Hrabal nieznany

Twórczość czeskiego pisarza, wbrew sentymentalnej aurze w gruncie rzeczy gorzkiego, bezlitosnego dla siebie, drapieżnego i pozbawionego złudzeń, jest zarazem pochwałą stworzenia.

Aktualizacja: 23.03.2014 09:52 Publikacja: 21.03.2014 23:33

„Postrzyżyny”, czyli słodycz (dla niektórych mdląca) czeskiej prowincji

„Postrzyżyny”, czyli słodycz (dla niektórych mdląca) czeskiej prowincji

Foto: AFP

Przed kilkoma miesiącami głośnym echem odbił się nad Wełtawą antyhrabalowski bunt uczniów gimnazjum w Nymburku, rodzinnym mieście Bohumila Hrabala (1914–1997), najwybitniejszego, obok Jaroslava Haska, czeskiego pisarza XX wieku. Tamtejsi gimnazjaliści zaprotestowali przeciwko planom dyrekcji, która w związku z przypadającą w tym roku 100. rocznicą urodzin autora „Zbyt głośnej samotności" (i 111. rocznicą powstania szkoły) postanowiła nadać jej jego imię. – Nigdy nie słyszałem o takim pisarzu – oświadczył przewodniczący samorządu uczniowskiego. Inny znów uczeń stwierdził, że z tego, co mu wiadomo, Hrabal dwukrotnie nie zdał do następnej klasy, nie zasługuje więc na to, by być patronem jednej z najlepszych w kraju szkół średnich (czeskie gimnazjum jest odpowiednikiem naszego liceum). List protestacyjny podpisało kilkuset uczniów.

Sam Hrabal być może pokiwałby tylko głową nad takim obrotem wydarzeń i ze stoickim spokojem zamówiłby kolejny kufel piwa. Jeszcze za życia zażyczył sobie, by poświęconą mu tablicę pamiątkową zawiesić na takiej wysokości, by psy mogły załatwić przy niej małą potrzebę. Taka tablica zdobi dziś ścianę nymburskiego browaru, w którym się wychował i gdzie mieszkał do 35. roku życia. Nie znosił pompy, a z rodzinnym miastem łączyła go wyjątkowo skomplikowana relacja. Wprawdzie rozsławił je w swoich książkach, takich jak „Postrzyżyny" czy „Taka piękna żałoba". Tymczasem po śmierci najbliższych: ojca, matki i stryja Pepina, odwiedzał je nader rzadko. „Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, więc czemu ja miałbym być wyjątkiem? Nie lubią mnie tu" – wspominał. O jego rzeczywistym stosunku do Nymburka wymownie świadczy fakt, że zdecydował się nawet na ekshumację ciał najbliższych z tamtejszego cmentarza i pochował ich w nowym grobie rodzinnym w pobliskiej miejscowości Hradisztko, gdzie po latach spoczął wraz z żoną. „Już go skreśliłem, ten Nymburk, jakim jest teraz".

Katolik honoris causa

Pytany, gdzie w takim razie czuje się jak u siebie, wymieniał Wiedeń, Budapeszt i Lwów. A przede wszystkim Drohobycz. „Od czasu jak przeczytałem »Sklepy cynamonowe«, przeprowadziłem się tam i mieszkam tam do dziś, choć nigdy tam nie byłem, ale co z tego? Fikcja bywa doskonalsza i prawdziwsza niż rzeczywistość". Hrabal był obywatelem wyimaginowanej Europy Środkowej, a zarazem najgenialniejszym obok Brunona Schulza piewcą jej XX-wiecznej apokalipsy.

Choć jego los nie był tak tragiczny, jak zamordowanego przez esesmana polskiego pisarza, życie nie szczędziło mu gorzkich prób, rozczarowań, zawodów, klęsk i upokorzeń. Jeśli mimo to kojarzymy autora „Obsługiwałem angielskiego króla" jako jednego z najpogodniejszych twórców w dziejach literatury światowej, dowodzi to tylko skali jego talentu i niezwykłej, optymistycznej, działającej niczym końska dawka prozacu wymowy jego dzieła. Nie jest to jednak łatwy optymizm; w niczym nie przypomina banałów wypisywanych w psychologicznych poradnikach, od których uginają się półki w sieciach księgarskich.

