Bomba wybucha 15 stycznia przed południem. Szwajcarzy ogłaszają, że nie będą bronili kursu franka. Waluta umacnia się błyskawicznie o 20 proc. W ślad za tym osłabia się złoty. Dla setek tysięcy polskich rodzin zadłużonych w tej walucie to dramat. Z dnia na dzień ich raty podnoszą się o kilkaset złotych, a kredyt puchnie do ogromnych rozmiarów – często, choć mija już kilka lat spłaty, jest dwukrotnie wyższy niż w momencie jego zaciągania.
Czy to już sytuacja, gdy w gospodarkę wolnorynkową powinno się włączyć polskie państwo? Czy są już wystarczające powody, aby państwowy urzędnik chwycił i powstrzymał niewidzialną rękę rynku? Czy władze powinny ingerować w umowy, które z bankami podpisali dojrzali, dorośli ludzie?
Odpowiedź musi być twierdząca, mamy bowiem do czynienia z realnym problemem społecznym dotyczącym ponad pół miliona rodzin. A w dodatku osoby, które zaciągały w latach 2006–2008 kredyty w walutach obcych, statystycznie wyróżniają się na tle reszty społeczeństwa. Są lepiej wykształcone, bardziej przedsiębiorcze, młodsze, posiadające więcej dzieci, aktywne zawodowo.