Sprawiedliwi i niesprawiedliwość - Rzecz o Sprawiedliwych

Do dziś nie wiemy, ilu naprawdę było polskich Sprawiedliwych. Zapomniano o tych, którzy zginęli, świadcząc pomoc, i o tych, którzy przeżyli, a nie zabiegali o splendory. Jak choćby o rodzinie Rostkowskich.

Aktualizacja: 07.11.2014 21:19 Publikacja: 07.11.2014 01:48

Janina Tyszko (łączniczka skarbnika „Żegoty”) z innymi uczestnikami konspiracji, rok 1942

Janina Tyszko (łączniczka skarbnika „Żegoty”) z innymi uczestnikami konspiracji, rok 1942

Foto: Archiwum autora

Czwartego czerwca 1950 roku przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie znaleziono ciało niespełna 32-letniego Ludwika Rostkowskiego. Przed wojną – działacz socjalistycznych organizacji młodzieżowych, w okresie okupacji był jednym z ważniejszych współpracowników konspiracyjnej Rady Pomocy Żydom, czyli „Żegoty". Odpowiadał za znaczną część pomocy medycznej, jaką w Warszawie i okolicy świadczono podopiecznym Rady.

Czy było to samobójstwo, czy zręcznie upozorowane zabójstwo? Nie wiadomo. Jego śmierć skrywa wiele tajemnic. To zarazem przyczynek do refleksji nad zaniechaniem, do jakiego doszło w stosunku do polskich Sprawiedliwych – zarówno względem osób odznaczonych tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, jak tych nigdy nieuhonorowanych, choć powszechnie znanych, a także tych, którzy mimo zasług pozostali nieznani, na zawsze anonimowi.

Trzysta tysięcy

Owo zaniechanie widoczne jest nie tylko w przypadku jednostek, takich jak Ludwik Rostkowski, ale przede wszystkim w odniesieniu do ogółu. Dość rzec, że blisko 70 lat po zakończeniu II wojny światowej nie potrafimy nawet precyzyjnie określić, ilu faktycznie było polskich Sprawiedliwych. Wyznaczyć jedynie możemy, i tak przez wielu kontestowaną, dolną i górną granicę. Tę pierwszą stanowi liczba 6454 osoby zweryfikowane przez Instytut Yad Vashem – tę drugą szacunki najbardziej znanych autorów monografii na temat pomocy Żydom, Teresy Prekerowej lub Gunnara Paulssona, mówiące o około 300 tysiącach osób doraźnie lub stale pomagających.

Historia Ludwika Rostkowskiego pozwala lepiej zrozumieć otchłań powstałą między liczbą osób formalnie uznanych za Sprawiedliwych a resztą pomagających. Wiele mówi nawet jego śmierć. Był Rostkowski jedną z około 5 milionów osób, które zmarły w Polsce w okresie od zakończenia wojny do roku 1963, w którym Instytut Yad Vashem (istniejący od roku 1953) zaczął nadawać tytuł Sprawiedliwego. Wśród tych 5 milionów było wielu potencjalnych kandydatów do tego odznaczenia. Ilu ich było?  Ilu spełniłoby wymogi formalne i otrzymało taki tytuł? Określić się nie da. Gdyby jednak do grona 6454 uznanych Sprawiedliwych zastosować tę samą proporcję, jaką 5 milionów stanowiło pośród 24 milionów Polaków żyjących w okresie okupacji hitlerowskiej, to mielibyśmy do czynienia z grupą około 1300 osób. Ilu otrzymało go naprawdę?

Ludwik Rostkowski tak – cudem. Po blisko 50 latach przypomniał sobie o nim jeden z żydowskich przyjaciół, któremu pomagał. W roku 1997 syn Ludwika Mikołaj z rąk ambasadora Izraela w Warszawie odebrał w imieniu zmarłego ojca tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.