Optymizm Hrabala najbardziej przypomina ewangeliczną Dobrą Nowinę. Andrzej Stasiuk przed laty rozbawił do łez publiczność, która szczelnie wypełniła największą salę teatralną w morawskim Ołomuńcu, mówiąc, że jego zdaniem Hrabal był pisarzem – w najściślejszym tego słowa znaczeniu – katolickim. Ta spontaniczna wypowiedź, nieobliczona przecież na tani efekt, lecz podyktowana przez najcenniejszą kompetencję czytelniczą – dar zrozumienia i zachwytów – dotyka istoty fenomenu, jakim jest pisarstwo Hrabala (a przy okazji, być może, również istoty katolicyzmu). Twórczość czeskiego pisarza jest niemającą odpowiednika w literaturze współczesnej epifanią rzeczywistości, a zarazem apologią stworzenia. Fakt, że Hrabal niejednokrotnie i całkiem dosłownie stwierdził, że nie wierzy w Boga osobowego, potwierdza tylko regułę, że prawdziwa sztuka nie jest własnością swego twórcy; że ów twórca jest tylko narzędziem, że jest – jak to ujął W.H. Auden – „ręką farbiarza".

Uroda światów odmalowanych przez Hrabala nie ma sobie równych, co jest tym bardziej zadziwiające, że twórca ten z premedytacją opiewał ludzi z najniższego szczebla tzw. drabiny społecznej: robotników fizycznych, pakowaczy makulatury, Cyganów, bezdomnych, alkoholików; ludzie z lepszego towarzystwa, wykształceni i niegdyś zamożni, występują w jego opowiadaniach jedynie wówczas, gdy sami znaleźli się na dnie, strąceni w niebyt przez rewolucję komunistyczną. Paradoksalnie on sam wywodził się z zamożnej mieszczańskiej rodziny, ukończył studia prawnicze, lecz sam, z własnej woli konsekwentnie się proletaryzował, zanim jeszcze po 1948 roku dopomogli mu w tym komuniści. Powiadał, że pisarz musi żyć na dnie i spoglądać w górę – nigdy na odwrót. Tylko wtedy jego egzystencja będzie miała walor autentyzmu, a twórczość – rangę niepodważalnego świadectwa i krystalicznego artyzmu. Twórca i jego dzieło muszą stanowić jedność.

Także dlatego pisarstwo Bohumila Hrabala uchodzi za jawnie autobiograficzne. Genezy wielu jego najsłynniejszych książek rzeczywiście można się doszukać w biografii autora, w tych zaś nielicznych wypadkach, gdy było całkiem inaczej (jak choćby w historii kelnera z „Obsługiwałem angielskiego króla"), Hrabal postarał się, by skojarzenia z jego biografią same się czytelnikowi nasuwały. Taka opinia może niekiedy prowadzić do błędnych wniosków, a nawet odstręczać od jego twórczości czytelników, którzy znają ją tylko pobieżnie bądź z licznych ekranizacji. Hrabal nie był egocentrykiem skupionym na własnych traumach; zresztą siebie samego uczynił bohaterem swoich książek dopiero u schyłku życia (esej „Kim jestem", trylogia „Wesela w domu", „Listy do Kwiecieńki"). To bezlitosna introspekcja; jej być może najbardziej wstrząsającym rozdziałem jest napisany niedługo przed śmiercią esej „Nic, tylko strach" – sprawozdanie z prześladowań i inwigilacji, jakim poddawała go Służba Bezpieczeństwa.

