzięki nowym technologiom i sposobom komunikacji. Z kolei nowe technologie, automatyzacja i transformacja gospodarki z „przemysłowej" w kierunku usług mogą złagodzić grożący nam brak siły roboczej – mówi Grupiński.
Wiele osób starszych już dziś nie chce rezygnować ze swego stylu życia, samochodu, komórki czy podróżowania. I obrażają ich oferty dla staruszków, takie jak specjalny telefon z dużymi klawiszami. W przeciwieństwie do poprzednich generacji ich apetyt na życie rośnie. Organizują się w ruchy Green Power, lansujące dbanie o formę wśród starszych i jak najlepszą „jesień życia". Słowo „geriatryczny" uważają za obraźliwe, a za wzór stawiają sobie choćby astronautę Johna Glenna, który po raz drugi poleciał w kosmos w wieku 77 lat. Demografowie twierdzą, że spodziewany okres życia dziewczynki urodzonej w 2000 roku wynosi już 100 lat. Jednak postęp w medycynie może jeszcze bardziej wydłużyć życie i wszystkie prognozy wywrócić do góry nogami. Zdaniem prof. Ewy Sikory z Instytutu Biologii Doświadczalnej PAN naukowcy są coraz bliżsi modyfikacji długości życia za pomocą przeprogramowywania komórek, czyli ich odmładzania za pomocą inżynierii genetycznej. – Nie możemy już mówić, że z całą pewnością proces starzenia jest nieodwracalny – mówi Ewa Sikora.
Nie brakuje przy tym „szalonych naukowców", jak brytyjski biogerontolog Aubrey de Grey, który twierdzi, że po ziemi chodzi już osoba, która będzie żyć kilkaset lat. Zbliżylibyśmy się więc do biblijnych bohaterów Księgi Rodzaju. Adam żył 930 lat, Set 912, a Matuzalem aż 969.
Amerykański futurolog i wynalazca Raymond Kurzweil idzie jeszcze dalej. – Staniemy się nieśmiertelni za 20 lat – przekonuje. Aby dotrwać do tego czasu, sam kilka razy w roku poddaje się zabiegom transfuzji krwi, dziennie zażywa kilkaset tabletek z różnymi substancjami i je dużo warzyw.
Kłóci się to całkowicie ze stylem życia Jeanne Calment, która co tydzień spożywała kilogram czekolady, a palić przestała dopiero w 117. roku życia.
Jeśli uda się kiedyś pobić rekord sędziwej Francuzki, zmieni to demografię w sposób trudny dziś do wyobrażenia. Ale czy rzeczywiście naturę można aż tak zuchwale oszukać? Sceptyczny pozostaje Krzysztof Rybiński. – Jest nas już ponad 7 miliardów. Planeta może tego nie wytrzymać. W takiej sytuacji spodziewałbym się pandemii, które zredukują ludzkość. A wtedy statystyczna średnia życia znów spadnie.