Mniej szczęścia miało wielu żywych. Macocha Ludwika Janina Rostkowska podobnie jak jego żona Maria Papa Rostkowska (zmarła w roku 2008 znana artystka), nigdy nie zostały odznaczone tytułem Sprawiedliwego, choć także pomagały i narażały życie. Zawisło ono na włosku na początku roku 1944, kiedy to jeden z podopiecznych, którzy przewinęli się przez ich dom, wpadł w ręce Niemców i nie wytrzymawszy metod śledczych, zaczął sypać. Rostkowskich uratował telefon od znajomego urzędnika magistratu warszawskiego, który podsłuchał rozmowę Niemców, przybyłych w poszukiwaniu dokładnego adresu Polaków. Skończyło się na utracie dachu nad głową i ukrywaniu się, co zresztą  nie oznaczało zaprzestania ryzykownej działalności. O skali zaniechania i zapomnienia świadczy jednak najpełniej los Ludwika Rostkowskiego (seniora), znanego przed wojną lekarza okulisty i działacza socjalistycznego. W dużej mierze to dzięki niemu syn dokonał tak wiele w ciągu swego krótkiego życia.

Ojciec i syn

Ludwik (senior) był osobowością ponadprzeciętną. W drugiej połowie 1940 roku współtworzył Komitet Porozumiewawczy Lekarzy Demokratów i Socjalistów, który w roku 1943 stał się głównym narzędziem „Żegoty", jeśli idzie o niesienie pomocy medycznej. To on współtworzył konspiracyjne pismo bez tytułu, zwane Abecadłem Lekarskim, jednoznacznie potępiające antyżydowską politykę okupanta. Na łamach tego pisma jego syn Ludwik (junior) wzywał wiosną 1942 roku polskie i żydowskie społeczeństwo do solidarności w obliczu wspólnego wroga: „Uświadomione społeczeństwo polskie i żydowskie winny widzieć w sobie wzajemnie sojuszników w walce ze wspólnym wrogiem. Świat lekarski winien w szczególności przeciwstawić się szkodliwej propagandzie antyżydowskiej (...) Lekarz w każdym cierpiącym i chorym widzieć powinien przede wszystkim człowieka". Przeżył on syna o 23 lata, zmarł w roku 1973. Mimo to podzielił los wszystkich nieuhonorowanych.

Taki był też los jego znajomych. Chociażby Janiny Tyszko, łączniczki Marka Arczyńskiego, skarbnika „Żegoty", która w sekcji pomocy medycznej współpracowała z Ludwikiem Rostkowskim (juniorem). Spotykali się co kilka dni, przekazując sobie informacje o osobach potrzebujących opieki lekarskiej. Na ich podstawie Ludwik decydował, gdzie jakiego specjalistę posłać (w lżejszych przypadkach udawał się sam). Ich spotkania nie należały do bezpiecznych. O jednym, na rogu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej, Janina opowiadała: „Ludwik strasznie zdenerwowany tam na tym rogu krążył. Jak ja podeszłam do niego, to zdążył powiedzieć: »Mnie tu obserwuje jakiś typ«. No i rzeczywiście za chwilę podchodzi jakiś, rozdziela nas:  »Do bramy! Do bramy!«. Zaczyna nas indagować: »Kennkartę proszę!« i w końcu mówi tak: »Pani to może iść, a pan pójdzie ze mną«". Także ona nigdy żadnym tytułem odznaczona nie została. Nie starała się, jak mówi, do głowy by jej nie przyszło.

Nie przychodziło to do głowy nie tylko ratującym, ale także ratowanym. Siostrzenica Adama Czerniakowa, prezesa getta warszawskiego, Janina, przetrwała wojnę u polskiej rodziny w podwarszawskim Pruszkowie. W rozmowie przed kilku laty przyznała, że nie pomyślała nigdy o tym, by za rzecz tak normalną i ludzką jak uratowanie drugiemu człowiekowi życia domagać się dla kogoś nagrody. Zgadzał się z tym żyjący jeszcze wówczas jeden z jej opiekunów, Tadeusz. Także dla niego w staraniu o odznaczenie byłoby coś dziwnego, wręcz niesmacznego. Wzbraniał się, gdy jego czyn nazywano bohaterskim. Ani on, ani jego owdowiała matka, dwóch braci i szwagierka, którzy także w opiece nad Janiną uczestniczyli, nie zostali uhonorowani.

Zapomniani

Obecnie, z perspektywy 70 lat od zakończenia II wojny światowej, trzeba przyznać, że to przede wszystkim my sami nie uhonorowaliśmy swoich Sprawiedliwych, że doszło z naszej strony do zaniechań nie do odrobienia. Wymarli już świadkowie i uczestnicy wydarzeń, a wraz z nimi pamięć o ich czynach. Spóźniła się historiografia. Pierwsza monografia dotycząca pomocy Żydom ukazała się dopiero w roku 1963 z inicjatywy Żydowskiego Instytutu Historycznego. Nikt nie zgromadził nigdy bibliografii artykułów prasowych, traktujących o Sprawiedliwych. To, co zrealizowano w ostatnich latach, to w dużej mierze powtórzenie osiągnięć Instytutu Yad Vashem.