Niezwykle wymowny jest już sam tytuł tego utworu (w oryginale brzmi on: „Totální strachy"). Największe wrażenie robi oskarżycielski ton tej pisarskiej spowiedzi, wymierzony jednak nie w jego prześladowców, lecz w siebie samego. Hrabal nie szuka usprawiedliwień dla swojego tchórzostwa i słabości, nie wskazuje palcem innych, nie upomina się o kontekst czy taryfę ulgową „dla artysty". Prawdę mówiąc, tak szczerze jak on przed swymi czytelnikami wielu z nas nie umiałoby chyba wyspowiadać się nawet w konfesjonale. Tym większą i niezasłużoną tragedią wydaje się jego samobójcza śmierć 3 lutego 1997 roku, przedstawiana niekiedy jako nieszczęśliwy wypadek (pisarz miał rzekomo wypaść ze szpitalnego okna, gdy karmił gołębie). Jego rozgrzeszeniem, jego pokutą, jego winą i jego zbawieniem były jego książki.

Urodził się 28 marca 1914 roku na przedmieściach Brna. Był dzieckiem nieślubnym i aż do trzeciego roku życia wychowywali go dziadkowie, ludzie prości i pobożni. Matka zabrała go do siebie dopiero po wyjściu za mąż. Ojczym, kierownik browaru Francin Hrabal, usynowił chłopca dopiero po kilkunastu latach; jeszcze w czasach szkolnych przyszły pisarz nosił nazwisko panieńskie matki, to znaczy Kilian. Nigdy nie nawiązał czułych relacji z matką, która wydawała się znacznie bardziej zaabsorbowana swymi ambicjami aktorskimi oraz wychowaniem młodszego syna, Slávka. Osamotniony chłopiec znalazł jednak życzliwego opiekuna w osobie stryja, Josefa Hrabala, nazywanego Pepinem. Josef Hrabal był z zawodu szewcem, z natury włóczęgą, ale przez większość życia pozostawał pod opieką brata, mieszkając z jego rodziną w browarze w Nymburku. Medycy uznaliby go zapewne za niepoczytalnego, ale dzięki opiece brata Pepin spędził w zakładzie zamkniętym jedynie kilka ostatnich lat życia, gdy nikogo już nie poznawał i wymagał stałej opieki.

Stryj Pepin i muzy

Stryj był towarzyszem zabaw małego Bohumila, a z czasem stał się także jego muzą. Miał bowiem nieprawdopodobny talent narracyjny; znajomi ponoć wypożyczali go nawet od państwa Hrabalów, by umilał im wieczory w gospodach. Potrafił godzinami opowiadać o swoich przygodach w austriackim wojsku, czego reprezentatywną, aczkolwiek artystycznie przetworzoną, próbkę stanowi słynna, złożona z jednego zdania powieść Hrabala „Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych". Książka powstała dopiero w połowie lat 60., ale porównanie z wcześniejszymi zapiskami dowodzi, że Hrabal w dużej mierze odtworzył z pamięci zapisywane wcześniej, a niekiedy nawet nagrywane na magnetofon już po wojnie, monologi swego stryja. Świadkowie tych popisów stryja Pepina zgodnie twierdzili, że on sam także za każdym razem powtarzał je praktycznie słowo w słowo.

Lata szkolne Hrabala to pasmo młodzieńczych udręk; rzeczywiście dwukrotnie nie zdał do następnej klasy, kilka razy zmieniał szkoły, przez pewien czas mieszkał znów z dziadkami. Rodzice nie mogli sobie z nim poradzić, ale byli zdecydowani wychować go na ludzi. Na ich żądanie po ukończeniu gimnazjum przez rok uczył się łaciny, by móc przystąpić do egzaminów na studia prawnicze. Jak sam wspominał, to właśnie wtedy – a miał już wówczas 20 lat – zainteresował się literaturą klasyczną i filozofią. Wtedy też zaczął pisać wiersze.

