O tym, że Marek Krajewski jest człowiekiem, któremu współczesny polski kryminał zawdzięcza najwięcej, nie trzeba nikogo przekonywać. Cykl poświęcony Eberhardowi Mockowi zaowocował prawdziwą modą literacką na rodzimych autorów, którym udaje się powoli rywalizować o czytelnika z pisarzami amerykańskimi i Skandynawami. Krajewski doczekał się też oczywiście tabunu epigonów, trudno więc się dziwić, że w końcu przedwojenny i międzywojenny sztafaż znudziły odbiorców.
Sukces Zygmunta Miłoszewskiego – ostatnio autor „Gniewu" podbija Francję – wynika jednak nie tylko z odwrotu od kryminału retro, lecz w dużej mierze wiąże się z ekranizacją pierwszej jego powieści z prokuratorem Szackim w roli głównej. Ale już zeszłoroczny szturm Katarzyny Bondy na listy bestsellerów pokazał, że czytelnicy pragną nowych bohaterów, bliskich im realiów i zwyczajności, a kryminał ma szansę stać się nową literaturą środka, wypełniając lukę po niemal nieistniejącej powieści obyczajowej. Co mają odbiorcy do zaoferowania autorzy mniej popularni od Miłoszewskiego i Bondy?