Niewiele miejsc w Europie było w tym czasie tak bardzo fascynujących. Wiedeń stał się małym centrum wszechświata, do którego ściągali poddani Franciszka Józefa: Czesi, Węgrzy, Polacy, Słowacy, Chorwaci, Ukraińcy, Żydzi... Przedstawiciele 12 narodów, posługujący się sześcioma oficjalnymi językami i wyznający pięć religii...
W 1857 roku cesarz wydaje dekret o likwidacji murów obronnych. W ich miejscu powstała reprezentacyjna ulica miasta – słynna Ringstrasse. Przy niej zostają wzniesione budynki do dziś określające charakter miasta. W 1890 roku zostają przyłączone okoliczne miejscowości. Gwałtownie wzrasta liczba ludności miasta, przede wszystkim za sprawą emigrantów. Według spisu z 1910 roku liczy ono ponad 2 miliony mieszkańców. Po Nowym Jorku, Londynie i Paryżu jest czwartą metropolią świata.
Wiedeń około 1900 roku to centrum secesji. Miasto Ottona Wagnera i Zygmunta Freuda, Hugona von Hofmannsthala i Gustava Mahlera. I Franciszka Józefa oczywiście. „Gdziekolwiek idziesz w Wiedniu w 1900 roku, zobaczysz cesarza. Miasto to on. Jego wyobrażenie jest na każdej monecie, każdym znaczku, każdym certyfikacie" – pisze w tekście wprowadzającym do katalogu towarzyszącego wystawie Edmund de Waal, autor głośnego „Zająca o bursztynowych oczach", pasjonującej opowieści o parysko-wiedeńskiej rodzinie Ephrussich, do której należał m.in. przedstawiciel francuskiej linii Charles Ephrussi – krytyk i kolekcjoner, dla którego powstał „Szparag" Maneta, jedno z najsłynniejszych dzieł XIX wieku i pierwowzór Proustowskiego Swanna.
Stary i nowy Wiedeń
Jednak „Facing the Modern: The Portrait in Vienna 1900" sięga głębiej, do pierwszych dekad XIX wieku. Na jej wstępie została przywołana inna wystawa. 28 kwietnia 1905 roku w wiedeńskiej Galerii Miethkego pokazano portrety „starych wiedeńczyków". Znalazły się na niej dzieła z pierwszych dekad XIX wieku, szczytu biedermeieru z Friedrichem von Amerlingem i Ferdinandem Georgem Waldmüllerem na czele.
To wizerunki niewielkie, kameralne, niezwykle intymne, prywatne, domowe. Nawet portret Franciszka I pędzla von Amerlinga – szkic do oficjalnego cesarskiego portretu – to wnikliwe studium twarzy władcy, w którym są siła i powaga, ale też zmęczenie i upływ czasu. Powstawał wówczas, odpowiadając gustowi zdobywającego coraz większą siłę mieszczaństwa, pozbawiony splendoru i blichtru, jakże inny od dominującego jeszcze niedawno wzorca arystokratycznego portretu. Co ciekawe, tej nowej modzie poddawali się wszyscy. Na nieobecnym w Londynie portrecie autorstwa Leopolda Fertbauera z 1826 roku cesarz Franciszek I z bliskimi wygląda jak typowi ówcześni wiedeńczycy. Pozują w ogrodowej altanie. Nie ma tu atrybutów władzy, żadnych oznak potęgi. Jakby rządzący chcieli także uciec od demonstrowania posiadanej przecież, jakże realnej w tym czasie władzy.
Skąd to nagłe zainteresowanie w 1905 roku sztuką sprzed dziesiątków lat? Twórczością tak odmienną niż to, co było modne w czasach Klimta i Mahlera. Dziś może łatwiej dostrzec nieoczywiste na pierwszy rzut związki i powiązania. Skupienie się na samym portretowanym, na jego przeżyciach, relacjach z bliskimi, na rodzinie łączy dzieła Waldmüllera z twórczością około 1900 roku. Tu stale trwa dialog z tradycją, chociaż na bardzo różny sposób odczytywaną. Alois Delug – to on ponoć nie dopuścił Hitlera do studiów malarskich – w swym portrecie rodziny Markl z 1907 roku przedstawia matkę z tulącą się do niej córką w bogatym burżuazyjnym salonie. Panuje tu czułość, a nawet pewna nostalgia. Powstały kilka tak później portret Schaukalów pędzla Antona Koliga pokazuje nowoczesną rodzinę, niby przypadkiem uchwyconą w chwili lektury. Jest wreszcie słynna „Rodzina" Schielego, w której malarz przedstawił siebie z żoną i dzieckiem. Siedzą obnażeni, jakby chciał – bez jakichkolwiek zasłon – pokazać tylko wzajemną, wręcz cielesną łączność.
Jednak na wystawę w Galerii Miethkego można spojrzeć także inaczej: jako na pytanie o korzenie współczesnego Wiednia. Czy jej widzowie zastanawiali się, co łączy to nowe miasto, jakże inne, z tym sprzed stulecia. I kim byli owi „nowi wiedeńczycy"?