W połowie lat 30. w Czechach najmodniejszym kierunkiem w sztuce był surrealizm. Młody Hrabal szybko zasilił szeregi awangardy, aczkolwiek wiedział o tym jedynie jego najbliższy przyjaciel z Nymburka, również początkujący poeta Karel Marysko. Już wtedy daje o sobie znać charakterystyczny element biografii Hrabala – niemal nikt w jego otoczeniu nie wie, że pisze; co więcej, jego styl życia i podejmowane zajęcia w ogóle na to nie wskazują. Gdy jesienią 1939 roku Niemcy zamknęli czeskie szkoły wyższe, brakowało mu jeszcze roku studiów, by uzyskać dyplom. Mimo że mógł zatrudnić się u notariusza, niemal całą wojnę przepracował na kolei, początkowo jako robotnik, a następnie, po ukończeniu stosownego kursu, jako dyżurny ruchu. Po wojnie dokończył studia i odsłużył wojsko, ale zamiast pracować w zawodzie, zatrudnił się jako agent ubezpieczeniowy i komiwojażer, dzięki czemu przemierzył praktycznie całe Czechy, zatrzymując się na koszt pracodawcy w zajazdach i hotelach. Zaraz po wojnie wstąpił do partii komunistycznej, ale już w 1946 roku wypisał się z niej, jak napisał w uzasadnieniu: „z tych samych powodów, dla których do niej wstąpiłem". W tym samym czasie nawiązał najdłuższą, spośród swoich dotychczasowych związków uczuciowych, relację z młodą mężatką z Nymburka. Nie zdecydował się jej poślubić, ona z kolei usunęła ich nieślubne dziecko (miała też troje małych dzieci z mężem). Mimo to ich znajomość trwała aż do 1956 roku, gdy Hrabal poślubił poznaną niedługo wcześniej w Pradze Eliškę Plevovą (1924–1987), córkę niemieckiego fabrykanta z Moraw.

Po przejęciu władzy przez komunistów w 1948 roku Hrabal został de facto zesłany do pracy fizycznej w hucie Poldi w Kladnie. Przepracował tam kilka lat; początkowo mieszkał w barakach robotniczych (upiorne stosunki, jakie tam panowały, przedstawił w opowiadaniach z rozrachunkowego tomu „Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać", 1965). Potem wynajmował mieszkania w Pradze, skąd dojeżdżał do Kladna autobusem. W 1952 roku doznał w pracy ciężkiego urazu czaszki, po którym leczył się przez kilka miesięcy w szpitalach i sanatoriach. Jak sam wspominał, po tym wydarzeniu spojrzał na świat inaczej. I porzucił poezję dla prozy.

Outsider w socrealizmie

Reszta jest największą czeską legendą literacką XX wieku. Niespełna 40-letni Hrabal zatrudnił się w składnicy makulatury, gdzie poznał niejakiego Hańtę, byłego zapaśnika, „człowieka wykształconego wbrew własnej woli", który po latach stał się pierwowzorem bohatera jego najsłynniejszej powieści „Zbyt głośna samotność" (1975). Zamieszkał w dawnej kuźni na peryferiach Pragi, w dzielnicy Libeń, spędzając większość czasu z dwoma najbliższymi przyjaciółmi, Vladimírem Boudníkiem i Egonem Bondym. Ten pierwszy, wybitny grafik zmarły śmiercią samobójczą w grudniu 1968 roku, występuje w wielu jego opowiadaniach jako uosobienie totalnego artyzmu, jest też tytułowym bohaterem „Czułego barbarzyńcy" (1973). Drugi, nonkonformistyczny poeta i włóczęga utrzymujący się z przemytu i resztek olbrzymiego spadku swej wieloletniej kochanki Jany Černej-Krejcarovej (poetki, córki Mileny Jesenskiej), ustatkował się na chwilę w latach 60. – zdał maturę, ukończył studia i opublikował pod swoim prawdziwym nazwiskiem Zbyněk Fišer kilka książek filozoficznych, jednakże po inwazji sowieckiej na Czechosłowację w 1968 roku ponownie zszedł do podziemia. Okrzyknięty papieżem rodzimego undergroundu artystycznego współpracował z zespołem Plastic People of the Universe i napisał kilkanaście futurystycznych dystopii, które weszły do żelaznego kanonu lektur czeskich hippisów i punków.

