Ale nie dlatego, że idea OFE jest zła. System oparty na zasadzie, że każdy sobie oszczędza na swoją emeryturę, jest dobry, demograficznie stabilny i nie obciąża finansów publicznych kosztami zbyt wysokich emerytur.
Niestety, twórcy reformy założyli zupełnie nierealistycznie, że w międzyczasie zostaną przeprowadzone działania obniżające obecny poziom emerytur, szczególnie mundurowych, co pozwoli na zmniejszenie deficytu, czyli obniżenie różnicy między sumą wypłacanych emerytur a sumą składek ZUS wpływających do systemu. Gdyby zaś tego deficytu nie udało się w całości zlikwidować, na jego pokrycie miały pójść środki z prywatyzacji. Wreszcie – założono, że zostanie stworzona tzw. rezerwa demograficzna.
Niestety, te założenia akademików okazały się błędne, bo politycy nie chcieli się zachowywać tak, jak naukowcy to przewidywali. Po pierwsze od razu zdecydowali, że rezerwa demograficzna będzie dziesięć razy mniejsza niż założono, a potem za czasów ministra Sami Wiecie Którego przejedzono nawet tę małą rezerwę. Po drugie politycy ani myśleli obniżać emerytury uprzywilejowanym grupom, a szczególnie bali się mundurowych. Wiadomo, że służby mundurowe mają wpływy w każdym kraju, a w takim jak Polska, gdzie demokracja po mrocznym okresie komunizmu jest jeszcze słabo osadzona, wpływy te są szczególnie silne. Emerytury pozostały zatem na poziomie, który zamienia ZUS w piramidę finansową. W końcu przeżarto też wpływy z prywatyzacji.
Teraz, gdy nadchodzi demograficzne tsunami, emerytury grup nacisku są bardzo wysokie, nie ma odpowiednich środków na rezerwie demograficznej i nie ma już czego sprzedawać. Politycy sięgają więc po aktywa OFE, czyli ostatnią rezerwę. Jestem przekonany, że decyzja polityczna już została podjęta, a teraz obserwujemy cynicznie rozgrywany teatr pozorów. Najpierw minister wyraża oburzenie, potem traci do OFE zaufanie, następnie media dostają cynk, że szefowie OFE zarabiają krocie, co naturalnie wywołuje nienawiść u tych, którzy tych kroci nie zarabiają. Wszystko zmierza zatem do likwidacji OFE: pewnie w kilku krokach, żeby ładnie wyglądało wobec Brukseli, bo jednorazowy strzał jest zbyt w stylu węgierskim, a takich porównań obecny rząd chciałby uniknąć.
Decyzja o likwidacji OFE wynika również z tego, że wkrótce przekroczylibyśmy limit długu zapisany w konstytucji, czyli 60 procent PKB, a za to grozi Trybunał Stanu. Poza tym minister Sami Wiecie Który prawdopodobnie będzie chciał osłabić złotego w celu wyrwania polskiej gospodarki z objęć nadchodzącej recesji. Musi zatem sztucznie obniżyć dług publiczny, bo osłabienie złotego powoduje, że dług wyrażony w walutach obcych szybko rośnie i może przekroczyć limity. Najpierw zatem operacja OFE, czyli sztuczne obniżenie długu publicznego, a potem osłabienie złotego.
Kiedy wszystko to już się dokona i OFE zostaną zlikwidowane, będzie można podliczyć efekty tej reformy. A efekt netto będzie taki, że byliśmy i będziemy w ZUS, ale jako Polacy będziemy biedniejsi o 20 mld zł, bo takie prowizje pobrały przez ten czas OFE z naszych składek. To z grubsza po 1300 złotych na każdego członka OFE. I na tym właśnie polega głupota tej reformy.