Reklama

Pechowy Stadion Narodowy - komentarz Stefana Szczepłka

Zwycięstwo Polski nad Niemcami to zła wiadomość dla każdego, kto widzi w Polsce miejsce zapomniane przez Pana Boga, a w Polakach ofiary losu.

Publikacja: 17.10.2014 02:26

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Martyrologia jest wpisana w  naszą świadomość narodową. My zawsze mieliśmy pod górkę. Jak nie atakował nas margrabia Hodo, to Tatarzy, jak nie Hitler, to Stalin, a raz obaj jednocześnie. Jeśli ktoś ma pecha, może zostać pobity przez Niemców nawet w samolocie. Wszystko to nie zdarza się innym, tylko Polakom.

W meczach z Niemcami albo w ostatniej minucie ślizgał się Henryk Martyna na lodzie w Berlinie, albo Jakub Wawrzyniak na suchej trawie w Gdańsku, co kończyło się stratą bramki. Woda przeszkodziła nam w zwycięstwie nad Niemcami we Frankfurcie, co jest jeszcze jednym dowodem, że sprzysięgły się przeciw nam żywioły letnie i zimowe.

Żeby chodziło tylko o nierówne traktowanie nas w starciach z Niemcami przez opatrzność, można by podejrzewać, że w niebie rządzi opcja niemiecka.

Ale nie, nam wiatr wieje w twarz zawsze, nawet kiedy jest flauta. Historia polskiego sportu pełna jest traumatycznych zdarzeń, które odbierały naszym zawodnikom pewne, zdawałoby się, zwycięstwa.

Na igrzyskach w Los Angeles Janusz Kusociński w biegu na 10 km tak sobie obtarł nogi, że nie mógł wystartować na 5 km, gdzie być może też by wygrał. Na olimpiadzie w Berlinie Józef Noji miał zdobyć medal w biegu na 10 km, ale nieroztropnie zjadł krwisty befsztyk i chodził, zamiast biegać. Zdzisław Krzyszkowiak też miał szansę na medal w Melbourne, ale kiedy spacerował w wiosce olimpijskiej, pogryzł go pies (wyjątkowo nie był to owczarek alzacki).

Reklama
Reklama

Wiadomo (to znaczy naród wie), że jak na sportowców spadają jakieś plagi, przegrywają w ostatniej chwili lub krzywdzą ich sędziowie, to statystycznie najczęściej spotyka to Polaków. Czasami bywa to zresztą dla przegranych bardzo wygodnym alibi.

Ten rok pokazuje, że coś się zmienia. Justyna Kowalczyk nawet ze złamaną nogą zdobyła w Soczi złoty medal olimpijski. Zbigniew Bródka zwyciężył różnicą siedmiu tysięcznych sekundy, i to przegrany Holender nie mógł się z tym pogodzić. Niemców pokonali w tym sezonie polscy koszykarze, piłkarze ręczni, siatkarze, wreszcie futboliści. A Sebastian Mila strzelił drugą bramkę w czasie, w którym zgodnie z prawem Linekera do tej pory robili to Niemcy.

Ciekaw jestem, czy oni myślą o tym, że najbardziej pechowym dla nich miejscem na świecie jest Stadion Narodowy w Warszawie. Grali tu dwukrotnie i ponieśli dwie porażki. A my właśnie w tę sobotę wyleczyliśmy się tu z kompleksów. Mam przynajmniej taką nadzieję.

Martyrologia jest wpisana w  naszą świadomość narodową. My zawsze mieliśmy pod górkę. Jak nie atakował nas margrabia Hodo, to Tatarzy, jak nie Hitler, to Stalin, a raz obaj jednocześnie. Jeśli ktoś ma pecha, może zostać pobity przez Niemców nawet w samolocie. Wszystko to nie zdarza się innym, tylko Polakom.

W meczach z Niemcami albo w ostatniej minucie ślizgał się Henryk Martyna na lodzie w Berlinie, albo Jakub Wawrzyniak na suchej trawie w Gdańsku, co kończyło się stratą bramki. Woda przeszkodziła nam w zwycięstwie nad Niemcami we Frankfurcie, co jest jeszcze jednym dowodem, że sprzysięgły się przeciw nam żywioły letnie i zimowe.

Reklama
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Trump, Nawrocki i Kaczyński razem przeciwko Unii, czyli dlaczego prawica woli USA od UE
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Gaza. Stąpanie po krawędzi utopii
Plus Minus
„Beetlejuice”: Aria dla Żukosoczka
Plus Minus
„Kronologic. Paryż 1920”: Cisza w operze
Plus Minus
„Dusza. Historia ludzkiego umysłu”: Anatomia ludzkiej jaźni
Reklama
Reklama