Hrabal, wspominając tryb życia, jaki prowadził w latach 50., stwierdził, że on i jego przyjaciele byli, choć o tym nie wiedzieli, czeskimi odpowiednikami bitników. Miał więc rację Piotr Bratkowski, pisząc przed laty o „Czułym barbarzyńcy" (który ukazał się po polsku dopiero w 1997 roku), że to książka Jacka Kerouaca napisana przez Bohumila Hrabala. Autor „Baru Świat" w latach 50. napisał kilkadziesiąt opowiadań, których akcja rozgrywa się przeważnie na praskich peryferiach lub wśród robotników fizycznych i wagabundów – i są to najniezwyklejsze spośród wszystkich opowiadań, jakie kiedykolwiek stworzył. W ówczesnych realiach teksty te były całkowicie niecenzuralne, ale krążyły za to w odpisach maszynopisowych; Hrabal czytał je także podczas spotkań urządzanych w mieszkaniach zaprzyjaźnionych redaktorów państwowych wydawnictw. Dzięki temu w połowie dekady był już środowiskową sławą, aczkolwiek na oficjalny debiut książkowy musiał poczekać aż do 1963 roku (jednakże od 1959 roku publikował w czasopismach).

Ceną za oficjalne uznanie była autocenzura, jakiej poddał wiele swoich wczesnych utworów. Dopiero po latach krytycy poznali oryginalne (i lepsze) wersje wielu opowiadań, choćby takich jak słynna „Jarmilka" (1952) czy „Kain" (1964). Ten nieznany Hrabal okazał się autorem znacznie bardziej drapieżnym i bezpośrednio nawiązującym do surrealizmu i egzystencjalistów, zwłaszcza do „Obcego" Alberta Camusa. Jak się okazuje, tak charakterystyczny dla Hrabala ton liryczny pojawił się w jego twórczości stosunkowo późno, na dobrą sprawę dopiero w latach 60. Można wręcz odnieść wrażenie, że pisarz ten dopiero z wiekiem złagodniał i stał się „tym Hrabalem", którego wszyscy pokochaliśmy za sprawą „Pociągów pod specjalnym nadzorem" (1965) czy „Postrzyżyn" (1970).

Te dwie minipowieści, kongenialnie zekranizowane przez Jiříego Menzla, otworzyły przed pisarzem wrota światowej sławy, a zarazem zamknęły go w pewnym stereotypie. Czeski pisarz Jáchym Topol wspominał kiedyś, że jako młody zbuntowany człowiek nie był w stanie oglądać „Postrzyżyn", uważał, że to kwintesencja czechosłowackiego kiczu, filmowy odpowiednik dokonań Karela Gotta czy Heleny Vondráčkovej; po książki Hrabala sięgnął dopiero po śmierci pisarza (i wtedy, zbyt późno, go docenił). Hrabal po inwazji sowieckiej w 1968 roku na kilka lat utracił możliwość publikacji; jego książki ponownie zaczęły się ukazywać dopiero w połowie lat 70. Niektórzy mieli mu to za złe, chociaż ludzie o nieco dłuższej pamięci słusznie przypominali, że ten pisarz nigdy nie zhańbił się wypisywaniem socrealistycznych bredni, w przeciwieństwie do wielu spośród jego oskarżycieli. Hrabal niemal do 50. roku życia pracował fizycznie i gdyby nie spóźniony debiut książkowy, zostałby z głodową emeryturą, będąc praktycznie na utrzymaniu żony, kasjerki w restauracji. Taką cenę zapłacił za niezależność, za swoje bitnickie lata.