Nie ma co się oszukiwać. Sprawiedliwi pozostawali przez ponad pół wieku wyrzutkiem naszej historii. Tłumaczenie tego potrzebą opisania w pierwszej kolejności wydarzeń najważniejszych i najtragiczniejszych oraz brakiem wolności słowa w epoce komunizmu nie wytrzymuje krytyki. Gdyby chciano – pisano by, w taki czy inny sposób. Zbierano by relacje. Prawdziwą przyczyną milczenia był fakt, że dziejów „sprawiedliwych" nie zaliczano do głównego nurtu polskiej historii. Uznawano, że jest to fragment obcej nam martyrologii Żydów. Naukowe badania nad Polakami represjonowanymi za pomoc Żydom dopiero w ostatnich latach podjął Instytut Pamięci Narodowej.

Można się zżymać, można krytykować Instytut Yad Vashem za wiele niedociągnięć, za opieszałość, za zbędne i uciążliwe procedury, za niechęć okazywaną polskiej stronie, za nieudostępnianie dokumentacji o Polakach nieodznaczonych tytułem Sprawiedliwych. To wszystko prawda. Ale właśnie ten instytut jako pierwszy tą kategorią Polaków poważnie się zainteresował. On ich wyodrębnił, niejako stworzył, przechował o nich pamięć, i to on wreszcie uświadomił nam ich znaczenie oraz rolę, jaką odegrali w polskiej historii. I za to zawsze należeć mu się będą słowa uznania oraz wdzięczności. Rozliczenie innych musi być poprzedzone własnym rachunkiem sumienia. By nas nie pytano: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Miejmy nadzieję, że dzisiejsza Polska, a przede wszystkim takie instytucje jak świeżo otwarte Muzeum Historii Żydów Polskich, uczynią co w ich mocy, by ani jeden z polskich Sprawiedliwych nie został już zapomniany.

Autor jest historykiem zatrudnionym w Biurze Edukacji Publicznej IPN w Warszawie. Opublikował m.in. „Adam Czerniaków 1880-1942. Prezes getta warszawskiego", Warszawa 2009

Konferencja

Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu, Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN oraz Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma zapraszają na międzynarodową konferencję naukową „Wokół pomocy dla Żydów w okupowanej Europie".

Konferencja odbędzie się w dniach 13–15 listopada w Warszawie w siedzibie ŻIH (ul. Tłomackie 3/5) i w Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki „Przystanek Historia" (ul. Marszałkowska 21/25).

W ramach konferencji przewidziane są następujące sesje i panele dyskusyjne: Upamiętnianie Sprawiedliwych w Polsce | Pomoc indywidualna – studium przypadku | Żydzi pomagający Żydom | Pomoc zorganizowana – ruchy oporu | Pomoc zorganizowana – studium przypadku | Pomoc zorganizowana – informowanie świata | Sprawiedliwi wśród Narodów Świata – studium przypadku | Sprawiedliwi wśród Narodów Świata – wyzwania | Wspólna historia? Wspólna pamięć?

Czwartego czerwca 1950 roku przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie znaleziono ciało niespełna 32-letniego Ludwika Rostkowskiego. Przed wojną – działacz socjalistycznych organizacji młodzieżowych, w okresie okupacji był jednym z ważniejszych współpracowników konspiracyjnej Rady Pomocy Żydom, czyli „Żegoty". Odpowiadał za znaczną część pomocy medycznej, jaką w Warszawie i okolicy świadczono podopiecznym Rady.

Czy było to samobójstwo, czy zręcznie upozorowane zabójstwo? Nie wiadomo. Jego śmierć skrywa wiele tajemnic. To zarazem przyczynek do refleksji nad zaniechaniem, do jakiego doszło w stosunku do polskich Sprawiedliwych – zarówno względem osób odznaczonych tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, jak tych nigdy nieuhonorowanych, choć powszechnie znanych, a także tych, którzy mimo zasług pozostali nieznani, na zawsze anonimowi.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą