Hej, pędzle w trąby!

Są tacy, dla których sztuka to mus. Nakaz wewnętrzny równie silny, jak potrzeba zaspokajania głodu.

Publikacja: 17.08.2012 20:00

Nie dziwi, gdy objawia się u dorosłych osobników – szokuje, kiedy podlegają jej dzieci lub... zwierzęta.

Zacznijmy od pająka: jak on ładnie przędzie sieć, jak doskonale odmierza konstrukcyjny rytm nitek (tym bardziej godne podziwu, że ciekły pajęczynowy surowiec ma... z tyłu). Albo altannik, ptak z rzędu wróblowatych – wabi samicę do własnodziobnie (bo przecież nie własnoręcznie) udekorowanej garsoniery, dbając o kolorystyczną spójność ozdób. To twórca con amore – dosłownie.

Inne pobudki kierują słoniami. Tylko moment, a pojawią się w programie „Mam talent" – bo tak jest. O ich plastycznych umiejętnościach świat dowiedział się, gdy na aukcjach sztuki pojawiły się kompozycje absolwentów akademii Komara i Melamida. Ten artystyczny duet rodem z Rosji, działający głównie w USA, w 1997 roku założył w Tajlandii szkołę malarstwa dla ssaków z trąbami. Tymi organami słonie chwytają pędzle, maczają je w farbach i nanoszą na kartony linie oraz plamy. Komar i Melamid działali ze zbożnych pobudek. Chcieli ocalić przed  śmiercią azjatyckie olbrzymy, które padały, zmuszane do podłych zajęć w nieludzkich (niesłońskich?) warunkach: żebrały, służyły turystom, wygłupiały się w cyrku...

Oglądałam na YouTube publiczny popis słonia Boon Mee z zoo Samutprakam (Tajlandia) – sportretował krewniaka trzymającego w trąbie kwiat.

Co na to człekokształtne? Chyba nie pozwolą wyprzedzić się trębaczom! Ostro do roboty wziął się pupil wrocławskiego zoo orangutan Tumku. Dożył sędziwego wieku 39 lat, przez niemal całe życie oddając się malarstwu, a konkretnie – taszystowskim obrazom. Niestety, dwa lata temu zszedł... Pałeczkę przejął goryl Ebo z Konga. Na początku tego roku publiczność gdańskiej galerii Gablotka podziwiała niezwykłą śmiałość kolorystyczną jego abstrakcji. Jednak jeszcze nie wiadomo, co z Ebo wyrośnie. Za to już wiadomo, jakiej miary talentem dysponował szympans Congo. To już klasyk. Zmarł na gruźlicę na początku lat 60. ub. wieku, pozostawiając dorobek liczący około 400 pozycji. Niedawno na aukcji w Bonhams jego dzieła wylicytowano do kwoty 14,4 tysięcy funtów. Warto dodać, że prace Conga sąsiadowały z obrazami Renoira i Warhola! Jakże szkoda, że szympans zmarł młodo i nie doczekał tego triumfu.

Instynktowny twórczy pęd wykazują też niektóre dzieciaki. Choćby taki Zach, trzylatek, który sam z siebie zaczął portretować ulubione zabawki. Obywa się bez pędzli – po prostu macza łapki w farbach i „wystemplowuje" formy. Metoda, której imali się jaskiniowcy. Autentyczna atawistyczna potrzeba. Kilka lat temu zachwycano się jedenastoletnią Australijką Akiane, która zaczęła tworzyć mając cztery lata. Malowała obrazy, pisała wiersze, filozofowała, błyskawicznie uczyła się języków obcych; jako cudowne dziecko wystąpiła w programie Oprah Winfrey.

Trzy lata temu sensacją stał się niejaki Kieron Williamson z miasteczka w Holt w hrabstwie Norfolk. Urodzony w 2002 roku, artystyczną karierę zaczął w szóstym roku życia. Cud stał się podczas wakacji w Kornwalii: malca zachwyciły łodzie w porcie, poprosił rodziców o blok rysunkowy i trzask, prask, od razu stworzył arcydzieło. Państwo Williamson, sami pozbawieni plastycznych uzdolnień, lecz nie w ciemię bici, zadbali o kontakty syna z profesjonalistami. Dzieciak nauczył się malarskich technik i ruszył na podbój brytyjskich galerii. Wkrótce okrzyknięto go „małym Monetem" – ulubiony bowiem motyw Kierona to krajobraz. A choć widoczki w impresyjno-realistycznej manierze nie noszą znamion oryginalności, kariera wunderkinda rozwija się w tempie rakiety. Jeszcze dwa lata temu 19 pejzażyków rozkupiono na aukcji w ciągu kwadransa za ponad 14 tys. funtów; rok temu wystarczyło dziesięć minut, by rozchwytano 33 prace za łączną sumę ponad 100 tys. funtów.

Ciekawsze od dokonań „małego Moneta" są kompozycje „małej Picassy". Takiego przydomka dorobiła się Alexandra Nechita, obecnie 26-letnia Rumunka, która już jako dwulatka (!) sięgnęła po pędzle. Jej karierą zajęli się rodzice, a pierwszym krokiem była emigracja do USA. Właściwe posunięcie – Alexandra jako ośmiolatka miała pierwszą wystawę.

Do grona cudownych dzieci wypada jeszcze zaliczyć abstrakcjonistkę Aelitę Andre (kolejna Australijka), dziś pięciolatkę. Prezentowała malowidła w poważnej nowojorskiej galerii już rok temu. Jest niezwykle wyczulona na kolory, świetnie rozkłada akcenty, zagospodarowuje płaszczyznę jak dojrzała malarka. Nie naśladuje nikogo, kreuje własne ekspresjonistyczne wizje. Po obrazy Aelity kolekcjonerzy ustawiają się w kolejce; rodzicom i marszandom puchną konta.

Co zyskują wunderkindy? Na razie beztrosko się bawią. Kiedy jednak uświadomią sobie powagę tej zabawy i jej finansowe następstwa, mają jak w banku – frustrację...

Nie dziwi, gdy objawia się u dorosłych osobników – szokuje, kiedy podlegają jej dzieci lub... zwierzęta.

Zacznijmy od pająka: jak on ładnie przędzie sieć, jak doskonale odmierza konstrukcyjny rytm nitek (tym bardziej godne podziwu, że ciekły pajęczynowy surowiec ma... z tyłu). Albo altannik, ptak z rzędu wróblowatych – wabi samicę do własnodziobnie (bo przecież nie własnoręcznie) udekorowanej garsoniery, dbając o kolorystyczną spójność ozdób. To twórca con amore – dosłownie.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
„Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach”: O śmierci i umieraniu
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Puppet House”: Kukiełkowy teatrzyk strachu
Plus Minus
„Epidemia samotności”: Różne oblicza samotności
Plus Minus
„Niko, czyli prosta, zwyczajna historia”: Taka prosta historia
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Katarzyna Roman-Rawska: Otwarte klatki tożsamości