Bojaźliwy bohater

A to był dopiero początek. W 1973 roku musiał wyprowadzić się z Libni, gdyż w miejscu, gdzie mieszkał, miała powstać nowa stacja metra. Zamieszkał z żoną na nowym osiedlu, ale uciekał stamtąd, kiedy tylko mógł, do domu letniego w Kersku (niedaleko Nymburka), a przede wszystkim do gospód. W Kersku pisał, w gospodach – i tylko tam – spotykał się z przyjaciółmi. Nie chodziło jedynie o wyjątkową atmosferę praskich knajp, które tak sugestywnie opiewał w swojej twórczości. Prozaik Ivan Klíma wspomina w wydanej niedawno autobiografii, jak to wraz z kilkoma kolegami po piórze postanowili zrobić niespodziankę Hrabalowi i odwiedzić go w jego nowym mieszkaniu, by „w imieniu środowiska" uczcić jego 60. urodziny (w tym czasie wszyscy byli „pisarzami w likwidacji", jak to określił Hrabal, to znaczy nie zostali przyjęci do nowego związku literatów). Zdenerwowany gospodarz zszedł do nich na dół i wyjaśnił, że nie może ich zaprosić do mieszkania, bo SB założyła mu podsłuch. Klíma i Ludvík Vaculík machnęli na to ręką (oni także byli systematycznie podsłuchiwani). Zaciągnęli Hrabala na górę i dopiero tam wręczyli mu samodzielnie przygotowany dyplom z okazji jubileuszu. W tej samej książce Klíma przypomina, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej Hrabal wraz z Václavem Havlem i kilkunastoma innymi pisarzami podpisał list otwarty z żądaniem uwolnienia więźniów politycznych.

Hrabal mawiał o sobie „bojaźliwy bohater", akcentując przy tym pierwszy człon tego określenia. W czeskich realiach okazał się jednak prawdziwym bohaterem. Po pierwsze, nie donosił. Po drugie, nie zawahał się publikować swoich książek w wydawnictwach niezależnych i emigracyjnych (dzięki czemu „Zbyt głośna samotność" wyszła po polsku w znakomitym przekładzie Pawła Heartmana, czyli Piotra Godlewskiego, już w 1978 roku w podziemnej oficynie NOWA). Po trzecie, trzymając się przez całe życie jak najdalej od polityki, nie pozwolił zawłaszczyć swego dzieła ani władzy, ani opozycji – pozostał twórcą w najlepszym tego słowa znaczeniu apolitycznym. Być może dlatego nie wymienia się go dziś wśród kandydatów na pomniki i polityczne ołtarze, w przeciwieństwie do wielu autorów pomniejszej rangi. I może dlatego uczniowie szkoły średniej w jego rodzinnym mieście potrzebowali, jak się okazuje, dodatkowych lekcji, w tym także projekcji filmu dokumentalnego, by docenić starszego kolegę ze szkolnej ławy.

Hrabal przed laty napisał autobiograficzny tekst, wywiad z samym sobą, któremu w tłumaczeniu, korzystając z licentia poetica, nadałem tytuł: „Piękna rupieciarnia". Tak pisał w nim o swoim gimnazjum i o swoim kraju, o Europie Środkowej: „Opowiadano mi, że na strychu gimnazjum, tak jak następowały po sobie epoki, leżały tam portrety prezydenta Masaryka zaraz obok pięćdziesięciu krzyży z Chrystusem, które wieszano za Austrii, i był tam prezydent Hácha, a obok prezydent Beneš... i kiedy w pięćdziesiątym szóstym roku zapadła decyzja, żeby uprzątnąć strychy na wypadek wojny, w trakcie godzin lekcyjnych ze strychów na podwórze wypadały portrety dostojników, które kiedyś zdobiły każdą klasę i korytarz, i gabinet dyrektora, i pokój nauczycielski, i pracownię, i wszystko, uczniowie zrzucali z góry na dół te podobizny, ale największa radość zapanowała wówczas, gdy w dół polecieli ci drewniani Chrystusowie, te krzyże, uczniowie powitali to dzikim wrzaskiem i na dole rozbijali je motykami, żeby je potem spalić, te stare złote czasy, w piecu centralnego ogrzewania... A potem również w naszej starej auli, gdzie odprawiano msze, gdzie grywało się teatr i gdzie także był drewniany ołtarz, uczniowie porąbali ten ołtarz siekierami i wywlekli resztki na dwór, żeby powoli spalić je razem z Chrystusem w piecu centralnego ogrzewania... I to też jest obraz, który robi wrażenie, mówi sam za siebie i o tym wszystkim, przez co musiało przejść to miasteczko, co musiało zostać wymazane z przeszłości, aby zostało zapomniane, uczynione niebyłym. Ten obraz jest jednak także obrazem naszej historii, nie tylko dziejów miasteczka, ale i całego narodu, a nawet nie narodu, tylko tego wszystkiego, co nazywano Europą Środkową i czemu sądzony był taki sam koniec jak tym portretom, jak tym Chrystusom, które zdobiły klasy szkoły realnej, dzisiejszego gimnazjum... ".

