Wysokie klify, dalej wzgórza porośnięte karłowatą roślinnością, ziemia kamienna, gliniasta, którą trzeba nawozić wodorostami, by wydała rachityczny plon. Michael Crummey, kanadyjski poeta i prozaik, urodził się i wychował w Nowej Fundlandii, a jego najnowsza powieść „Dostatek" to prozatorski hymn na cześć lodowatej krainy. Autor pisze o losach ludzi żyjących w dwóch rybackich osadach Paradise Deep i Trzewiu, oddalonych od siebie o parę kilometrów.

Ich dzieje, historia kilku pokoleń biednych i prostych ludzi nie byłaby możliwa, gdyby nie pewne wydarzenie – to od niego zaczyna się właściwa opowieść. Pewnego dnia ze szczytu klifu dziewczynka Mary Tryphena dostrzega, że na płyciźnie utknął wieloryb. Następnego dnia ludność dwóch osad wzięła udział w triumfalnych łowach, które wzbogaciły ją o zapasy mięsa i tranu. Kiedy jednak przecięto ścianę żołądka olbrzymiego zwierzęcia, wraz z zawartością wypłynął człowiek. Czy to możliwe? Kiedy przerażeni ludzie wreszcie dotknęli tego czegoś w celu pogrzebania w nowofundlandzkiej ziemi, okazało się, że – niesiony na noszach – wypluł wodę. A ponieważ zajęła się nim Wdowa po Devinie, czyli lekarka, znachorka i wiedźma w jednej osobie, człowiek ten, który charakteryzował się całkowitą bielą swej skóry i włosów na całym ciele oraz obrzydliwym rybim smrodem, przeżył i wtopił się w rybacką społeczność. Nazwano go Juda. Był niemy, ale wszystko rozumiał.

Juda jest więc z nimi, z ludźmi walczącymi o przetrwanie w Nowej Fundlandii. Crummey opisuje ich losy, poczynając gdzieś od końca XVIII wieku, a kończąc na roku 1918. Imponujące zamierzenie, które jednak nie obrasta patosem i ckliwością, bo pisarz koncentruje się na historiach konkretnych rodzin i przemawia do nas obrazami wydarzeń z ich życia: wizytą tradycyjnie zamaskowanych i pijanych kolędników zimową porą, nieudaną budową szkunera, który miał zapewnić dostatek wszystkim, pojawieniem się ducha męża pani Gallery, w zaświatach cierpiącym katusze i niemogącym opuścić dręczonej za życia żony. Siada przy kominku i wpatruje się w ogień, podczas gdy wdowa zażywa rozkoszy z ojcem Phelanem, katolickim księdzem, który pełni posługę wśród wszystkich mieszkających na wybrzeżu. To jedna z najbarwniejszych postaci. Prawdziwie oddany swoim podopiecznym kapłan, który – choć chla i ciupcia, ile wlezie – potrafi dzielić z ludnością życie. Dlatego jest kochany i poważany. Zawsze w drodze, zawsze wśród nich.

Ciekawie zresztą układają się stosunki religijne w rybackich osadach. Mieszkają tu potomkowie przybyszy z Anglii oraz Irlandczycy. Surowość życia nakazuje im tolerancję: wszyscy uczestniczą i w katolickich mszach, i w protestanckich nabożeństwach sprawowanych przez wielebnego Dodge'a, dzielą kościelne uroczystości, z uwagą słuchają Biblii czytanej z jedynego egzemplarza będącego w posiadaniu Jabeza Trima. Tekst Pisma Świętego, a zwłaszcza Stary Testament, niejako współtworzy narrację. Począwszy od skojarzenia najzupełniej oczywistego – biblijny Jonasz kojarzy się z wydobytym z wieloryba Judą – po wydarzenia dnia codziennego pełne nędzy, śmierci podczas porodu i na morzu, pracy ponad siły za marne wynagrodzenie. To wszystko zyskuje w książce Crummeya surowy starotestamentowy szlif.

Pokolenia odchodzą, ale społeczność Nowej Fundlandii trwa, choć zmienia się, na przykład pod wpływem założenia związku zawodowego rybaków, co w widoczny sposób poprawia los bytującej na granicy nędzy społeczności. W książce pojawia się nawet postać historyczna – sir William Coaker, założyciel Fisherman's Protective Union. To zwiastun tytułowego „dostatku", o który zabiegały pokolenia. Pisarz wyraźnie sugeruje, że nowofundlandzki czas może mieć charakter nielinearny, na podobieństwo powtarzalnych kręgów, które zachodzą na siebie: „Teraźniejszość spleciona z przeszłością, a znaczy: niedługo, trochę później, w jakimś bliżej nieokreślonym czasie w przyszłości. Jakby ostatecznie i tak nie było żadnej różnicy, jakby czas był tylko jedną chwilą nieustannie zataczającą kręgi wokół siebie samej". A jak jest naprawdę? Juda, albinos wydobyty z trzewi olbrzymiego humbaka, milczy.