Aleksander Kaczorowski – tłumacz literatury czeskiej, m.in. książek Bohumila Hrabala „Czuły barbarzyńca", „Drybling na chustce do nosa", „Piękna rupieciarnia" i autor jego biografii „Gra w życie" (Czarne, 2004)

Przed kilkoma miesiącami głośnym echem odbił się nad Wełtawą antyhrabalowski bunt uczniów gimnazjum w Nymburku, rodzinnym mieście Bohumila Hrabala (1914–1997), najwybitniejszego, obok Jaroslava Haska, czeskiego pisarza XX wieku. Tamtejsi gimnazjaliści zaprotestowali przeciwko planom dyrekcji, która w związku z przypadającą w tym roku 100. rocznicą urodzin autora „Zbyt głośnej samotności" (i 111. rocznicą powstania szkoły) postanowiła nadać jej jego imię. – Nigdy nie słyszałem o takim pisarzu – oświadczył przewodniczący samorządu uczniowskiego. Inny znów uczeń stwierdził, że z tego, co mu wiadomo, Hrabal dwukrotnie nie zdał do następnej klasy, nie zasługuje więc na to, by być patronem jednej z najlepszych w kraju szkół średnich (czeskie gimnazjum jest odpowiednikiem naszego liceum). List protestacyjny podpisało kilkuset uczniów.

Sam Hrabal być może pokiwałby tylko głową nad takim obrotem wydarzeń i ze stoickim spokojem zamówiłby kolejny kufel piwa. Jeszcze za życia zażyczył sobie, by poświęconą mu tablicę pamiątkową zawiesić na takiej wysokości, by psy mogły załatwić przy niej małą potrzebę. Taka tablica zdobi dziś ścianę nymburskiego browaru, w którym się wychował i gdzie mieszkał do 35. roku życia. Nie znosił pompy, a z rodzinnym miastem łączyła go wyjątkowo skomplikowana relacja. Wprawdzie rozsławił je w swoich książkach, takich jak „Postrzyżyny" czy „Taka piękna żałoba". Tymczasem po śmierci najbliższych: ojca, matki i stryja Pepina, odwiedzał je nader rzadko. „Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, więc czemu ja miałbym być wyjątkiem? Nie lubią mnie tu" – wspominał. O jego rzeczywistym stosunku do Nymburka wymownie świadczy fakt, że zdecydował się nawet na ekshumację ciał najbliższych z tamtejszego cmentarza i pochował ich w nowym grobie rodzinnym w pobliskiej miejscowości Hradisztko, gdzie po latach spoczął wraz z żoną. „Już go skreśliłem, ten Nymburk, jakim jest teraz".

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Historia ludowa czy ludożercza. Matka Boska z Bardo kontra szeptuchy
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Abp Wojda nie zaskakuje. Niestety
Plus Minus
Demograf: Czeka nas półwiecze rządów pań
Plus Minus
Wygoda bez kompromisów. Jak sport podbił świat mody
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Prof. Wojciech Fałkowski: Trump nie chciał usiąść na tle „Batorego pod Pskowem”